Uwaga! Wilq leci do domu na herbatę

Rozmowa z współtwórcą kultowego komiksu „Wilq” – Tomaszem Minkiewiczem. Rozmawiają Jowita Lis, Piotr Klonowski, Jagoda Cierniak.

120_lightbox_Wilq_4

W lipcu plenerowym Kinie Perła odbyła się premiera waszego filmu animowanego w, który od niedawna jest dostępny również online. Byliście obecni na projekcji w Warszawie – jaki był odzew ze strony publiczności? Jesteście zadowoleni z reakcji?

Bardzo jesteśmy [z Bartoszem, współtwórcą komiksu – red.] zadowoleni. Co prawda na festiwalu, przed projekcją,  pojawił się stres. Ale ludzie fajnie reagują, śmieją się wtedy, kiedy założyliśmy, że powinni się śmiać. Z tego co wiem, film trafia zarówno do osób, które lubią Wilqa i czytają go od pierwszego numeru, jak również do tych, które wcześniej nie miały styczności z komiksem.

I chyba na takich odbiorcach wam zależało?

Tak, głównie dlatego, że komiks w Polsce to dla pewnych ludzi bariera nie do przeskoczenia. Musieliśmy wejść w nowe medium. Równocześnie strasznie zależy na tym, żeby osoby, które znają Wilqa z komiksu nie poczuły się porzucone.  Dlatego tak dużą wagę przywiązywaliśmy do tego, żeby przekład komiksu na język filmowy odbył się bez straty ducha całej serii.

Wyszło bardzo dobrze, także gratulujemy! Wspominaliście wcześniej się, że w pewnym stopniu wyczerpaliście już formułę komiksu. To wynik znudzenia, eksploatacji?

W dalszym ciągu jest to dla nas bardzo pojemne medium. Natomiast, jak wcześniej wspomniałem, są ludzie, którzy komiksu nie wezmą do ręki, więc film jest wyjściem poza krąg tych, którzy komiksy lubią i potrafią czytać.

Czyli nie będzie tak, że komiks Wilq zniknie? Możemy być spokojni?

Tak, tak, na pewno. Nowy 21 numer już na wiosnę, 22., jak dobrze pójdzie, ukaże się jesienią przyszłego roku. Zbiorczy, kolorowy zeszyt też planujemy na jesień przyszłego roku, więc mamy plany co najmniej do 2016 roku.

Długo zwlekaliście z przygotowaniem filmu, ostrożnie dobieraliście współpracowników.

Tak, na początku powstała animacja i krótki trailer , który kończy się w momencie, kiedy Wilq ma się odezwać, bo na tamtym etapie nie wiedzieliśmy jeszcze, co z tym fantem zrobić.

No właśnie, jeśli chodzi o wybór głosu Wilqa – dlaczego właśnie Eryk Lubos?

Mieliśmy listę aktorów, którzy mogliby podkładać głosy bohaterom. Na szczycie tej listy byli pan Marian Dziędziel i Eryk Lubos. Pierwszy kontakt z aktorami był bardzo pozytywny, a nagrania okazały się po prostu idealne, chociaż nie ukrywam – miałem mnóstwo lęków z tym związanych.  Na szczęście showrunnerem i pierwszym twórcą Wilqa jest Bartek, to on ma, de facto, ostatnie słowo, jeśli chodzi o rozwiązania co do kształtu całej serii i to on ostatecznie zdecydował się na obu panów. Głos mój i reżysera był oczywiście brany pod uwagę, ale decyzja ostateczna należała do Bartka.

Natomiast już na samym nagraniu, ten żywioł Eryka, jego charakter, trudno powiedzieć czy wynikający z aktorskiego profesjonalizmu, czy też temperamentu (pewnie jedno i drugie), idealnie się w konwencję wpasował. Do tego, sam komiks Erykowi się bardzo podobał i dalej chce to robić.

Tak samo było z  Marianem Dziędzielem. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem jego kultury pracy i profesjonalizmu. Bardzo fajnie się wszystko potoczyło, z panem Marianem mamy kontakt i wiemy, że chce kontynuować przygodę z Wilqiem.

Co jest najtrudniejszego w przekładaniu komiksu na animację ?

