Dyżur nocny w centrum Kombinowania – Weroniak Stencel

Centrum kombinowaniaPan doktór Lacz, jeden z Najwyższych i Najgrubszych lekarzy w pracy rozklapał na bialuśkiej ścianie olbrzymiego pająka. Swoje tytuły uzyskał dawno temu, kiedy z wyróżnieniem zaczął kombinować jak jeść, przez to zyskiwać przyjemnostkę i mieć siłę na czas nocnego czuwania. Jadł słodkie pączuszki, paluszki oblizywał, batony rozwijał, pochłaniał olbrzymie ilości rolad bito-śmietanowych, a na to wszystko kawusia. Z mleczkiem. Malutkim. Z uśmiechniętą krówką.
Tak też rozpoczął swój dyżur nocny w centrum Kombinowania, już właściwie bez kombinowania, w przewidywalnym rozsiedzeniu, ze słodkim pakunkiem w rękach.

A tu trach. Pająk. Biała ściana. Czarna plama. O rety, orety. Zapowietrzenie. Rękawem mazanie. Rozpacz. Co tu zrobić. Kartki białej wyciąganie. Pisanie, pisanie. Odwołanie. Dokument wagi najwyższej! To i najgrubszej! Musi być kartka najgrubsza, z tych dostępnych w szufladzie. Na kartce liter rozmieszczanie. Czarnego na białym powstawanie. Biada, biada. Prześladowanie! Nie, żadnego pisania. Żadnego białego w czarnym maczanie. Żadnej kawy w mleku. Przeklęte garniturowanie w białej koszuli. Widać, wszystko, wszystko. Już wiadomo, wiadomo. Krowa czarna w białe łaty. Śmieje się, durna. To nie do przyjęcia. Człowiek kombinuje tyle czasu, zostaje uznany, wyróżniony, doceniony w tytułach, a potem to wszystko unieważnia jednym traśnięciem. Doktór Lacz.

Gasi białą lampkę na tle czarnej nocy. W gabinecie siedzi po ciemku. Czarnym się otacza.

I cisza.

Czarnym.

To może i wybór był! Z białego rezygnowanie. To może by przekombinować pokój w czarny. Skoro pająk zadecydował plackiem i w zwadzie z białym. To taki czarniuśki krzyżak był. Trudno, trudno. Stało się. Pokój pół nocy doktór malował, gęstą smołą farbną, przy bialuśkim świetle. Rozpowszechnił pająka bycie w pozornym nie bycie. Nie ważne. Nie ma. Jest. Pączuś jeszcze świeży.

Nad ranem z sufitu schodzi młody kwietnik, bialuśki pajaczek, stawiając łapki w sposób uważny. Wchodzi w teren przekombinowany. Niepewny.
Doktór Lacz, ledwo żywy, przy jasnej lampce przebudzony, ze słodkim pudrem na policzkach, wpada w furię. Że jak to tak. Że prawa nie. Ma. Zamiar cholerny ma! Zamiar, tego kwietnika klapkiem. Klapkiem go boleśnie. Mechanicznie. A kwietnik niby co? Też zamiar, żeby przejść! Po czarnym, a co. O, rety rety. Czy nie widzi, tymi swoimi kilkoma oczami, że białe na czarnym? Że czarne na białym nie wypadało!
Kwietnik rośnie i gruby się staje i naraz powiada do Lacza (to Największy i Nagrubszy pająk jakiego widziano):

– Panie doktór, pan sądzi, że zabijać można czarne na czarnym, a białe na białym? I potem bez kombinowania? Ludzie całe dnie i noce kombinują jak tu żyć, to    czemu my nie możemy?

Weroniak Stencel