John Beauchamp: Co Was skłoniło do “robienia” radia?
Weronika Stencel: Dudniąca chęć wypowiedzenia się! Radio to przestrzeń, w której mogę tworzyć wypowiedź. Mogę też z nią eksperymentować, być kilkoma osobami naraz lub nawet nie być, zniknąć, nagle zamilknąć. To niesamowite, że zapis dźwiękowy pozwala uchwycić daną myśl, warunki w jakich się znajduję, moje samopoczucie. Uwielbiam też to, że w radiu mogę prowokować, bawić się wydźwiękiem słów, utwierdzać dźwiękowo neologizmy! Wcześniej uczyłam się dyskutować (a przez to wyrażać własne emocje) podczas rozmów o literaturze na studiach polonistycznych w Krakowie, na specjalności krytyka literacka. Pamiętam, że to zawsze dostarczało do mojej głowy intensywności, wręcz adrenaliny. Dla zdrowia trzeba było wyrażać myśli, nagromadzone skojarzenia i kłębowiska zarówno radości, wątpliwości jak i złości. Teraz w ten sposób działam przy projekcie PĘPĘPĘ. Radiem zaraziła mnie Paulina, kiedy zaprosiła mnie na pierwszą audycję pt. „Literatura na kwiecie” w 2018 roku. To był nasz wspólny pomysł, żeby na antenie Radia Ujot FM przeczytać moje teksty artystyczne, poprzeplatać je odpowiednią muzyką, a potem o nich podyskutować. Były to krótkie opowiastki pisane przeze mnie pod wpływem impulsu np. o Gorylu, o rozciągliwym Gonzo, o Ciumbalaji Perlistej, o Deserowym Jamniku… Jak się okazało, były całkiem zgrabne i spodobały się innym, bo w 2019 roku właśnie te nagrania zdobyły główną nagrodę na Festiwalu im. Marii Czubaszek i możliwość emisji w Trójce – Programie Trzecim Polskiego Radia. Aktualnie rozwijam mój autorski projekt pt. TOKOSŁÓW!, w którym prowadzę warsztaty literackie wraz z słuchowiskami radiowymi dla dzieci na terenie Krakowa. Pierwsze warsztaty ruszają już w lutym w Krakowskim Forum Kultury! Zapraszam. Tematem są „Niezwykłe przedmioty”.
Paulina Pikiewicz: To było dosyć intuicyjne. Radio zawsze mnie jakoś pociągało. Cieszyłam się, że na studiach będę mogła zaangażować się w działalność rozgłośni akademickich. Najpierw było Radio Frycz, gdzie wspólnie z Krzysiem Sękowskim tworzyliśmy audycje w duchu trójkowych Mann-Gacek. Pamiętam hasło „durszlak”, do którego przygotowywaliśmy muzykę, czy audycję o grupie Monty Python. Później było Radio17, gdzie prowadziłam pasmo popołudniowe. W końcu trafiłam do Ujot.fm i tam zajęłam się reporterką. Nagle nagrywanie rozmów, reportaży, relacji z wydarzeń stało się dla mnie ciekawsze, niż przesiadywanie w studio. Przełomowym dla mnie momentem był wizyta na targu w Przemyślu. Wzięłam ze sobą radiowy rejestrator, założyłam słuchawki i weszłam w tłum. Przysłuchiwałam się rozmowom ludzi: jak przeliczają pieniądze, jak targują się, jak żartują. Mikrofon wyostrzył i podbił każdy dźwięk, a ja kierowałam go tam, gdzie chciałam. W ten sposób budowałam narrację miejsca. Czułam się jak w filmie! Polubiłam bardzo mikrofon. Zaczęłam do niego śpiewać wydawać nieartykułowane dźwięki „paszczą”. Czytałam książki, wiersze. Nagrywałam skrzypienie krzeseł, pocieranie materiału, miauczenie kota o rożnych porach dnia i nocy; montowałam je ze sobą. „Wyjście z mikrofonem na ulicę” pozwoliło mi inaczej spojrzeć na radio, które swoje treści dźwiękowe czerpie przede wszystkim ze świata zewnętrznego, nie ogranicza się do przesiadywania w studio. No, a później poznałam Weronikę, która szczęśliwie przyjęła moje zaproszenie do audycji. Nie była obciążona tradycyjnym myśleniem o radiu. Od razu zaproponowała eksperyment i to była dla mnie prawdziwa rewolucja, która trwa już od ponad roku. Prowadzimy wspólnie PĘPĘPĘ, za każdym razem wymyślając coś nowego.
