Prawo do życia dla Słów Zniekształconych – Weroniak Stencel

Ktoś powstający z siedzenia rzekł: „Niepotrzebunek czytelnika”. Po co? Widziałam, że wielu słyszących zignorowało jego zniekształcone słowo. Ich matowe twarze nie napełniły się żadnym kolorem zwrotnym. Paradoksalnie, to stwierdzenie, zawierało się w reakcji na nie. Istny znieważak.

Ten kto rzucił te niezrozumiałe słowa posiadał głos niesamowicie podniecający i pełen tego rażącego zdecydowania, w którym przechowuje się nadzieja naszych czasów: potencjał. Jedna z jego odmian wynika z chęci nadbudowywania zniekształceń, zmagań z wieloznacznością, czymś co zawsze jest „pomiędzy” lub „gdzie indziej” w wyrażaniu. To napięcie ukrywa się w absurdzie zestawień, grze słów i w zabawie formą. Ten niewinny niepotrzebunek wymachuje jęzorem dystansu do prawidłowości i przewidywalności. Wie, że pozornie nie ma sensu, realizując swoje semantyczne powierzchnie nie-potrzeby, na której buduje swe istnienie. Gdyby nie lekceważyć jego bycia, można by wykorzystać go jako fundament do dalszych tworów językowych. Zlewanie jednego wyrazu w drugi, w sposób błyskawiczny przenosi nas w układ form abstrakcyjnych, których przeobrażanie zależy od skojarzeń, brzmień i postrzegania. Rodzi to nowe, międzywyrazowe zachwyty przy spotkaniach. Czasem całkiem przypadkowo.

1. Niepotrzebunek

Najprościej jest o nim mówić, przytaczając zdania o podobnym nacechowaniu, a mianowicie: „nie mam ochoty” lub „nie mam chęci”. Stworzenie rzeczownika „niepotrzebunek”, które występuje w formie zdrobniałej, jest świadomym wyborem przykładowego autora-kpiarza. Zaistniał z powodu chęci (w opozycji do czasownika „nie mam potrzeby”) dostrzeżenia wrażenia, oddelegowanego do jasności białej żarówki pojęciowej. W jej miejsce należy wstawić światło o dowolnej barwie, naświetlając rzeczy w sposób dokładniejszy, nadając im nie wydobyte jeszcze gwaranty jawienia się w nowej formie. Zaistniałe wrażenie dostosowuje wypowiedzenie do efektu wydźwięku. Na takie zabawy mówi się neologizmy. Daje to niesamowite możliwości konstrukcji świata opowiedzianego, godnego tego do spisania, w dotarciu do różnorodnego sedna. Ta alternatywa pozwala spojrzeć na słowo z różnych stron, nadaje mu żywej bryłowatości. Na przykład takie ucho słowa! Pod pewnym kątem może wyglądać jak uszo-otwornek albo całkiem jak uszo-otwornus. Jest przecież różnica w potworkowatości i potworności rzeczy. Ja wsadziłam je natychmiast w pojęcia uszne, by stały się spójną całością i nie musiały rozdzielać swoich istot. Poprawność, która nie wystarcza, jest jedynie fundamentem do stwarzania tej nowości słownej. To szkic dla stworzenia postaci wyrazowej. Jest to pewnego rodzaju gra, przemycająca lepsze jakości. Niestety, wymaga wysiłku przełknięcia nowej formy wyrazowej. Rzadko zdarza się niestety, żeby ktoś pragnął jej dobrowolnie zasmakować lub chociaż nabić jej kawałek na widelec. To jest właśnie niepotrzebunek o nacechowaniu znieważaka. Podstawowymi słowami, które mogą pomóc w skojarzeniu znaczenia jest „nie” i „potrzeba”. Zebranie tego w całość („niepotrzebunek”) ma wydźwięk maleńkiej rzeczy lub zjawiska, pozornie zatracającego swą powagę. „Nie potrzeba” wynika z nas : to, co nas nie interesuje, zostawiamy nienaruszone. Nazwałabym to fundamentami zobojętnienia na innowacyjność komunikacji (rozleniwiand powszechny). Komfort nudy wyrazowej przelewa się w codziennej rozmowie, lekturze i obserwacji.

