>>> z twórcami i pomysłodawcami zina Mydło Szymonem Szelcem i Jakubem Grocholą rozmawia Sabina Drąg
Powiedzcie, jak to się wszystko zaczęło? Jak się zaczęła wasza kosmiczna odyseja, która zatrzymała się teraz na „Kosmicznym Mydle”?
(śmiech)
Szymon Szelc: Czyli jak się zaczęło „Mydło”? Kuba jak Ty to pamiętasz?
Jakub Grochola: To zaczęło się jak chodziliśmy po Festiwalu w Łodzi, 5 lat temu. Widzieliśmy tam inne ziny i stwierdziliśmy, że w sumie fajnie było by zrobić swojego.
SzSz: Ja miałem jeszcze swoją osobistą motywację. Kiedy byliśmy na festiwalu dopiero zaczynałem swoją przygodę z rysowaniem. Wysyłałem swoje prace do różnych magazynów komiksowych, zinów, na konkursy i wszędzie konsekwentnie dostawały bana. Trafiłem tylko do jednego zina, który nazywał się Salon Odrzuconych. To miała być amatorska publikacja, której jak się okazało ostatecznie w ogóle nie było…Wtedy sobie pomyślałem, że jak nigdzie mnie nie chcą, to sam sobie zrobię magazyn. Będę publikował swoje prace i prace innych ludzi, którzy ładnie rysują.
JG: I którzy nie dostają się do innych zinów, które są takie ładne i komiksowe, do bólu wycyzelowane.
A skąd zainteresowanie formą zina? Za zinem idą underground, drukowanie na własną rękę, kopiowanie na marnych powielaczach, mały nakład…
JG: Kiedyś tak było i tak to się kojarzy. Teraz, kiedy możemy wysłać prace do drukarni i wydrukować za praktycznie taką samą kwotę, to nam się po prostu nie opłaca i nie chce. Nie narobimy się aż tyle, nie będziemy musieli tego sklejać, zszywać, poza tym wychodzi ładniej jak jest z drukarni.
SzSz: W zasadzie, ten nasz magazyn ma formę bardziej antologii, niż zina.
JG: Nazywa się zin przede wszystkim dlatego, że są tam prace różnych autorów i artystów.
A dlaczego Mydło?
JG: Z tym się wiąże jakaś totalnie głupia historia. Byliśmy we Wrocławiu u znajomego, który w ogóle nie ma nic wspólnego ani ze sztuką ani z komiksami. Byliśmy raczej pijani i zaczęliśmy wymyślać komiksy.
SzSz: A nie scenariusz do filmu?
JG: Nie, to miał być komiks o Pokemonach, gdzie Ash i Misty byli w wannie a dr Oak podawał im mydła. Na końcu mieli powiedzieć: „Ile mydeł?” To był komiks zaplanowany na 60 stron. Z tego się wzięło Mydło. Był też pomysł żeby kolejne numery zrobić pod innymi nazwami. Miało być Drewno z suchymi żartami ale ostatecznie zostaliśmy przy Mydle. Według mnie ta nazwa jest…
SzSz: …bardzo plastyczna.
Tak widziałam. Było już Śliskie Mydło, Czarne Mydło…
JG: Było też Suche Mydło, ma być jeszcze Szare Mydło ze smutnymi komiksami o depresji.
Czyli każda następna edycja Mydła będzie się ukazywać pod innym tytułem i w innym temacie?
JG: Chyba tak, raczej przy tym zostaniemy.
SzSz: Tak nam wychodziło do tej pory. Pierwsze Mydło było zrobione na taki trochę hurra-optymizm. Trochę prowizorka. Nie wiedzieliśmy jeszcze jak się do tego zabrać. Wymyśliliśmy, że zrobimy zina. Napisaliśmy do paru znajomych, przy czym połowa z nich nie przysłała nam prac. Mieliśmy w sumie 6-7 propozycji.
JG: Potem na szybkości ktoś coś zrobił i się złożyła całość.