JB: Czy słuchowiska w tradycyjnym sensie dla Was mają jakieś znaczenie? Czy robicie po prostu swoje?
WS: Słuchowisko które słyszałam jako dziecko to „Kocham Pana, Panie Sułku” Jacka Janczarskiego. Leciało regularnie w domu rodzinnym, przez co mam do niego sentyment. Teraz już nie słucham. Zdarzało mi się sięgnąć do czegoś na studiach, były to słuchowiska na podstawie tekstu Romana Ingardena. Dramaturgia radiowa nie była jednak popularnym tematem, mimo tego że słuchowiska rozwijają się przecież w Polsce od ponad stu lat! Wiadomo, że istnieją pewne klasyki, które warto byłoby nadrobić, ale trzeba zwrócić uwagę, że współcześnie mamy do czynienia z dominującym wpływem audiobooków i nadmiarem działalności amatorskich. Mnie zawsze najbardziej interesowała warstwa językowa słuchowisk, a przede wszystkim znaczenie słowa, muzyki i ciszy. Nie lubię nieuzasadnionych elementów, które wprowadzają do słuchowiska sztuczność. Mam wrażenie, że aktorstwo radiowe to trudniejsza sprawa niż aktorstwo estradowe. W słuchowiskach mamy do dyspozycji tylko dźwięk, słowo i działanie w obrębie tonu głosu, szumów, a także udziwnień brzmieniowych. Nie ma tutaj kontaktu wzrokowego, widocznego ruchu ciała. Przykładowo: żeby odegrać zakłopotanie względem spalonej patelni, trzeba pomyśleć nad nagromadzeniem westchnień, odpowiednim słowem oraz jego wydźwiękiem. Uważam, że to olbrzymia praca wyobraźni! Osobiście marzę o tym, żeby podczas tworzonych przeze mnie słuchowisk czuło się pracę nad wybraną materią np. filiżanką, pluszakiem, walizką itp. – jeśli to temat przewodni. Ważne są dla mnie również skojarzenia, które pomagają budować historię, zarówno na temat wspomnianej materii, jak i na temat abstrakcyjnych pojęć, zmyślonych słów.
PP: Uwielbiam serial radiowy Marcina Wolskiego „Świnka”, nadawany w magazynie „60 minut na godzinę”! Absurdalny humor, świetny montaż, pastiszowa muzyka i gra aktorów. Z tradycyjnymi słuchowiskami mogłam zapoznać się bliżej za sprawą kursu reżyserii radiowej, organizowanej przez Teatr Polskiego Radia i Wajda School. TPR w swoich słuchowiska eksponuje przede wszystkim słowo. Chroni polszczyznę – dba o akcentacje, rytm wypowiedzi, poprawną odmianę słów. Jest nastawiony na linearny i klarowny przekaz. W TPR poczułam wagę słowa i to jak istotne jest utrzymanie jego funkcji komunikacyjnej. Mało jednak eksperymentuje się z dźwiękiem i muzyką, czy z samą narracją (choć słuchowiska binauralne w realizacji Andrzeja Brzoski są bardzo inspirujące!). Z Weroniką bawimy się słowem. Jego kolorytem i dźwięcznością. Stawiamy na spontaniczną wypowiedź. Nie boimy się nonsensu. Wierzymy, że poprzez zabawę neologizmami udaje nam się wprawić język w ruch, zachować jego plastyczność. Myślę, że ważnym momentem dla nas jest, kiedy słowo wydarza się na żywo, na antenie. Towarzyszy nam wtedy jakaś specyficzna, wspaniała energia! Wierzę, że przeskakuje ona również na słuchaczy naszych audycji.
JB: Zauważyłem, że przedstawiciele Waszej generacji mają większą swobodę i odwagę aby poruszyć się po robieniu audycji – zgadzacie się?