Użycie słowa „niepotrzebunek” to ironiczna i humorystyczna walka o jego kształty. Dla jednych, którzy podjęli się refleksji nad jego odbiorem może być bohaterem, może jawić się jako imię lub konkretne pojęcie. Może być także drobnym elementem dnia codziennego, który wkrada się w czynności, będąc tak naprawdę najistotniejszym objawem zdarzenia. Stając się komentarzem, zaczyna nabierać sensu w odpowiednim kontekście. Nie da się wykluczyć jego żartobliwej natury, w dużej mierze wynikającej z rzadkości jego możliwego zaistnienia i zrozumienia. Zawarta w nim nie-powaga staje się niestety rzadko czymś istnotnym. Rozległość interpretacji tego słowa i możliwość nadbudowania na nim znaczenia, świadczy przecież o jego mocy wybicia nad przeciętnością i nudą. Może należałoby go wynieść na piedestał, dać mu szansę na uciechę, zauważenie. Niech denerwuje, skłania do przemyślunku, nie ukrywa swojej przewrotności.

2. Niepotrzebunek czytelnika

Powyższe połączenie wyrazowe kieruje bezpośrednio słowo „niepotrzebunek” w stronę „czytelnika”, w obrębie którego warto byłoby zacząć szukać całości znaczenia. Nasz czytający, który nie-potrzebuje (czegoś przypuszczalnie) zastanawia na poziomie swej roli. Wiemy, że czyta. Zatem, czym może być „niepotrzebunek” w obrębie czytania? Czy aby na pewno jest tak mało znaczący, jeżeli rozrasta się na najistotniejszy aspekt czytelnika?Które wyrazy są potrzebne? Warto przypomnieć sobie słowa Stanisława Lema.

„Trzy samołóż wywiorstne, gręzacz tęci wzdyżmy.
Apelajda sękliwa borowajkę kuci.
Greni małopoleśny te przezławskie tyżmy,
Aż bamba się odmurczy i goła powróci”[1]

Apentuła niewdziosek, te będy gruwaśne
W koć turmiela weprząchnie, kostrą bajtę spoczy,
Oproszędły znimęci, wyświrle uwzroczy,
A korśliwe porsacze dogremnie wyczkaśnie![2]

Jego słowne „rolki-wywrotki” nie unikają wybicia zębów czytelnikom. Przytoczone przykłady mają za zadanie podziałać na nas skojarzeniowo, są zepsute, niedookreślone, niedokładne w przekazie. Ich urok polega na nieograniczoności mimiki słownej. W opowiadaniu Lema wypowiada je maszyna, Elektrybałta, stworzona przez Trurla. Bohater modeluje i programuje jej zawartość bardzo długo, zestawiając ze sobą konteksty filozoficzne, kulturalne, historyczne i obyczajowe. Wszystko w ujęciu humorystycznej operacji. Zróżnicowanie chęci w możliwości tworzenia to efekt wygenerowanego słowotoku.

Jest wiele przykładów autorskich przykładów zabawą, dziwaczenia i dystansowania się od schematu, ale mam wrażenie, że pozostają one tylko w obrębie słowa odłożonego na półkę. Czy ktoś do końca dowierza takiemu modelowi wyrazu?

Twory nie są językiem, a językową pomyłką. Nie są porozumieniem, wrzucającym nas w morze subiektywnej interpretacji, ale raczej denerwującym rekinem wyrazowym, od którego należy odpłynąć. Uciec od wyzwania i rozprucia bebechów.