Kluczowy jest dobry animator. My trafiliśmy na świetnego – Leszka Nowickiego. Okazało się, że bardzo lubi Wilqa. Pokazywał nam swoje rzeczy, które były “z tej samej beczki”. Ja w procesie realizacyjnym nie brałem udziału, więc powołam się na to, co mówił Leszek. Trzeba było wprowadzić zmiany, ale jednocześnie pozostawić pierwotny charakter i ducha, kreskę. Nie trzeba było nic nowego wymyślać, nic dodawać co, paradoksalnie, było trudne.

Jak Bartek zobaczył, że Wilq może się ruszać, zaczął wymyślać co ten nasz bohater może jeszcze zrobić, jakie fikołki i inne rzeczy wyczyniać (śmiech).

Właśnie wtedy Leszek musiał go trochę stopować, że “ok, to jest super pomysł, ale odchodzimy od pierwotnego charakteru”. Mieliśmy więc dużo szczęścia, że pracowaliśmy z bardzo dobrym animatorem, który ma ogromny szacunek, do tego co wcześniej zrobiliśmy.

Podejmujecie coraz więcej różnego typu współpracy, przykładowo z Gazetą Wyborczą, Tygodnikiem Powszechnym. Sami szukacie zleceń, czy to one „znajdują” was?

Zacznę od tego, że nie potrafię się za bardzo posługiwać internetem jako medium promocyjnym. Jestem grafikiem i scenarzystą i nie potrafię złożyć prostej strony w HTML, efekty czego można z resztą podziwiać w internecie (śmiech). Kiedy jednak pojawił się Facebook uznałem, że to właśnie on może być platformą do kontaktowania się z fanami. Zamiast wysyłać newslettery i ogłaszać, co się dzieje, na stronie, zaczęliśmy publikować informacje o Wilqu na Facebooku. Żeby profil uatrakcyjnić, zaczęliśmy wrzucać też krótkie komiksy i żarty. Najpierw takie, które się pojawiały w albumach, a potem nowe. Pomysły pojawiały sie cały czas, więc dobrze było coś z nimi robić. Nagle okazało się, że ilość „lajkujących”, rośnie. Ciekawe, ale większość osób, które śledzą nasz profil, nic o Wilqu nie wie – po prostu podobają im się żarty.  Odzew jest duży, ludzie  sobie “szerują” żarty. No  i zaczęli się zgłaszać do nas różni ludzie z propozycjami, żeby coś wspólnie zrobić. Mnóstwo rozmów kończyło się na niczym, dlatego że, po pierwsze, rysujemy tylko własne scenariusze, a po drugie, nie rezygnujemy z tego, co stanowi o sile “wilqowego” humoru a Wilq poprawny politycznie nie jest. Sami się nie cenzurujemy i unikamy zleceń, gdzie cenzura ingeruje w proces twórczy.

Czyli przy tych zleceniach, które wymieniliśmy wcześniej, nie było żadnej kontroli, ograniczeń?

Nie, nie było takiej rozmowy. Natomiast my sami rozumiemy, że nie możemy w jednym albo drugim miejscu przesadzić. Jeśli chodzi o żarty, to króluje tam absurd i dziwne skojarzenia a nie przekleństwa. Nie zdarzyło się więc, żeby ktoś nam coś odrzucił, wytknął, że jest zbyt wulgarne.

Jeśli jesteśmy już przy projektach komercyjnych, to czy ta akcja z reklamą Hoop Coli to była celowa prowokacja? W sobotę napisaliście na profilu społecznościowym, że Wilqu nigdy nie wystąpi w reklamie, a w poniedziałek ta reklama się ukazała.

To było celowe. Pomysł wyszedł od nas i to ucięło wszelkie dyskusje, kiedy pojawiła się reklama. Wszyscy uznali, że Wilq najpierw coś obiecał, potem się sprzedał, to jest szmatą i sprzedawczykiem – koniec tematu. Nikt już nas nie gnębił. Całe odium tego, że Wilqu wystąpił w reklamie spadło na Wilqa, nie na nas, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni (śmiech).

No to gratulujemy zagrania. Wilq cały czas pozostaje związany z Opolem, ale czytałam, że czerpiecie inspiracje też z innych miast, na przykład z Krakowa, w którym na co dzień mieszkacie. Opole jest wam nadal bliskie, odwiedzacie je?