WS: Tak, coś w tym jest. Ja cenię audycje muzyczne tworzone przez LADO ABC, szczególnie Bartosza Webera, który ma ciekawy gust. Oczywiście jestem też zainteresowana działaniami Macia Morettiego, człowieka orkiestry oraz wszystkimi nowościami jego wytwórni. Obserwuję też poczynania nowego, warszawskiego projektu jakim jest Radio Kapitał. Bierzemy w nim udział z Pauliną i emitujemy nasze audycje raz w miesiącu. Ta inicjatywa faktycznie zrzesza młodych ludzi, którzy wspólnie tworzą platformę wymiany myśli i dźwięków. Założyciele podkreślają, że „Radio Kapitał to odpowiedź na potrzebę stworzenia niezależnej przestrzeni ekspresji, oddolnego działania – nie dla zysku, lecz dla osobistej satysfakcji oraz społecznej korzyści.” Widocznie mamy w Polsce zapotrzebowanie na tworzenie radia, odbiegającego od tego tradycyjnego, w którym brak świeżości. Ja osobiście wierzę w to, że jako młode osoby mamy wiele do powiedzenia i chcemy mówić. Dobrym pytaniem jest – jak to robić i jak się komunikować z ludźmi o podobnych potrzebach? Powtórzę hasło Radia Kapitał: „Umarło radio? Niech żyje radio!”.
PP: Może coś w tym jest. Od jakiegoś czasu zauważam zmianę w podejściu ludzi do radia. Coraz mniej osób dziwi się, że zajmuję się tym medium. Rzadziej też słyszę popularne kiedyś hasło – „radio już umarło i nie warto”. Miło obserwuje się prace osób, które tworzą radio Ujot.fm. Są mocno zaangażowani i oddani temu, co robią. Często wiąże się to z przesiadywaniem po nocach, żeby radio działało. Jeśli nie zrobi się audycji w danym tygodniu, to świat się nie zawali, ale towarzyszy jakieś dziwne poczucie, że nie udało się zachować ciągłości, przepływu, a to wydaje mi się bardzo ważne.
Nieco z innej perspektywy – od września jestem wydawcą magazynu młodzieżowego „Czas na nas” w Polskim Radiu Katowice. Współpracuję z licealistami (między 15 a 18 lat), którzy sami przygotowują audycję, materiały dźwiękowe, wybierają muzykę. Język jakim posługują się mocno czerpie z radia komercyjnego. Dlatego pracujemy nad tym, by zapowiedzi nie były tworzone w konferansjerskim tonie, a także by w krótkiej wypowiedzi radiowej zawrzeć jak najwięcej kontentu. Chodzi o to, żeby nie obracać samymi słownymi formułkami, które tylko wypełniają czas antenowy, a słuchacza zostawiają z niczym. Mamy większą swobodę wypowiedzi, ale mam wrażenie, że często brakuje w niej interesującej treści. Dlatego cieszę się, że młodzieży z „Czasu na nas” chce się robić programy i nie uciekają od tematów trudnych społecznie, czy politycznie. Chcę zrealizować wspólnie z nimi słuchowisko poetyckie, a także historie dźwiękowe. Ciekawa jestem, co nam z tego wyjdzie.
JB: Jakie robicie słuchowiska i czym się różnią od innych? Czy to właśnie to poczucie absurdu i zabawa dźwiękiem jest dla Was kluczowe?
