Psychiczna tężyzna. O morsowaniu, traktorach i sztuce społecznej. Przemysław Chodań rozmawia z Jaśminą Wójcik

Mieszkańcy terenów nadmorskich są ludźmi niezwykle mocnymi, silnymi, wytrwałymi. Są dla mnie archetypem zdrowego człowieka, żyjącego w poszanowaniu dla jednego z największych żywiołów jakim jest morze. Narażeni na jego humory, kaprysy, jednocześnie bezbłędnie znający jego cykle, potrafiący współżyć wraz z nim. Podziwiam ich. Przyjeżdżam tu jako obca, ale nie jako turystka gdyż luty jest miesiącem martwym i pozasezonowym. Pragnę zbliżyć się do lokalnej społeczności za pomocą próby uczestnictwa, za sprawą obrzędu inicjacji/rytuału przejścia, stać się jedną z nich i zanurzyć w morskiej wodzie zimą. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Czy stanę się dzięki ZANURZENIU jedną z nich, a nie tylko mieszczuchem? Czy uda mi się zanurzyć gołe ciało podczas zimy w morzu? Przygotowania do performance’u rozpocznę spotkaniami ze słupskimi morsami z grupy Termofor. Mam nadzieję, że doprowadzą one do wspólnego ZANURZENIA.

Jaśmina Wójcik

 


Jak się  czujesz  po pierwszym zanurzeniu?

Czuję się świetnie.

Emocje udzieliły się wszystkim. Endofiny uderzyły do głowy, nie tylko morsom. Wygląda na to, że wspólnotowość oraz wytwarzanie mentalnego dobrobytu jest ważne w Twojej twórczości.

Myślę, że wytworzyła się naprawdę niesamowita  energia podczas zanurzenia.  Złożyło się na to wiele czynników. Mieliśmy wspaniały zespół kaszubski z prawdziwymi, tradycyjnymi instrumentami – ludzi, którzy poczuli tę sytuację i weszli w nią w stu procentach; Morsów ze Słupska, z grupy Termofor, niezwykle radosnych i tryskających energią – ludzie w wieku od dwudziestu  do siedemdziesięciu lat, wszyscy jednakowo pozytywni… Zupełnie nie czułam zimna, gdy po półgodzinnej rozgrzewce wskoczyłam do morza! Endorfiny tak silnie uderzyły mi do głowy (śmiech). To było coś niesamowitego. Również wszyscy obserwatorzy byli uśmiechnięci. Chociaż morze wyglądało groźnie i sypnęło jeszcze śniegiem.

Byłaś nieco zestresowana…

Tak, gdy zobaczyłam samo morze i fale… Tym bardziej, że Irena z grupy Termofor powiedziała mi, że nie kąpią się w czasie sztormów. Nie był to sztorm, ale fale był duże. To mnie trochę przeraziło, ale ich spokój oraz znajomość miejsca, w którym wchodzą do wody uspokoiły i mnie.

Czy pomysł „Zanurzenia” był pierwszą ideą, gdy myślałaś o Centrum Aktywności Twórczej w Ustce i kontekście pracy ze społecznością lokalną?

Od zawsze, gdy przyjeżdżałam nad morze, miałam przeświadczenie, że mieszkają tu ludzie silni – tacy, którzy się z morzem codziennie zmagają, ale także nauczyli się je czuć. Wiele od niego zależy, bo ma swoje kaprysy. Nadmorscy mieszkańcy wiedzą jaka będzie pogoda, kiedy można wypłynąć, a kiedy nie. Morze daje im siłę, żyją w symbiozie z tym żywiołem.  Zawsze czułam się tutaj jak mieszczuch i morsowanie było moim marzeniem. Wydawało mi się również, że morsy tworzą silne grupy lokalne, prezentujące tężyznę  fizyczną, ale też psychiczną, bo trzeba złamać wiele barier psychicznych żeby do tego morza zimą wejść. Zaczęłam się zastanawiać czym dla mnie jest morze, z czym mi się kojarzy, jak odbieram lokalną społeczność, czym jest Ustka poza sezonem oraz kim jestem ja, jako przyjeżdżająca i kim chcę się stać, aby przestali mnie traktować jako turystkę? Chciałam  zbliżyć się do ich lokalnych obrzędów.

