Najbardziej mi żal… – Sabina Drąg

Kiedy emocje ucichną i opadnie kurz z dyskusyjnych pól bitewnych, zamkną się drzwi galerii i wreszcie zacznie świtać po długiej nocy kultury przychodzi czas na refleksję. Kwaśną. Gorzką. Mdłą niekiedy.

Bo…

Wydawało się, że znieśliśmy już granicę między tym co wysokie i niskie, że zasypaliśmy okopy i spaliliśmy kastowe zasieki; że wreszcie dostrzegliśmy wartość codziennych strategii przetrwania, dostrzegliśmy siłę w zmaganiach „byle nie było gorzej”; że przestaliśmy narzucać sens i makrostruktury; że zrobiło się może i nie inkluzyjnie ale na pewno bardziej dostępnie. Wydawało się, że teraz humanizm, że „nic co ludzkie…”, że egalite i liberte i razem! Może nawet popatrzyliśmy łaskawiej na popkulturę, że kicz i mainstream to też przecież przyjemności, nowe rytuały, kultury. To nagle okazuje się, że to wszystko mrzonka, piana ubita w dyskursywnym peanie oderwana od „szarej” rzeczywistości. Wyschnięte słowa pozbawione treści, puste pojęcia produkowane na potrzeby chwili, równościowa propaganda, eksploatacja.

Bo jak słychać wśród kulturalnej awangardy, instytucjonalnej gwardii obrońców/czyń starego podziału to nie wyrównywanie, a obniżanie poziomu. Że otwierając szerzej drzwi galerii mieszasz sztukę z błotem, które niosą na butach nowe grupy odbiorców/czyń. Podważasz tym samym jej sens i idee, schodzisz z piedestału by spotkać się z ludem. Zaszczyty ci i chwała o dzielny/a Prometeuszu schodzący z Olimpu z ogniem kulturalnej oświaty. Pójdziemy wiernie za tobą w płomienie!

Podobno znowu nie dorośliśmy do poziomu dyskusji, to znowu nie nasze progi. Wasze galerie nasze jarmarki, karnawał, odpusty. Subiektywne uczucia znowu ustąpiły obiektywnej prawdzie. My nie wiemy, nie znamy się! Nie ważne! Nas zaspokaja kotlet, ziemniaki i serial po pracy. „Golonko” i frytki na rynku w Krakowie, pod Sukiennicami. O naiwni! Nieprzygotowani weszliśmy w teren „sztuka”, łudząc się, że wspólnota doświadczeń zbliży nas do siebie.

Kolorowych jarmarkow

Chyba się nie rozumiemy. Ja za nisko, ty za wysoko i zakłócenia na łączach. Bo kiedy „prosty lud” spływa kajakiem na Nocy Kultury ty swoją łódką z peta odzyskujesz miejską przestrzeń. Robisz performance a my „bydło”. Kiedy pochłaniamy jarmarczną bułę z kiełbasą ty nad swoją pitą z hummusem perorujesz o Derridzie. A powiedz mi czym różni się twoja yerba mate od mojej posłodzonej herbaty? Czym twoje targi dizajnu od mojej budki z grillowanym oscypkiem? Co za różnica kiedy siedzisz w modnym minimalu a ja w osiedlowym barze „Jurek”. Ty pijesz ja pije i obu nam źle na swój sposób. Te same strategie, inne rekwizyty. Wartościujesz kontent? Twój lepszy? Dlaczego? Że tu „sztuka” a tam zabawy dla ludu? Tu jarmark i tam jarmark. Nie twoja rola oceniać co lepsze. Każdy inny, wszyscy równi. Różne są drogi poznania.

I wiesz co? Daj mi spokój! Pław się w swoich teoretycznych sokach. Niech ci się odbija artykułami, publikacjami i alternatywnym blichtrem. Separuj się i buduj zasieki. Oddzielaj ziarna od plew. Biblijnie, z namaszczeniem. Mów językiem którego nikt nie rozumie. Wytwarzaj, produkuj, gardź podmiotem swoich badań. A kiedy uwiera cię sumienie, bo może zbyt daleko odpłynąłe(a)ś w naukowych dywagacjach i czkawką odbijają ci się pojęcia, zażyj na zgagę łyżkę aktywizmu. Spacerem na wiecach lecz swoje hemoroidy. Rozruszaj kości i krtań skandując z tłumem kolegów i koleżanek. Klepcie się po plecach. Dodawajcie sił! Allez, allez! Razem ku lepszej przyszłości!

Tylko daj mi spokój aktywisto/ko co nie dotknąłeś człowieka, a jak dotknąłe(a)ś to zapomniałeś jak było. Idź swoją drogą. Kop swój ogródek. I don’t care.

Sabina Drąg

rys. Krzysztof Hain
>>> www.facebook.com/pages/Zupa-z-Buraka/471447576365223?fref=ts