Mogę mówić jedynie za siebie. Ja się staram jak najczęściej Opole odwiedzać. Zostawiłem tam bardzo fajnych ludzi, z którymi utrzymuję cały czas kontakt. A jeśli chodzi o inspiracje to trudno powiedzieć, że tu, w Krakowie, jest więcej inspiracji, tak daleko bym nie sięgał. Po prostu wyjechaliśmy na studia do Krakowa, gdzie pojawiły się możliwości zarobkowe, tutaj założyliśmy też rodziny i tak już zostało. Nie powiedziałbym, że tutaj mamy większą wenę, niż mielibyśmy w Opolu czy w jakimś innym mieście.

Co cię najbardziej w Opolu bawi? Pytam, bo w Waszych komiksach wyciągacie takie nawet wizualne detale, które według mnie, dużo na jego temat mówią, pojawiają się detale, które oddają specyfikę tego miasta.

W Opolu nadal mam kolegów, przyjaciół, których znam jeszcze ze szkoły podstawowej i jak się spotykamy, to jest wielka radość i frajda. Opole kojarzy mi się z tymi ludźmi, z tymi kilkoma kumplami, z osiedlem, z miejscami, do których się chodzi na piwo. Nie ogarniam Opola tak, żeby móc z góry wskazać “o tutaj jest śmiesznie”, a tutaj na przykład mniej.

Detale, które się pojawiają oddają lokalną specyfikę , niezależnie od tego, jakie to jest miasto. Gdyby podmienić Opole na Racibórz, Łęk  to mielibyśmy podobną nośność. To nie jest tak, że Opole ma jakieś specyficzne miejsca, które koniecznie musimy w komiksie pokazać bo są najśmieszniejsze w Polsce. Ludzie lubią odnajdywać w takich mainstreamowych rzeczach jakim jest Wilq, lokalne klimaty. Opole ma to szczęście, że Wilq może sobie tam szaleć, ale wiem, że mnóstwo ludzi spoza Opola lubi Wilqa właśnie przez to, że on jest takim “lokalnym patriotą” – nie opuszcza tego Opola, choć się na nie wścieka.

541833_597225983652012_1014366107_n

Stworzyliście superbohatera/ antysuperbohatera, bo Opole potrzebowało ratunku? Czy każde miasto potrzebuje pomocy? Jak to się zmieniło z perspektywy czasu i czy w obecnych czasach też powstałby taki bohater jakim jest Wilq ?

Wilq powstał na ostatnich stronach licealnego zeszytu Bartka. Na początku nie było superbohatera –był tylko był Wilq i jego paczka. Postaci Bartek wzorował na kolegach ze szkoły, o których opowiadał różne historie, w zależności od tego czy w telewizji leciał Terminator czy Wojny Gwiezdne.

Wilq jest taką kalką superbohatera, bardzo łatwo rozpoznawalną, a zetknięcie takiego superbohaterskiego patosu i Opola, czyli miasta, które nie kojarzy się z Gotham albo Metropolis, daje w efekcie ten komizm, na którym można budować kolejne żarty. Co innego, kiedy kosmici zagrażają takiemu miastu jak Nowy Jork, a co innego, jak kosmici chcą zaatakować Opole i obrabować kiosk na Ozimskiej. To nie jest tak, że Opole jest  pokrzywdzone i potrzebuje jakoś specjalnie pomocy (śmiech).

Jak przekładasz inspiracje na sceny w komiksie? W jaki sposób myślisz o scenariuszach?

Całą postać Wilqa, jego charakter i sposób mówienia, stworzył Bartek. Scenariusze w pierwszym albumie były też moje, ale pierwsze historie w większości tworzył tylko Bartek. Ja dostałem gotowy przepis na coś fajnego, bohaterów, konwencję i na bazie tego budowałem kolejne dialogi, wymyślałem absurdalne zdarzenia. To dużo prostsze, niż wymyślanie czegoś od zera. Postać Wilqa nie powstała na zasadzie takiej, że usiedliśmy i stworzyliśmy bohatera, który ma takie i takie cechy charakteru, tego będzie lubił, a tego się bał. Nasz bohater rozwijał się z historii na historię. A ponieważ stworzyła go jedna osoba, z bardzo specyficznym poczuciem humoru, to ta postać i świat w którym żyje są bardzo bardzo spójne.

