>>> recenzja książki Zegar światowy Nicka Montforta wydanej nakładem wydawnictwa Ha!Art
Przeprowadzono doświadczenie mające na celu falsyfikację Prawa Lema. Wyniki wskazują na zaskakująco dużą trafność przewidywań teoretycznych, nawet wśród tych badanych, których w ogóle nie powinny one dotyczyć. Tym samym eksperyment zakończył się pełnym sukcesem. Zegar światowy Montforta to nie do końca powieść, przynajmniej nie według klasycznych definicji, więc ten tekst nie będzie do końca recenzją. Forma sprawozdania z eksperymentu wydaje się być bardziej na miejscu.
WSTĘP TEORETYCZNY
W 1961 roku we Francji Raymond Queneau, zainspirowany książeczkami dla dzieci pozwalającymi tworzyć rysunkowe postacie z wcześniej przygotowanych i pociętych elementów, stworzył i wydał zbiór zatytułowany “Sto tysięcy miliardów wierszy”. Książka składała się z dziesięciu sonetów, tak spreparowanych rytmicznie i gramatycznie, by ich kolejne wersy można było stosować zamiennie. Strony książki pocięto w taki sposób, że każdy wers każdego wiersza poruszał się niezależnie od innych – tym samym czytelnik mógł, losowo dobierając kolejne wersy z losowych sonetów, tworzyć własne, niepowtarzalne wiersze, formalnie nieskazitelne, treściowo – bardzo różnie. Istnieją dwa polskie przekłady owego przedsięwzięcia, pierwszy ukazał się w Przekroju już dwa miesiące po premierze oryginału. Queneau uchodzi dziś za klasyka literatury eksperymentalnej.
W roku 1984 Stanisław Lem opublikował nakładem Wydawnictwa Literackiego zbiór Prowokacja, zawierający dwie recenzje nieistniejących książek, przedrukowane potem w innym zbiorze pod wiele mówiącym tytułem Biblioteka XXI wieku. Jedna z recenzowanych książek, Jedna minuta ludzkości, miała być dokładnym opisem wszystkiego, co wszyscy ludzie na Ziemi robią w ciągu tej samej jednej minuty. Opisem niemalże statystycznym i katalogowym – “recenzent” przytacza nawet konkretne dane, jakie miałyby się w tej nieistniejącej pozycji znajdować. Książka ta miałaby być, zdaniem Lema, logiczną odpowiedzią na popularność wszelkiej maści ksiąg rekordów i spisów osobliwości. Jest też idealną pozycją dla cywilizacji opisywalnej tzw. Prawem Lema:
“Nikt nie czyta, a jeśli czyta, to nie rozumie, a jeśli rozumie, to nie zapamiętuje”.
Drugiego lutego 1998 amerykański pisarz Harry Mathews ukończył swój Chronostych na 1998 rok. Zasada działania chronostychu, dla przypomnienia, wymaga, by wszystkie występujące w nim litery mające w rzymskiej notacji określoną wartość numeryczną (np. i=1, v=5, x=10 itd.) sumowały się dokładnie w wartość Roku Pańskiego, w którym chronostych powstał. Tekst Mathewsa pisany jest w zasadzie prozą, jednak wymóg precyzji w stosowaniu określonych liter zbliża go bardzo mocno do poezji, w każdym razie w fazie twórczej. Treściowo mógłby bez trudu uchodzić za fragment Minuty z recenzji Lema – każdy akapit zawiera opis konkretnych czynności wykonywanych przez konkretnych ludzi w konkretnych miejscach na Ziemi. Czasem są to czynności znaczące i ciekawe (świetny opis końcówki meczu tenisowego), czasem nie (lista pokarmów pożeranych przez listę zwierząt w zoo). Kluczowe wydaje się określanie za każdym razem nowego miejsca akcji, dające autorowi pretekst do nadużywania słowa “In” i występującej w nim rzymskiej jedynki. “I” jest w tej wyliczance bardzo dużo, “M” nie ma wcale.
W roku 2013 w USA, zainspirowany tymi dwiema pozycjami, inny amerykański pisarz, Nick Montfort, postanawia przeprowadzić kolejny literacki eksperyment.