Jaśmina Wójcik "Zanurzenie" | fot. Bartosz Zalewski

W ramach tego działania nawiązałaś kontakt z Termoforami, którym przewodzi Pani Irena i ona, zdaje się, opowiedział Ci trochę swojej historii…

Tak, Irena była – w co trudno dzisiaj uwierzyć – osobą notorycznie  przeziębioną. Było jej zimno, spała ubrana i do tego z termoforami. Niskociśnieniowiec, tak samo jak ja. Ktoś z rodziny namówił jej męża, żeby zaczął morsować i ona niejako przy okazji, gdy o tym usłyszała pomyślała, że to może być dla niej lekarstwo. I tak rzeczywiście się stało… Od sześciu lat morsuje i jest niesamowicie energiczną kobietą – wulkan, naprawdę! Ale za tym stoi też ogromna wiedza, świadomość tego co robi oraz odpowiedzialność. Dzięki Irenie moje zanurzenie było możliwe. Ona mnie przygotowała, powiedziała co jest potrzebne do wejścia i jak to się będzie odbywało. Podczas wchodzenia do wody trzymała mnie za rękę i cały czas pytała co czuję , co się ze mną dzieje.

Często przekraczasz granice galerii sztuki by działać w kontekście  lokalnym i społecznym. Jak to się zaczęło? Jak jest metoda Twoich działań?

Zawsze interesowało mnie nawiązanie dialogu, wszelkie rozmowy, nie traktowałam  ludzi  jedynie jako odbiorców. Nigdy nie chodziło mi tylko o to, że ja mówię, ja pokazuję, tworze artefakty.  A jeżeli chodzi o metodę to  działam w oparciu o intuicję. Kiedyś się tego wstydziłam, ale wydarzenia, które mają miejsce pokazują mi, że właśnie w tym jest niesamowita siła. Żyjemy w świecie i w czasach, w których wszystko jest czystą kalkulacją matematyczno-finansową. Ludzie są do tego potwornie przywiązani i często nie słuchają samych siebie, albo wydaje się im to zwyczajnie głupie. Ja do tego wróciłam. Zaczęłam słuchać swoich „ciągot”, by wracać do natury i związków międzyludzkich, do pracy z pamięcią i stwarzania wspólnoty. Współczesność temu nie służy. Wszyscy się od siebie izolujemy, mamy tysiąc kamer dookoła siebie, no i nie jest nam samym dobrze. Wydaje mi się, że za pomocą sztuki można zmieniać rzeczywistość społeczną i polityczną. Wierzę też w pracę u podstaw.  W  tym sensie, że zaczynam reformę od samej siebie i przez to wpływam na to co jest wokół mnie i zaczynam z tym pracować.

Już we wczesnych realizacjach widać było jak pracujesz z tradycją sztuki współczesnej, że nawiązujesz  do modernizmu jednocześnie przenosząc go na grunt pracy społecznej. Na przykład Stażewski i babcie, które montują wstążeczki na krzyżu w „Hommage a Henryk Stażewski”…

To było niesamowite. Zadałam im pytanie dlaczego wybierają właśnie te kolory, to są dokładnie  kolory rozszczepienia światła, których używał Stażewski w swojej instalacji świetlnej „siedem promieni światła na niebie”. To było dla mnie jak uderzenie w twarz, że one tych samych kolorów używają i nie wiedzą dlaczego.  Po prostu im pasują … A więc znów coś intuicyjnego, podskórnego. Dla mnie beuysowska rzeźba społeczna jest całkowicie aktualna. Wierzę w to, że każdy może być artystą. Oczyścicie w świecie sztuki artysta musi być świadomy tego, co uruchamia, za co się bierze i jakie są tego konteksty. Świadomość i wiedza są fundamentalną sprawą. To nie może być działanie na oślep. Aby pokazać wartość tego typu działań potrzebna jest najpierw wnikliwa dokumentacja i poszukiwania by zaprezentować, że możliwe jest rozsądne działanie oparte właśnie o intuicję. Należy pokazać, że to co wykracza poza myślenie kapitalistyczne wcale nie jest śmieszne i nie gorsze niż rozważania o czystej formie. Dla mnie forma jest narzędziem służącym do osiągnięcia zamierzonego efektu. Nie jestem podporządkowana narzędziom.

