Dziwna ciotka vol.2 – Sabina Drąg

Czasem się zdarzy, że ciotka szuka pracy. Chodzi wtedy na rozmowy. Tryska energią, radością pluje. I opowiada. Mówi o tym, co przeżyła, co widziała, co jej się udało, a co spaliło. Szczera jest, po co ma kłamać. Ej, ciotka, ciotka… nie przesadzaj, nie przeginaj. Ludzie nie lubią, jak się tyle dzieje. Wyciągną chusteczkę i jednym ruchem zetrą twoją ślinę. Lepiej stonuj głos, formę trzymaj. Plecy wyprostuj. Jak cię nie przyjmą, nic się nie stanie. Wrócisz do domu, nakupisz ziemniaków, starczy na tydzień. Jakoś przetrwasz. Jakoś to będzie. Zawsze było. Bo co ma nie być? Przetrwamy. Walczymy. Moc.

„Odpoczęłaś już trochę?” – pytają. Ciotka podnosi ciężki wzrok basseta. Mruga zmęczoną powieką. Komunikat dotarł, centrala przyjęła. Trwa przetwarzanie wiadomości.

Odpowiedź w toku.

Maszyna pracuje. Kręcą się jej naoliwione kofeiną tłoki. Wreszcie jakieś ciche „nieee” wypada spomiędzy zwiotczałych policzków. Jędrna skóra, koenzym Q10, witamina życia. Tajski masaż, Pola Elizejskie. Nie tu, nie teraz. Daj spokój. A może wcale się nie zmęczyła? Już nie pamięta. Może i odpoczywała. Może i leżała, myśląc o niczym, przeciągając się leniwie na sofie Agatka. Ale kiedy to było? Już nie pamięta. Może wczoraj, może tydzień temu, a może nawet przed chwilą?

Ciotka często patrzy w okno, a tam szumi, a tam wieje. Ona obserwuje, żeby nic nie stracić, nie ominąć ani jednego liścia, który spada z drzewa. To taka piękna historia. A wokół niej się piętrzą sprawy. Groźne spojrzenia, nieludzkie deadlajny. Końce i krańce. Dzwonią nieznane numery. Ale ona trwa dzielnie w tym hipnotycznym stanie, w napięciu śledzi ruchy powietrza. Zawsze na stanowisku. Jednoosobowa stacja badawcza, wystrzelona na najdalszą orbitę kosmosu. Houston we have a problem.

Ale ciotka lubi wyzwania. Ktoś ją poprosi, ona bierze. Ktoś proponuje? Czemu nie. Wepchnie to w grafik. Dzień rozciągnie. Godzinę nadmucha. Tak to planuje umysł strategiczny. Taktyka przeżycia i coaching przetrwania. Ale czuje, że jej się coraz większe dziury robią. Czarne rozlewają się plamy, czasoprzestrzeń zagina, zasysa. Ale wypije to piwo, co sobie naważyła. Sączyć je będzie, delektować się. Aż dna dotknie. Wtedy na stół przez szklany spód popatrzy i nowe naleje.

Magdalena-Żołędź

Ciotka wiecznie czeka na przelew. Już sobie wyobrażą te nieznane krainy, te lądy bezludne, gdzie podróżują teraz jej czynsz i jedzenie. Widzi, jak opiekają na słońcu swoje okrągłe końcówki. Jak smaga je bryza znad oceanu i odtrąca kolejne podatki. Tęskni. Czeka wiernie, wierzy, że wrócą, że dotrą do celu. Oczyma wyobraźni już widzi, jak się witają, jak tulą, chlebem i solą częstują. Gaude Mater Polonia i łowickie przyśpiewki. Musi się nimi nacieszyć, przyjąć godnie. Dobrze wie, że nie dużo czasu dane im będzie spędzić razem. Czasem ma wizję, jak się roztapia ta zamrożona pieniężna bryła. Pęka lodowiec z trzaskiem i już dotyka szorstkiego papieru, już słyszy, jak szeleści, a potem rozdaje, rozdaje, rozdaje. Jak papież urbi et orbi – miastu i światu. Los dał, los wziął. Amen.

Nie jeździ tramwajami, brzydzi się komunikacją. Ciotka–piechurka, chodziarka wyczynowa. Jak już wsiada, to nie siada. Boi się. Jeszcze pomyślą: „taka młoda”, „taka gibka”, „na co jej to krzesło?”, „ten fotel clean&comfort?”. A ona ledwo palcami do ziemi dostaje, a w środku już cała pomięta, pomarszczona. Zasuszona jest jak rodzynka.

Ej, w garść byś się wzięła, ciotka! W kupę poskładała! Mówią jej, że decyzje, że przyszłość, że czas i zmartwienia. Ale ona przecież to robi. Z uporem maniaka wstaje co rano i wpina te ręce, te nogi ciągle w te same wiązadła. Stopy do łydek, łydki do ud, uda do bioder, biodra do kręgosłupa. Potem do korpusu jeszcze ręce i głowa. Ta ostatnia chyba bardziej dla ozdoby, żeby nie straszyć wystającym kikutem szyi. A kiedy już tak sama się złoży to mięśnie napina, naciąga, blood pressure ustawia i idzie. I tak co dzień.

Sabina Drąg

fot. Magdalena Żołędź
www.magdia.pl