Warto wiedzieć co nieco o Montforcie i jego działalności zanim zacznie się oceniać Zegar i płynące z niego pożytki. Mamy do czynienia z dziełem człowieka, który przez większą część swojego życia zajmował się jednocześnie literaturą i nowoczesnymi technologiami. Obie te dziedziny ludzkiej działalności bada i opisuje naukowo, do obu dorzuca od czasu do czasu coś od siebie. Ma na koncie m.in. najdłuższy (prawdopodobnie) palindrom świata, interaktywną powieść, cenioną publikację opisującą wpływ technologicznych ograniczeń konsol Atari na kulturę, oraz dłuższą przygodę z tzw. demosceną. Treść jego bloga i prowadzonych przez niego zajęć akademickich pozwala również używać pod jego adresem słów “popularyzator” i “aktywista”.
Zegar przynależy bezpośrednio do nurtu tzw. literatury elektronicznej – grupy dzieł, do których powstania lub odbioru niezbędna jest nowoczesna technologia. Powstał jako wkład autora w NaNoGenMo – wydarzenie mające na celu popularyzację procesu “generowania” literatury.
HIPOTEZY
-
Prawo Lema jest w dużym stopniu aktualne i odnosi się do dzisiejszego społeczeństwa.
-
Literatura wygenerowana elektronicznie może istnieć na papierze na równych prawach z tradycyjną prozą i poezją.
-
Ludzka egzystencja składa się na ogół z banalnych, powtarzalnych czynności, których jednostkowy sens okazuje się absurdem, kiedy spojrzeć nań z szerszej perspektywy.
METODA
Zegar światowy został wygenerowany przez niewielki program napisany przez Montforta w języku Python. Program, na podstawie wprowadzonych “na twadro” przez autora danych, generuje 1440 krótkich scenek rodzajowych wg określonego schematu: miasto, czas, opis budynku, wzrost postaci, imię postaci, co postać czyta, jak postać reaguje. Każdej scence przyporządkowana jest kolejna minuta doby. Korzystając z systemowej bazy stref czasowych, program “w locie” przyporządkowuje wylosowanemu miastu strefę czasową, dzięki czemu przyporządkowany czas akcji jest zawsze czasem lokalnym. Kod źródłowy został zamieszczony w posłowiu do książki, jest również dostępny w sieci – doświadczenie jest całkowicie powtarzalne, każdy czytelnik posiadający komputer i minimum wiedzy informatycznej jest w stanie wygenerować własną wersję Zegara światowego.
Przekład na język polski był w istocie przekładem kodu. Z uwagi na różnice gramatyczne uzyskanie tego samego efektu w języku polskim wymagało znaczącego wydłużenia algorytmu – chodziło przede wszystkim o dopasowanie rodzaju gramatycznego, w jakim generowany był każdy kolejny akapit, do płci jego głównej postaci.
Warto zaznaczyć, że wspólną czynnością wykonywaną przez bohaterów książki jest czytanie, nikt jednak nie czyta tu literatury – królują przepisy, dokumenty urzędowe, etykiety produktów. Dość łatwo również zdać sobie sprawę, co autor mógł mieć na myśli, przypisując poszczególnym aktom obcowania ze słowem absolutnie losowe reakcje, kompletnie niezwiązane z treścią i rodzajem czytanego komunikatu.
OPIS WYNIKÓW
Książka podzielona jest na 24 rozdziały, każdy rozdział odpowiada jednej godzinie doby. Przeczytanie jednego rozdziału zajmuje około 15 minut. Układ treści jest całkowicie losowy – wszelkie pozory spójnej fabuły są iluzoryczne, choć rzeczywiście występują (np. pierwszy rozdział kończy się utratą przytomności przez bohaterkę – przy odrobinie samozaparcia dałoby się zlokalizować tradycyjną powieść, której pierwszy rozdział również tak się kończy i dzieje się to z określonej przyczyny).
Książkę wydano na dobrej jakości papierze, w prostej, monochromatycznej okładce zaprojektowanej osobiście przez autora (również “przełożonej” z angielskiego oryginału). Posłowie tłumacza wyjaśnia dość wyczerpująco myśl przewodnią eksperymentu, zawiera również pewne uwagi odnośnie nietypowego procesu przekładu i możliwego oraz zakładanego odbioru książki. Recenzenci uparcie opisują ten utwór jako powieść. Krótkie, powtarzalne akapity przywodzą raczej na myśl mocno sformalizowaną poezję; brak tu również wyraźnej fabuły czy jakichkolwiek innych wyznaczników gatunkowych usprawiedliwiających takie podejście. Z całą pewnością jest to dłuższy utwór pisany niezmetryzowaną prozą, czy jednak wystarczy to, by określać go mianem powieści – pozostaje wątpliwe.