WS: Nasze audycje są zwrócone w stronę nieokiełznanej i słowotwórczej ekspresji. Ich nazwa to PĘPĘPĘ. Razem z Pauliną, w ramach tego projektu co tydzień wymyślamy temat, który konsekwentnie realizujemy (aktualnie w czwartki na Ujot.fm) np. ”Romans aranżowany”, “Gumizna to!”, “Uchattan miejski”, “Sparzenie wieczorne”. Każdy z postawionych tematów, przedstawia kolejne, nowe oblicze audycji. Jest to zapis subiektywnych wypowiedzi, które starają się uwypuklić absurdy rzeczywistości. Audycje cechuje kulturoznawczo-psychologiczna perspektywa. Mówiąc bardziej obrazowo: często przyjmują formę dżungli słownej, przez którą się razem z Pauliną przedzieramy. Niezwykle ważnym aspektem prowadzonych audycji jest możliwość wymyślania alternatywnych rzeczywistości z zabarwieniem humorystycznym. Są również świeżym przykładem zaangażowania w kreowanie własnej wypowiedzi. Bywa też tak, że zapraszamy do rozmowy gości, np. w ramach audycji „Dialogi dowidziane” rozmawiałyśmy z Kacprem Bartczakiem (poetą łódzkim), w audycji „Kaj som ślonskie utopki?” z paniami: Zofią Przeliorz i Elżbietą Grymel (specjalistkami od legend śląskich), w audycji „Muzyka do windy” z Sebastianem Mikosiem (krakowskim artystą, malarzem), w audycji „Spotkanie z myślą Hanny Arendt” z Anną Czepiel (autorką książki „Szczęśliwy człowiek kontra dobry obywatel? Zmagania z myślą Hanny Arendt.”), w audycji „Swimming plusk” z Grzegorzem Bugajem (wcielającym się w rolę pływaka i olimpijczyka), w audycji „Osma – koncert na żywo” z Anną Kubik (wokalistką i założycielką zespołu Osma). Prowadzimy audycje w kategoriach: „eksperyment”, „literatura”, „reportaż”, „filozofia”. Dźwięki w naszej audycji są bardzo ważne, dużo eksperymentujemy.
PP: Myślę, że nasze audycje można by było określić jako słuchowiska na żywo, realizowane ze studia. Każda audycja ma swój osoby i niepowtarzalny sygnał radiowy – jingiel – który jest dźwiękowym wprowadzeniem w klimat, tematykę, jaką będziemy za chwilę rozwijały na antenie. Na przykład – w „Uczcie Hrabiego Berbelliniego” przez całą godzinę leciała muzyka symfoniczna, nie było przerw. Wsłuchiwałyśmy się w muzykę i wtedy kiedy poczułyśmy, że przychodzi odpowiedni moment, włączałyśmy mikrofon, wracając z opowieścią. Audycja „Moje pieski arystokratyczne” miała typowo słuchowiskową „tyłówkę” i wstęp z przedstawieniem tytułu oraz postaci. W „Swimming plusk” użyłyśmy ambientu krytego basenu, jako podkład pod naszą rozmowę z instruktorem pływania Markiem Moczuniem, w którego wcielił się Grzegorz Bugaj. Wcześniej zmontowałyśmy dodatkowe efekty, jak skoki do wody, bulgotanie, sygnał ratownika, przejście fok. Ostatnio „Radiowa Tablica Ogłoszeń”, do której realizowałyśmy reklamy m.in. poradni filozoficznej, przelotu nad autostradą, czy ekskluzywnego flippera. Na każdą audycję przygotowujemy muzykę, ilustrującą dany temat, efekty dźwiękowe, jingiel. To stałe punkty, przygotowywane wcześniej. Reszta dzieje się w improwizacji słownej na żywo.
JB: Jako młode twórczynie, w jakim kierunku chcecie dążyć, czym jest – według Was – polska scena słuchowiskowa?
WS: Dążymy w stronę swobody, zbudowania pewności siebie w improwizacji na antenie, szybkiej reakcji na wydarzające się słowa. Dajemy sobie wzajemnie wyzwania, wchodzimy w wybrane role (np. jako prezenterki abstrakcyjnych zjawisk, reporterki, postacie), umawiamy się na kształt wypowiedzi, dyskutujemy. Mam wrażenie, że w tradycyjnym radiu nie ma miejsca na takiego rodzaju zabiegi, ponieważ wiążą się one z ryzykiem eksperymentu, a także z dystansem do siebie samego, umiejętnością kreowania własnej wypowiedzi w danej chwili. Audycje, które tworzę z Pauliną są wynikiem naszej relacji. Podoba mi się nasz humor, zabawa słowem. Mam tu na myśli głębokie porozumienie i chęć stworzenia alternatywnej rzeczywistości – która jest odskocznią od wielu przyziemnych spraw. Audycje pozwalają nam uzyskać lekkość, której czasem brakuje w przyciężkawej realności. Wiwat absurd, abstrakcja i eksperyment! Nie ma czasu na nudę!
