To w komiksach przeczytasz, co wydarzyło się w Fight Club 2, czy Wielka draka w chińskiej dzielnicy kiedyś się skończyła oraz jak wyglądał dzień, w którym wielki Kong pojawił się na Planecie Małp. Poznaj historie najciekawszych adaptacji i sequeli kinowych hitów, które wydarzyły się w komiksach.
Jeżeli lubicie jakiś film, który nigdy nie doczekał się kontynuacji lub taki, którego kolejne części nie przypadły wam do gustu, to mam dla was radę — sprawdźcie komiksy. Może się okazać, że są wśród nich nie tylko adaptacje, czy sequele waszych ulubionych filmów, ale też ich alternatywne wersje przygód ich bohaterów, które istnieją symultanicznie z tym, co znacie z ekranów kin i telewizorów.
To w komiksach przeczytasz, co wydarzyło się w Fight Club 2, czy Wielka draka w chińskiej dzielnicy kiedyś się skończyła oraz jak wyglądał dzień, w którym wielki Kong pojawił się na Planecie Małp. Oto historie najciekawszych adaptacji i sequeli kinowych hitów, które wydarzyły się w komiksach.
Komiksy o Gwiezdnych wojnach, które uratowały superbohaterów Marvela
Marvel Star Wars są jednym z ciekawszych i chyba najstarszych przypadków w historii mainstreamowej popkultury, gdzie to właśnie komiksy najpierw pokazały dalsze losy bohaterów Nowej nadziei — zanim w kinach pojawiła się kontynuacja, czyli Imperium kontratakuje. Co jednak ważniejsze, to jak przypomina „The New York Times” — komiksy te z dużym prawdopodobieństwem uratowały przed bankructwem ówczesne wydawnictwo Marvel Comics.
Zaczęło się od komiksowej adaptacji pierwszych Gwiezdnych wojen na łamach Marvela, na którą George Lucas zgodził się, nie pobierając nawet pieniędzy za licencję. Warunkiem takiego układu była publikacja dwóch pierwszych zeszytów (historii rozłożonej na sześć części), zanim jeszcze Nowa nadzieja trafi do kin. Lucasowi zależało wtedy przede wszystkim na reklamie i dywersyfikacji kanałów komunikacji z potencjalnymi fanami przyszłej sagi. Osobą odpowiedzialną za „przyniesienie” Gwiezdnych wojen do wydawnictwa był Roy Thomas, któremu wcześniej udało się załatwić dla Marvela publikacje przygód Conana Barbarzyńcy. To właśnie Thomas napisał scenariusz do sześcioczęściowej adaptacji Nowej nadziei, a za rysunek odpowiadał (jeden z moich ulubionych twórców) Howard Chaykin.
Seria Marvel Star Wars miała premierę 12 kwietnia 1977 roku i z miejsca stała się gigantycznym hitem. Adaptacja Nowej nadziei zamknęła się we wspomnianych sześciu zeszytach, ale pojawił się drobny problem — na nowy film trzeba było poczekać 3 lata. Nikt oczywiście nie zamierzał zakręcać tego kurka z płynącymi dolarami. Lucas wyraził zgodę na dalsze publikacje komiksów, zastrzegając jednak, że twórcy nie mogą korzystać z postaci Dartha Vadera, ani wątku relacji Luke’a Skywalkera i księżniczki Lei. Dalsze historie miały więc skupić się głównie na przygodach jednego z najsłynniejszych szmuglerów w galaktyce — Hanie Solo i jego drużynie wyjętych spod prawa kompanów, co miało kojarzyć się z westernem Siedmiu wspaniałych. Chociaż wspomniana siódemka kowbojów nie miała w swoich szeregach poruszającego się na tylnych łapach dużego zielonego królika w kombinezonie. Natomiast Han Solo go miał (co akurat niekoniecznie ucieszyło samego George’a Lucasa, któremu nie przypadł do gustu ten pomysł).
Komiksowa adaptacja Imperium kontratakuje pojawiła się w zeszytach 39–44, co daje nam 33 odcinki historii, które obecnie nie są już częścią kanonu. Dryfują teraz w popkulturowej przestrzeni jako alternatywne wersje wydarzeń kosmicznej sagi, które w czasach kryzysu wydawnictwa miały swój udział w jego przetrwaniu.
Marvel Star Wars było wydawane do 1986 roku i doczekało się łącznie 107 odcinków. Ogromny sukces serii skłonił Marvela do budowania kolejnych historii z innymi franczyzami, wśród których ukazała się też inna seria oparta na pomyśle George’a Lucasa — The Further Adventures of Indiana Jones.