To, że Zegar istnieje w formie papierowej i jest przekładany na obce języki, samo w sobie dowodzi hipotezy drugiej. W Polsce za sukces ten odpowiada Korporacja Ha!Art, znana powszechnie z wydawania rzeczy dziwnych, eksperymentalnych i niekonwencjonalnych (zwłaszcza w ramach serii Liberatura), można jednak domniemywać, że nie był to jedyny podmiot rynkowy, który potencjalnie mógłby się tą publikacją zainteresować – wszak Sto tysięcy… nie musiało czekać na polską premierę nawet roku, a powstało w czasach, w których “dziwne książki” spotykało się o wiele rzadziej niż dzisiaj.
DYSKUSJA WYNIKÓW
Pobieżna lektura istniejących już w sieci recenzji Zegara wydaje się potwierdzać pierwsze założenie autora. Eksperymentalna natura utworu przerosła jakieś trzy czwarte recenzentów, w tej liczbie całkiem poważnego redaktora coraz mniej poważnej Gazety Wyborczej. Co ciekawe, nie pomogły nawet umieszczone na okładce i w posłowiu wyjaśnienia. Recenzenci narzekali na bezcelowość czytania książki pozbawionej fabuły, nie doszedłszy do wniosku, że istnienie fabuły nie było częścią zamysłu autora – wszak nie każdy utwór literacki musi fabułę posiadać. Część opisała eksperyment Montforta jako pozbawiony sensu, co wydaje się opinią co najmniej dyskusyjną.
Najciekawsze były chyba narzekania ludzi, którzy przeczytali książkę od początku do końca i odczuwają zawód jej monotonią bądź żałują spędzonego nad nią czasu. Prawo Lema w epoce Web 2.0 działa z całą surowością.
Oczywiście częściowo za rozczarowanie czytelników może odpowiadać polski wydawca, który zamieścił w opisie szereg informacji nieścisłych i nieprawdziwych. Książka, zaledwie zainspirowana fikcyjną recenzją Lema, promowana jest jako jej realizacja – którą nie jest. Tym niemniej, by się tego dowiedzieć, wystarczy poświęcić chwilę na własną refleksję bądź poszukać w sieci niezależnych od wydawcy źródeł.
Z drugiej strony nie jest oczywiście tak, że Zegar w ogóle się do czytania nie nadaje. Warto przejść uważnie, linijka za linijką, choćby przez jeden rozdział, przekonać się, jakie wrażenie wywiera ta pozornie bezsensowna wyliczanka. Montfort skomponował swój wyjściowy algorytm z bardzo wyraźnym zamysłem, przedstawiona tu powtarzalność sytuacji i kryjąca się za nią losowość mówią o dzisiejszym świecie i społeczeństwie może więcej, niż niejedna spisana z mozołem pozytywistyczna powieść czy socjologiczna analiza. Zwłaszcza reakcje bohaterów na czytany tekst dobrano bardzo trafnie, tak że niejeden czytelnik w niejednej mikroscence się rozpozna. Przecież każdemu z nas zdarzyło się unieść brwi podczas czytania urzędowych dokumentów czy uśmiechnąć się do płatków śniadaniowych.
Choć podejrzewam, że odbiór tej publikacji będzie sprawą wysoce indywidualną. Jak to zwykle bywa z eksperymentalną poezją.
PODSUMOWANIE
Ujmując rzecz krócej, Korporacja Ha!art wprowadziła oto na polski rynek wydawniczy kolejną udaną próbę poszerzenia granic literatury. Tradycyjnie eksperyment nie wszystkim się spodobał, tradycyjnie znalazła się wśród sędziów kompetentnych silna grupa osobników, którzy eksperymentu nie zrozumieli czy wręcz nie rozpoznali, co nie przeszkodziło im wyrazić swojej opinii na ten temat – choć nikt już dziś nie czyta, pisać może każdy, nawet komputer. Wydawnictwo zapowiada na nowy rok ofensywę podobnych publikacji z kręgu hipertekstu i literatury generowanej. Czas pokaże, jakie czeka je przyjęcie.
Nick Montfort
Zegar światowy
978-83-64057-48-9
Korporacja Ha!art,
Kraków 2014