SzSz: Ktoś wkręcił kogoś, a ten ktoś jeszcze kogoś i w rezultacie zebrało nam się trochę materiału. Potem przy Śliskim Mydle ogłosiliśmy “open call” i tę formę zaproszenia do współpracy stosujemy do tej pory. Dostaliśmy wtedy dużo prac, dwa razy więcej niż planowaliśmy zawrzeć w numerze. Sporo odrzuciliśmy. Przy Suchym Mydle doszło do nas jeszcze więcej prac, ale powiększyliśmy objętość zina tak, że prawie wszystkie się zmieściły.
JG: Na kosmiczny “open call” przyszło 80 albo 70 prac, a nie zapraszaliśmy nikogo. Nie wysyłaliśmy maila o treści: „Cześć! Zrób coś dla nas…” Wcześniej tak robiliśmy, teraz nie, a mimo to, aż tyle osób się zgłosiło. Trochę się obawiałem, bo mieliśmy strasznie dużo pracy przed i w trakcie przygotowania zina. Nie mieliśmy czasu żeby pisać i ogarniać tych wszystkich ludzi. Z drugiej strony bałem się też, że nikt nic nie przyśle i będzie 10 prac. Okazało się, że przyszło ponad 200 stron materiału. To był szok.
Czyli zasięg jest ogólnopolski?
SzSz: Wręcz międzynarodowy. Mamy 5 autorów z zagranicy…
JG: …którzy sami się do nas zgłosili. Tylko jedna osoba została zaproszona.
SzSz: W zeszłym roku jak robiliśmy Suche mydło to pisaliśmy do paru osób z zagranicy. Dostaliśmy chyba 3 prace. Wtedy rzeczywiście szukaliśmy ludzi, patrzyliśmy na blogach, instagramach i innych takich. Pisaliśmy maile o tym, że robimy magazyn i zbieramy fajne rysunki. Proponowaliśmy żeby zrobili coś dla nas.
JG: Z ludźmi z zagranicy ciężej się dograć. Większość z nich pracuje jako freelancerzy i są albo sceptyczni albo chcą kasę. A co my mamy im dać? 100 zł? To jest dla nich 20 euro, no to tak kiepsko.
SzSz: Oni też raczej nie zrobią komiksu po polsku. Tłumaczenie jest bezsensu, a robienie całego „Mydła” po angielsku, czy z napisami to też jest dodatkowa praca. Czasem się zastanawiamy, czy nie zrobić napisów do Mydła, bo jeździmy z nim za granicę. W tym roku byliśmy w Lipsku na Targach Ilustracji i Komiksu. Nasze publikacje wylądowały też w Stanach Zjednoczonych w Seattle na Targach Publikacji Niezależnych. Wyskakujemy poza nasze polskie środowisko, na razie sporadycznie, ale myślę, że będziemy dalej próbować pokazywać się w innych krajach. Na Festiwalu w Lipsku zrobiliśmy dwie publikacje, które specjalnie były przygotowane po angielsku. Jedna to Crazy Animals, która przyjęła formę zina. Zapraszaliśmy do niego ludzi i oni rysowali nam komiksy. Drugą publikację o szalonych kotach w kosmosie zrobił Kuba.
Rozumiem, że to wy wybieracie spośród prac, które do was przychodzą?
SzSz: Tak.
Czym się kierujecie?
JG: Własnym gustem (śmiech).
SzSz: Nawet w naszym “open callu” jest takie zdanie, że jeżeli praca rozbawi redakcję, albo będzie wystarczająco ładna to ją bierzemy. Taki jest główny weryfikator jakości.
JG: Uważamy, że mamy dobry gust, więc nim się kierujemy (śmiech).
Zawsze się zgadzacie? Wybieracie te same prace?
JG: Myślę, że ogólnie jesteśmy tolerancyjni, ale nie dostajemy aż takich prac, żeby powiedzieć, że tego byśmy nie pokazali, bo to jest tragedia.
SzSz: Pamiętam, że kiedyś były jakieś dwie, trzy prace, które chciałem żeby były w „Mydle”, ale Kubie się nie do końca podobały. Nawet jak mamy jakiś spór, to zawsze staramy się go merytorycznie rozwiązać. W zeszłym roku mieliśmy taki problem, że przyszła praca od mojego znajomego z Czech. To była taka trochę abstrakcyjna sekwencja ilustracyjna, mało to miało wspólnego z komiksem. Nie wiedzieliśmy do końca czy to pasuje do „Mydła”, ale zależało mi, żeby to jednak się pojawiło, bo całkiem lubię prace Radima. Użyłem wtedy argumentu, że to jest zagraniczny autor (śmiech), więc to więcej hype’u i warto.
