Erika Lust ściąga się jak krew z nosa, bo wszyscy przylepieni do Internetu obłapują łącza. W tym właśnie czasie, gdy mózg mutuje jak patogeny z Wuhan, pomyślałam, że jedyną reakcją na tę rzeczywistość jest wytworzenie sobie własnej. Spamowanie jej alternatywnym obrazem, który na moment nakręci moje wici nerwowe w rytmie barw sRGB.
Jak jest marnie, to zawsze sięgam do zdjęć, do przestrzeni, której teraz tak bardzo mi brakuje. Nieznośna uciążliwość bytu na kwadracie, zwierzę w klatce, doomsday na horyzoncie. Szakale wyobraźni i strach o bliskich. Niepokoje i paradoksy, nocny paraliż, natłok myśli, usterki wymiaru. Codzienne cyfry, statystyki, korowody z trumnami. Dziura ozonowa się zmniejsza, żółwie wracają na plaże w Indiach. Susza. Obniżki, plajtujące firmy, pozostawiona sobie bardziej niż zawsze, bezdomność. #stayathome, spuchnięte namioty w Turcji, Grecji, #cleanyourhands, brak bieżącej wody. Endorfiny na wymarciu. ON-OFF.
Odcinam się od danych. Tak wyszło, że pewną wieczorową porą, zamiast relaksującego filmu wrzuciłam na ekran zdjęcia z Maroka i rozpoczęłam medytację kolorami. Efekt podobny, odprężenie, światło, psychiczna sjesta. Może tych kilka zdjęć obejmie czyjeś zmęczenie. Może zachęci do tego samego. To wszystko kiedyś minie.
Włącz na chwilę kierunek: ocean, piasek, pustynia. Nierzeczywistość. Kaktusy zawsze spoko, lovestory bez przytulania.
>> Karolina Siwicka - Ślązaczka, kulturoznawczyni (nie poleca). Z ludźmi na dystans, nad człowiekiem stawia zwierzę. Wkurwia ją dzisiejsza Polska, jest emigrantką od wielu lat. Podróżuje, funkcjonuje, robi zdjęcia <<