Dużo mówi się o tym, że społeczeństwo nie jest przygotowane do odbioru sztuki współczesnej…

To nieprawda.

Ale z drugiej strony świat sztuki lubi budować bariery…

… bo nie mówi ludziom, że nie muszą zrozumieć sztuki , albo że nawet jeżeli czegoś nie czują, to też jest wartością. Chociaż może bardziej chodzi o edukację. Gdyby w szkołach uczono sztuki XX wieku można by pokazać,  jak wiele zjawisk się w niej wykluczało wzajemnie.

Poza tym myślimy (w większości) o estetycznym charakterze sztuki – to ma być ładny obraz do powieszenia na ścianie, a nie problem, z którym  można się mierzyć. Nie jesteśmy przygotowani na to, że sztuka może zadawać pytania…

Albo też, że może stwarzać jak w czasie „Zanurzenia”, rodzaj wspólnoty, która wymyka klasyfikacjom, ponieważ przekracza granice na my i oni. Emocje, które towarzyszyły „Zanurzeniu” było doświadczeniem spontanicznym i  niewykalkulowanym. Ciekawe czy dla uczestników wydarzenia istotne było, to że odbywało się kontekście sztuki czy nie? Ale to jest pytanie do nich  raczej, a nie do Ciebie …

Nie wiem, ale na pewno jest to ukonstytuowane tym, że robi to artysta. Myślenie, że artysta może więcej jednak działa, a to pomaga ludziom się otwierać. Ten romantyczny mit artysty ciągle jest obecny.

Chodzi o to, aby ludzie wiedzieli, że takie czyste przeżywanie jest ważne, że skoro robi to sztuka, to również oni mogą dowartościować swoją codzienność. Może uświadomią sobie, że sztuka to niekoniecznie wizyta w muzeum w kapciach, gdzie idziesz oglądać wiszące na ścianach obrazy. Od kilku lat realizuję projekt dotyczący Ursusa, olbrzymich zakładów, które zrzeszały osiemnaście tysięcy ludzi. Ten zakład to ich życie, niektórzy tam pracowali po kilkadziesiąt lat. Wraz ze znajomi chcielibyśmy stworzyć społeczne muzeum Ursusa, żeby pokazać, że te życia miały sens. Przecież Ursus był miejscem, o którym wszyscy uczyli się w podstawówce. W tej chwili jest to kilkadziesiąt hektarów zapadających się hal. Trochę przemysłu, trochę deweloperki. Ale nie ma miejsca upamiętniającego zakłady. Przecież strajki w ‘76. roku, powstanie KOR-u, to są wszystko  bardzo ważne rzeczy. Ludzie, którzy tam pracowali nadal tam żyją i mieszkają, obserwują zmiany. Kiedyś im wpajano, że to oni budują Polskę. Nagle z dnia na dzień stają się bezużyteczni, bez pracy, dostają akcje, które właściwie nie są nic warte. Czują się oszukani. Za pomocą działań społecznych chcemy pokazać, że to ważne miejsce nie tylko dla tych jednostkowych życiorysów. Chodzi o wspólną świadomość i pamięć, którą kapitalizm wymazuje razem z tymi ludźmi. Za pomocą sztuki staramy się ściągnąć do Ursusa ludzi. Mieliśmy kongres rysowników Pawła Althamera, zorganizowaliśmy też paradę Ursusów. Dwadzieścia traktorów przyjechało pod Pałac Kultury  do macierzy, w której zostały wyprodukowane.

Jaśmina Wójcik "Zanurzenie" | fot. Bartosz Zalewski

Jak działanie w Ursusie wpływa na ich świadomość, czy ocenę własnych działań… Badasz tego typu sytuacje? Czy dochodzi to reinterpretacji własnych doświadczeń?