Jak patrzycie teraz z perspektywy tych kilku Mydeł jakie się pojawiły, to do kogo docieracie? Kto jest waszym głównym odbiorcą?
JG: Zauważyłem, że Mydłem interesuje się właśnie nie to środowisko komiksowe, często mamy wrażenie, że więcej mydlanych fanów związanych jest ze środowiskiem artystycznym, ilustratorskim albo spośród tych, którzy robią to „amatorsko”. Ale amatorsko to nie znaczy kiepsko, tylko po prostu nie wbijają się w ten polski komiksowy mainstream, jeżeli coś takiego w ogóle istnieje (śmiech). Po prostu nie są znani. Raczej interesują się takie osoby, które lubią ładne obrazki. Komiksowcy traktują Mydło z przymrużeniem oka, nie wiem dlaczego. Wyszły już 4 numery, minęły 4 lata odkąd zaczęliśmy działać.
To o co chodzi z tym środowiskiem komiksowym?
SzSz: Z tym środowiskiem komiksowym jest tak, że traktuje nas czasem trochę podejrzliwe. Ale mamy też trochę przychylnych nam osób wewnątrz niego. Znamy się z niektórymi ludźmi bardzo dobrze. Z maszinowcami się kumplujemy, DNC to też nasi dobrzy koledzy. Trus konwent w konwent przychodzi nam przybić piątkę. Szymon Holcman też nas lubi…
JG: On jest z Kultury Gniewu, jednego z lepszych wydawnictw w Polsce. Szymon jest zawsze wspierający, Maszina też spoko, ale to środowisko fanów komiksu to sam nie wiem.
SzSz: Myślałem na początku, że chodzi o to, że Mydło to jest zbieranina komiksów. Trochę chaotyczna forma i brak konkretnej historii mogły odstraszać. Ktoś tam przeczyta ze dwa komiksy, może mu się spodobają, a może nie i w sumie do niczego mu to więcej nie będzie potrzebne.
JG: Ziny wychodziły od dawna i to cieszyło się popularnością, mniejszą lub większą. Ale zawsze miały niedużą liczbę odbiorców. O to właśnie chodzi, żeby nakład był mały.
SzSz: Z roku na rok nasze nakłady są coraz większe, coraz sprawniej i szybciej się rozchodzą. Nakład zeszłego Mydła rozszedł się nam w 3 tygodnie, poprzedniego w rok, a pierwszego dwa lata jeszcze nam zalegał (śmiech). Jest progres!
A czy macie jakieś dofinansowanie czy własnymi środkami?
SzSz: Głównie własnymi środkami. Chociaż już przy poprzednim Mydle rozglądaliśmy się za wsparciem.
JG: Nie mamy działalności, więc nie da się pozyskać tych środków w jakiś sensowny sposób.
SzSz: Ale też ta nasza działalność nie jest zakrojona na tak dużą skalę, żebyśmy nie byli w stanie sami tego ogarnąć. Wiadomo, czasami jest łatwiej, czasami trudniej, ale generalnie idziemy do przodu.
JG: Od fanów dla fanów.
Każdy z was robi swoje indywidualne projekty, czym jest dla was Mydło?
JG: Dla mnie to jest zabawa. Ja po prostu to lubię. Lubię dostawać prace, drukować, wydawać, sprzedawać.
SzSz: Jeździmy po festiwalach, w różne miejsca, poznajemy ludzi.
JG: Poza tym autorzy, którzy pierwszy raz coś publikują niesamowicie się cieszą, że ich prace ukażą się w druku. To jest fajne! Też się z tego cieszyłem jak zaczynałem. To było dla mnie duże wydarzenie, kiedy ktoś wydał, nawet na ksero, mój rysunek. Kiepskiej jakości rysunek, kiepskiej jakości wydruk, ale to było zawsze coś! Mydło jest też okazją dla tych autorów, którzy chcą publikować swoje prace, takie ziny czy antologie jak np. Biceps niekoniecznie zainteresują się ich pracami. Tam z reguły zapraszają swoich kolegów, a ci świeży ludzie po prostu nie mają znajomości, dopiero zaczynają swoją działalność, więc jest im trudniej z miejsca wbić się do grupy. My bierzemy wszystko co jest ładnie narysowane lub nas bawi. Liczy się rysunek. Ładny rysunek.