Pomysły to przede wszystkim luźne skojarzenia, im bardziej absurdalne tym lepsze. Wszystko zaczyna się i, w moim założeniu, powinno też kończyć się na żarcie. Dużo inspiracji czerpię z książek i seriali. Jak przeczytam czarny kryminał, a potem obejrzę serial „True detective” to od razu mam ochotę na rysowanie policjantów i wymyślanie historii o nich.

W tych wszystkich superbohaterskich filmach ostatnich lat, zawsze jest pokazywana historia jak powstał superbohater, skąd się wzięła jego supermoc. Czy nie kusiło was, żeby w końcu wyjaśnić skąd Wilq ma swoje zdolności?  Celowo tego unikacie?

Zazwyczaj scenariusz powstaje w ten sposób, że najpierw wymyśla się żart, a potem do tego dobudowuje się fabułę. Jakbym wpadł na super pomysł jakim cudem Wilq zdobył supermoce, to na pewno by taki komiks powstał. Natomiast póki co…. przychodzą mi do głowy inne, głupie pomysły (śmiech). Więc chyba trzeba poczekać.

Czekamy zatem na prequel.

Bardziej realne jest powstanie trzynastoodcinkowego serialu. W optymistycznej wersji, pierwsze odcinki mają pojawić się z początkiem 2016 roku. A na razie, w dwudziestym numerze odsłaniamy historię Gondora. On jest jednym z głównych bohaterów, ale zawsze pozostawał w cieniu i chcieliśmy go trochę wyeksponować.

Komiks zaczęliście tworzyć mniej więcej pod koniec lat dziewięćdziesiątych. W tym samym czasie zaczynał raczkować też polski hip hop. Co ciekawe, dla Wilq, jak i dla hip hopowców, charakterystyczne jest ciągłe obrażanie, tzw. disowanie, innych. Z drugiej strony to właśnie hiphopowcy, skejci są obiektem żartów. Powiedz jak wygląda ta relacja komiksu i hip hopu? Nie żebym był hiphopowcem wielkim…

Okej, dobrze, że to zaznaczyłeś (śmiech).

Socjologicznie mnie to ciekawi. Chodzi o to że ci hiphopowcy i ich kultura są gdzieś z boku, a w sumie z metod korzystacie podobnych.

Rzeczywiście, kiedy Wilq się pojawił ten hip hop to był wtedy nośny temat i ślad tego w komiksie pozostał. Natomiast my z samego hiphopu i disowania nie czerpaliśmy. Teraz hip hop jest w defensywie, więc w Wilq też go nie eksploatujemy. Nie znajduję jakiejś głębszej relacji, nie przypominam sobie, żeby były jakieś związki… My wychowaliśmy się na kapelach heavymetalowych i to te klimaty nam zawsze odpowiadały. Wydaje mi się nawet, że tego metalu jest w komiksie trochę więcej niż hip hopu…

W ogóle, najbardziej lubię nasze pierwsze wydania, bo to była jeszcze taka “wolna amerykanka”. Pewnie jakby jakiś socjolog przeanalizował te wszystkie albumy, to by jakieś różnice między pierwszym, a dwudziestym zeszytem dostrzegł…

Te pierwsze zeszyty białymi krukami są nazywane…

Ludzie się pytają gdzie można te pierwsze dostać. Sami nie wiemy, co odpowiedzieć, bo też nie mamy tych albumów. Te autorskie jak zostają w domu, to się rozdaje od razu znajomym. Połowy nie mam.

Mówiłeś o poczuciu humoru, a co sądzisz o kulturze żenującej? Są twórcy, którzy świadomie tworzą coś skazanego na porażkę, żarty które się nie kończą puentą tylko “rozchodzą się po kościach”. Zauważasz taką tendencję w Polsce?