Mam taką nadzieję.  W ramach stypendium ministra realizowałam projekt „Posąg siedmiu Panien”, który polegał na tym, że fotografowałam Ursusy razem z rolnikami – ich właścicielami. Były to Ursusy, które miały po dwadzieścia, trzydzieści lat. I wróciłam z tym zdjęciami do zakładów. Bo wiesz to też trzeba być specyficznym człowiekiem, żeby pracować na traktorze, który ma trzydzieści lat. Dlaczego oni na nich pracują? Ponieważ są łatwe  w obsłudze, nie psują się albo potrafią sami je naprawić. I kochają je, one są członkami ich rodzin. Do takich rolników docierałam, zbierałam historie i wróciłam z nimi do Ursusa, żeby pokazać ludziom, że ich praca rzeczywiście nie była bez sensu, że to co robili kilkadziesiąt lat temu do dzisiaj jest dla niektórych ludzi ważne. Teraz wspomnienia i pamiątki zaczynamy zbierać, by stworzyć społeczne muzeum Ursusa. To o czym mówisz to jest kolejny etap. Obecnie są na etapie  żalu do tego co się wydarzyło, że zostali pominięci i nieważni. Chcemy im zwrócić dumę, chcemy by znów byli dumni, że pracowali w tych zakładach.

 

Jaśmina Wójcik "Zanurzenie" | fot. Bartosz Zalewski

 

Jaśmina Wójcik "Zanurzenie" | fot. Bartosz Zalewski

 

Przemysłw Chodań (1983), kurator oraz krytyk sztuki współczesnej.

Jaśmina Wójcik, artystka, pedagożka ASP w Warszawie. Uzyskała dyplom z wyróżnieniem w Pracowni Multimedialnej Kreacji Artystycznej prof. Stanisława Wieczorka i aneks w Pracowni Przestrzeni Audiowizualnej prof. Grzegorza Kowalskiego w 2008 r. Asystentka w Pracowni Multimedialnej Kreacji Artystycznej prof. Wiktora Jędrzejca na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych od 2008 r. Doktor na macierzystej uczelni (uzyskała tytuł doktora sztuki na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w dziedzinie sztuk plastycznych, na podstawie przedstawionej rozprawy doktorskiej i projektu multimedialnego pt. „Mastektomia“). Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w roku 2007 i 2013. Laureatka nagród i wyróżnień za działalność artystyczną, m.in. I nagroda w Konkursie Samsung Art Master w 2007 roku oraz Grand Prix konkursu Kino Polska i Onetu „Film w minutę“ w 2007. Rezydentka w A.I.R. FUTURA w ramach Visegrad Artist Residency Program – Visual and Sound Arts, Praga, Czechy w 2013 r. Prace w zbiorach: Prace w zbiorach: „Zachęta“ Narodowa Galeria Sztuki, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie, kolekcje prywatne. Interesują ją relacje człowiek – przestrzeń (w której żyje, pracuje etc.) oraz społeczne sposoby oddziaływania sztuki. W 2013 roku przygotowała „Spacer akustyczny“ po byłych Zakładach Przemysłu Ciągnikowego Ursus, który stał się inspiracją do dalszych działań w Ursusie. W 2014 roku w ramach projektu „Zakłady. Ursus 2014” zrealizowała pracę „Pamiętnik mówiony” – instalacje do nagrywania wspomnień byłych pracowników ZPC Ursus oraz film „Ursus. Esej filmowy”, była także inicjatorką organizacji w Warszawie parady traktorów, która w czerwcu przejechała z Placu Defilad do dawnej fabryki Ursusa. Ponadto realizuje projekty społeczno-artystyczne w kooperacji z wieloma ośrodkami kultury i artystami z całej Polski (w 2014 były to m.in. Białystok, Lublin, Kraków).

Fotografie: Bartosz Zalewski

One Comment on “Psychiczna tężyzna. O morsowaniu, traktorach i sztuce społecznej. Przemysław Chodań rozmawia z Jaśminą Wójcik”

  1. świetny artykuł. Pomysł Zanurzenia ciekawy i inspirujący. Jednak to za mało by “zbliżyć się do ich lokalnych obrzędów”. W I połowie XX wieku przyjeżdżali tu malarze z grupy Die Brücke, wypływali w morze z rybakami, mieszkali z nimi.

Comments are closed.