SzSz: Wiele zinów kręci się wokół jakiegoś zamkniętego środowiska, tworzonego przez konkretne osoby.
JG: Koledzy.
SzSz: A jeśli chodzi o Mydło to u nas jest tak, że oprócz mnie i Kuby to może mamy jeszcze jedną osobę, która rzeczywiście do każdej publikacji coś nam wysłała, a tak to skład bardzo dynamicznie się zmienia.
JG: W tym roku jak ludzie wysyłali prace, to znałem może jedną piątą autorów.
A jakie macie cele? Jak sobie wyobrażacie dalsze istnienie Mydła? Czy to tak się wydarza spontanicznie?
SzSz: Spontanicznie to nie jest do końca dobre określenie.
JG: Powinniśmy mieć hasło: “Żyj chwilą!” (śmiech) czyli wymyślamy, że robimy jakiegoś zina i za miesiąc go wydajemy.
SzSz: Zawsze skupiamy się na najbliższym numerze Mydła. Czasami mniej lub bardziej się sprężamy, w zależności od tego, ile czasu zostało do MFK [Międzynarodowy Festiwal Komiksu – red]. Myślę, że jak zrobimy to Mydło, to zrobimy też następne i pewnie kolejne. Mamy z tego tyle zajawki, że nie sądzę żeby to się nam tak szybko znudziło. W międzyczasie robimy też dodatkowe publikacje. Różne pomysły wpadają nam do głowy. Czasami dostajemy zaproszenia na festiwale, wtedy ogarniamy coś na szybko. Wymyślamy własne eventy, które na ogół się nie udają (śmiech), przynajmniej tak było do tej pory.
JG: No, ale wystawa w Opcji przecież była.
SzSz: Była wystawa w Opcji, była też wystawa w Poznaniu. Nasze publikacje jeździły po Polsce i po świecie. Mieliśmy robić Komiksowy Dzień Dziecka, ale trochę za późno wpadliśmy na ten pomysł i pojawiło się dużo dodatkowych problemów.
JG: No i własnych projektów.
SzSz: Chcielibyśmy to zrobić za rok, ale czy nam się uda? Zobaczymy. Będziemy się starać. Chcielibyśmy, żeby każde kolejne Mydło było ładniejsze od poprzedniego.
JG: Póki co udaje się nam.
SzSz: Za 4 lata będziemy wydawać jeszcze grubsze książki.
JG: W twardej oprawie. Złoconej (śmiech).
SzSz: Też tak sobie czasem nieśmiało myślimy, żeby te zagraniczne rynki infiltrować i odwiedzać.
JG: Tak to jest plan! Od zeszłego roku oprócz Mydła wydajemy nasze autorskie zeszyty komiksowe. W zeszłym roku był Malcolm i Mała Dzika Małpa w tym roku jest Alfons Tomek i Super Jacek. To są takie zamknięte historie w formie cienkich zeszytów.
To tak przewrotnie na koniec, może powiecie coś o sobie, o projektach nad którymi pracujecie? Czym się zajmujecie poza Mydłem?
SzSz: Cześć jestem Szymon, zajmuję się ilustracją, komiksem i malarstwem, za chwilę jadę do Pragi na pół roku (śmiech).
JK: Ja jestem Kuba i publikuję komiks dla dzieci w Egmoncie pod tytułem Tomek i Jacek z Michałem Chojnackim jako scenarzystą. Pracuję jako ilustrator książek dla dzieci i to w sumie tyle. A poza tym to śpię, bawię się ze swoim kotem i zbieram zabawki.
Dzięki wielkie za rozmowę!
>>> www.mydlo.otwarte24.pl/
>>> mydlo-zin.blogspot.com
>>> www.facebook.com/Mydlo.zin
2 Comments on “Mamy dobry gust i nim się kierujemy – Mydło Zin”
Comments are closed.