Tak gęsto zarysowane zbiorowiska dziwolągów pojęciowych pomagał nam odkryć także Witkacy:

„Para, pocina i pługie pilczenie
Pfa pasze piwnic popylone pienie
I tylko Pepło pepopnie przenika
Popyśledzona pesteś pak puzyka[3]

Jak widać świat idzie budować na jednoliterowych objawieniach. Zwielokrotnienie podobnego brzmienia stawia środowisko wyrazowe w świetle wzajemnego porozumienia. To jak wielka rodzina, z jednej krwi i kości. W spektaklu „Ccy Witkacy”(Menażeria), odgrywanym w Teatrze im. St. I. Witkiewicza w Zakopanem słowa te zostają wykorzystane w energicznym tańcu bohaterów, wyśpiewujących je tak, jakby trzymały się za ręce. Kołyszą się w wielkim kole, do którego ma się ochotę wejść, zamieniając pierwszą literę swojego imienia na „P”. Ułatwioną sytuację ma każdy Paweł i Paulina oraz kilka innych potencjalnych przykładów, odnajdujących się w jednym nabrzmiewaniu. Tego typu konstrukcje sprzyjają także dziełom, wytwarzającymspecyficzną atmosferę graniczącą. Andrzej Dziuk, odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię mówi:

„Można rzec, całe to Zdarzenie to „coś” między Urodzinami a Stypą (24II 1885 -18 IX 1939). Tekst (młodzieńcze – właściwie – dziecięce – dramaty Witkacego z 1893 r.) jest więc pretekstem dla zabawy (wspólnej) w teatr (w tworzenie teatru, rozmowę) wymyślony właśnie jako gra – proces – stawanie się etc. Owe Juwenalia Witkacego to także pretekst do pokazania tworzenia się wyrazistej czy już profetycznej – jak chcieliby co poniektórzy wyobraźni autora „Bezimiennego dzieła”. A może patologicznej osobowości przyszłego geniusza? Osobowości kształtowanej bardzo swobodnie przez jego straszliwych wychowawców?”

3. „Po co?”

Kwestia wydaje się porażająca. Bez naszego wysiłku, żaden „niepotrzebunek” nie objawi swojej wagi. Nawet gdyby był strzelcem lub panną. Lwy też nic nie pomogą. Stwarzanie zniekształceń wytwarza frajdę nowej skali, którą przechowują potencjały tego świata. Naturalność ich przejawów ukazuje się nieprzerwanie w subtelnościach dnia codziennego, który nie nastawiony na „niepotrzebunki”, znajduje swój wyraz w głowach rozumiejących. Słów zmyślonych jest nieskończenie wiele, to potencjał ciągłego realizowania własnego czucia. W dalszym ciągu! Mimo tego, że wielu z Was posiada w sobie naturalne skłonności do rozumienia tych zjawisk, istnieje nieprzerwana nie-potrzeba chęci.

Ja ciągle wierze, że „nie” to tylko smutny objaw czasów, w których przyszło nam żyć z takim nastawieniem.

4. Istny znieważak

Dzisiaj nikt z siedzących nie wstaje. Rzadko zdarza mi się słyszeć o „niepotrzebunkach”, ale nigdy nie lekceważę ich wagi. Też urodziłam się w październiku.

 Weroniak Stencel 

Weroniak Stencel

Weroniak Stencel

Weroniak Stencel

 


[1] Stanisław Lem, Cyberiada -Siedem wypraw Trurla i Klapaucjusza, Wyprawa pierwsza A, czyli Elektrybałt Trurla,
http://niniwa22.cba.pl/lem_elektrybalt.htm

[2] Stanisław Lem, Cyberiada -Siedem wypraw Trurla i Klapaucjusza, Wyprawa pierwsza A, czyli Elektrybałt Trurla,
http://niniwa22.cba.pl/lem_elektrybalt.htm

[3]Stanisław Ignacy Witkiewicz, Juwenalia

materiał fotograficzny: Weroniak Stencel