PP: Na poznańskim Festiwalu Słuchowisk w tym roku, miałam okazję podejrzeć, jak istotne jest to JAK słuchamy. Wspólnie – w kinie, czy specjalnie zaaranżowanej przestrzeni w teatrze, w holu uniwersyteckim, czy w płóciennym labiryncie. Bardzo spodobała mi się realizacja Ani Szamotuły „Itinerariusz”. Swoją opowieść podzieliła na kilkanaście scen, które zgrała do osobnych odtwarzaczy muzyki. Później schowała je w labiryncie. Trzeba było więc zanurzyć się w instalacji, by dotrzeć do opowieści.
Bardzo ciekawe słuchowisko stworzył w Radiu Katowice Dawid Damszel. „Kaszlak” to historia Achima, który razem z wnukiem i przyjacielem wyrusza w podróż po Śląsku w poszukiwaniu zaginionego Kaszlaka, czyli Fiata 126 – malucha. Podczas wakacji historia była emitowana na antenie. Słuchacze zostali poproszeni o pomoc w udźwiękowieniu słuchowiska. Wszystkie efekty zostały stworzone głosowo.
Również z Weroniką często nagrywamy ludzi spotykanych przypadkowo na ulicy, których wypowiedzi później wprowadzamy w formę słuchowiskową. Tak zrealizowałyśmy sondę o „PĘPĘPĘ”, gdzie mieszkańcy Katowic próbowali opisać po swojemu wspomniane słowo, czy sondę „Jak powinna wyglądać romantyczna kolacja?”. W „Kaj som śląskie utopki?” realizowałyśmy reportaż radiowy o znajdowanych w śląskich legendach wodnych stworach. Sposób opowieści był lekko fabularyzowany, podkładałyśmy również efekty nagrane w terenie. Myślę, że będziemy realizowały więcej podobnych rzeczy w przyszłości. Napisałyśmy również z Weroniką scenariusz do słuchowiska „Aromadramat”. To będzie z pewnością pierwsza nasza słuchowiskowa produkcja, w klasycznym tego słowa rozumieniu. Chcemy zaprosić do realizacji aktorów. Przed nami ekscytujący czas!
Audycje duetu Pępępę możecie śledzić na ich profilu Soundcloud.
Fragmenty wypowiedzi zostały opublikowane również w artykule Johna na Culture.pl.
Weronika Stencel – absolwentka kulturoznawstwa na UŚ w Katowicach i krytyki literackiej na UJ w Krakowie. Redaktor naczelna pisma „Gazeta musi się Ukazać”– www.musisieukazac.pl oraz autorka książki z ilustracjami pt. Pogruchotan. Swoje teksty publikowała w „Małym Formacie”, „Helikopterze”, „Wakacie”. Od marca 2018 prowadzi eksperymentalne audycje radiowe, pt. „PĘPĘPĘ” wspólnie z Pauliną Pikiewicz i współpracuje z Radiem Kapitał. Aktualnie tworzy projekt TOKOSŁÓW! – warsztaty literackie ze słuchowiskami na terenie Krakowa. Pracuje również w redakcji kwartalnika „Nowy Napis” w Instytucie Literatury w Krakowie.
Paulina Pikiewicz – studentka V roku filozofii na UJ. Reporter Polskiego Radia Katowice od października 2018. Jest również wydawcą audycji młodzieżowej “Czas na nas”. Współpracuje z Programem II oraz III Polskiego Radia. Od sierpnia 2018 prowadzi eksperymentalne audycje radiowe, pt. “PĘPĘPĘ” wspólnie z Weroniką Stencel w Radiu Ujot.fm. Dostała wyróżnienie w konkursie dziennikarskim Silesia Press 2019. Współpracuje z Radiem Kapitał. Od sierpnia 2019 uczestniczy w kursie reżyserii radiowej prowadzonym przez Teatr Polskiego Radia oraz Szkołę Wajdy w Warszawie.