Zauważam coś takiego w kulturze internetowej, gdzie panuje swoboda publikowania wszystkiego. Tam sobie ludzie pozwalają na dużo więcej, nie myśląc do końca o odbiorze, o tym, że to się powinno na przykład sprzedać. Mnóstwo jest takich właśnie nieskończonych żartów, takich pasków komiksowych, które nie mają sensu, ale zdobywają jakieś szalone powodzenie. Jak się to czyta, to rzeczywiście nie wiadomo dlaczego to jest śmieszne. Podejrzewam, że bardzo trudno byłoby przebić się z czymś takim w świecie bez internetu. Inna sprawa, że tego typu rzeczy zazwyczaj bardzo szybko umierają. Z serii piętnastu pasków, jeden jest śmieszny. Potem powstaje seria kolejnych piętnastu i już nawet nie ma tego jednego śmiesznego żartu.

A co jeśli to celowo nie ma być śmieszne? Czy planujecie, że kiedyś nie zakończycie mocną puentą i zwiedziecie tym samym czytelnika na manowce?

Nadrzędną sprawą jest to, żeby komiks był śmieszny. Nie musi być śmieszny na końcu.

Bardzo często problemy, z jakimi Wilq się musi uporać, są tylko pretekstem do tego, żeby w środku komiksu Altman mógł w dowcipny sposób naubliżać całemu światu.

I nawet często nie kończy się to jakąś interwencją Wilqa. Często rezygnuje z podjęcia rękawicy i leci do domu na herbatę. Ale całość jest śmieszna, dzięki czemu się broni. Scenariusze powstają i rozwijają w różne strony, nie koniecznie w stronę puenty.

Co więcej,  stworzenie dobrej puenty  to nie jest prosta sprawa. Więc jeżeli ktoś się stara speuntować żart, to już samo w sobie jest wysiłkiem godnym szacunku. Bardzo łatwo coś narysować bez puenty. Dla mnie niedościgłym wzorem peuntowania jest grupa Monty Pythona. Zaczynali odcinek od czegoś bardzo głupiego i śmiesznego, a potem brnęli, przekręcali to na dziesiątą stronę i dochodzili do takich absurdalnych rozwiązań, że jak leciały napisy końcowe to człowiek nie wiedział już gdzie siedzi.

Bardzo dbacie o swojego odbiorcę, jesteście konsekwentni, utrzymujecie spójność. Wilq nie wyprowadza się z Opola. Na ile wasze decyzje twórcze to krok w stronę odbiorcy, wierność swojej wizji, a obawa przed jego utraceniem?

To idzie dwutorowo – szanujemy odbiorców i jako twórcy też tego oczekujemy. To jest taka cicha umowa między twórcą a odbiorcą. Wilq nie przeprowadza się z Opola do Warszawy, nie dlatego że nie chcemy kogoś z Opola obrazić, ale dlatego, że my wewnętrznie czujemy, że to nie byłoby okej. W pierwszej kolejności to my jesteśmy sami sobie recenzentami i to nasz głos się liczy. To taki wewnętrzny kompas, dzięki któremu nie tracimy głowy kiedy dochodzą do nas pomruki fanów, że coś im się nie podoba.

Mieliśmy już takie momenty, kiedy pojawił się kolor i wszyscy się za głowę łapali mówiąc: “O nie, nie kolorujcie Wilqa”. Ale jak go Bartek pokolorował, to wszyscy powiedzieli: “Aha, no chyba, że tak będzie pokolorowany”. Tak samo było z animacją. Odezwały się głosy: “Broń boże, nie animujcie go”. Nie robimy nic na ślepo. Bartek ma bardzo silną wizję tego co robi, jest, jako twórca, bardzo świadomy i odpowiedzialny. Dzięki temu Wilq jest jaki jest.

Czy gdzieś w między czasie stał się on dla was rzeczywistą osobą, czy jednak pozostaje tylko postacią na kartce papieru?

Rzeczywistą osobą? Nie. Dalej jest postacią na kartce papieru, którą strasznie go lubimy.

Czyli nie stał się trzecim bratem. Jest mu w pewnym sensie blisko do klauna czy błazna, który jest  w pewnym sensie nietykalny, dużo może i nikt go nie uderzy.

Dokładnie tak, to bardzo dobre porównanie. Dochodzi do tego kwestia proporcji – Wilq obraża i ośmiesza po równo. Dla tego łatwo mu wszystko wybaczyć.

 

materiały: kadry z filmu, www.wilq.pl/glowna.html oraz www.facebook.com/WILQSUPERBOHATER?fref=ts