Obcy, łowcy i maszyny kontra Ziemia
Innym wydawnictwem prężnie wykorzystującym filmowe marki, na których bazie tworzyło komiksowe kontynuacje lub historie osadzone w filmowych uniwersach było Dark Horse Comics. Idealnym tego przykładem są takie tytuły, jak wydane pod koniec lat 80. i na początku 90. Aliens, Terminator, Predator, czy The Thing Johna Carpentera.
Obcy po raz pierwszy pojawił się w komiksie jeszcze w tym samym roku, co film Ridleya Scotta za sprawą Alien: The Illustrated Story — komiksu opublikowanego na łamach magazynu Heavy Metal w 1979. Jako ciekawostkę dodam, że był to też pierwszy komiks w historii, który znalazł się na liście bestsellerów w New York Times.
Po ogromnym sukcesie Obcy – Decydujące starcie z 1986 roku kinowego sequela w reżyserii Jamesa Camerona wydawnictwo Dark Horse Comics zdobyło prawa do przygotowania bezpośredniej komiksowej kontynuacji filmu, która ukazała dwa lata po filmie. Co ciekawe twórcy nie dostali wtedy zgody na wykorzystanie w komiksie wizerunku… głównej bohaterki serii — Sigourney Weaver grającej rolę porucznik Ellen Ripley. Tym samym czytelnicy mogli śledzić co najwyżej dalsze przygody dziewczynki Newt (wtedy 10-letnia aktorka Carrie Henn) oraz kaprala Hicksa (Michael Biehn), którzy też ocaleli w filmie. Co prawda później osoby decyzyjne zmieniły zdanie i zezwoliły na ujęcie w kolejnych historiach porucznik Ripley, ale w 1993 roku powstał kolejny film z serii, który był odrębną historią, a postaci Newt i Hicks zostały uśmiercone już w prologu.
Tym samym komiksy Dark Horse Comics, chociaż pojawiły się wcześniej niż Alien 3 Davida Finchera z kontynuacji stały się od tamtej chwili alternatywną rzeczywistością, w której Ellen Ripley u boku Hicksa oraz dorosłej już Newt walczy z Obcymi na ich ojczystej planecie, także o losy Ziemi, która została podbita przez pozbawione oczu maszkary z kosmosu. Pokazują to albumy ALIENS – 30th Anniversary Edition oraz ALIENS – Original Comics Series: Koszmarny azyl & Walka o Ziemię zostały wydane na polskim rynku przez Scream Comics. Jako ciekawostkę dodam, że zanim wyklarowała się ostateczna wizja Alien 3, brano też pod uwagę przeniesienie akcji na Ziemię w filmie, ale z tych pomysłów pozostał jedynie ten krótki zwiastun promujący nieistniejący film.
Podobny los co Obcych czekał też cyborgi w komiksowej kontynuacji Terminatora, ale na tym etapie ta franczyza jest już tak makabrycznie pogmatwana, że wszystkie niejasności typu co/kto/kogo/dlaczego/kiedy najprościej zrzucić na czasoprzestrzenne anomalie wywołane podróżami w czasie.
Przez lata Dark Horse Comics dzierżyło prawa do tworzenia komiksów o kosmicznym łowcy — Predatorze, który debiutował w historii Predator: Concrete Jungle, wydawanej od sierpnia 1989 roku do marca 1990 (także wydanej u nas przez Scream Comics). Nie uświadczymy tu jednak głównego bohatera filmu, granego przez Arnolda Schwarzeneggera. Zamiast tego poznamy jego… brata, miejskiego policjanta, który swoją aparycją przypomina aktora.
Ciężko więc stwierdzić, czy jest to bezpośredni sequel, czy raczej historia osadzona w świecie filmu. Co ciekawe Predator: Concrete Jungle niewątpliwie mógł być inspiracją dla twórców kinowego Predator 2, którzy przenieśli akcję z odciętej od cywilizacji dżungli do zatłoczonego Los Angeles.
Bezpośredniej kontynuacji w komiksie doczekał się natomiast horror science-fiction The Thing w reżyserii Johna Carpentera. W świetnym The Thing from Another World dowiadujemy się, co dokładnie działo się z bohaterami po tym, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. W historii The Thing from Another World: Climate of Fear akcję przeniesiono z mroźnych ostępów Antarktyki w krajobraz upalnej dżungli, natomiast w The Thing from Another World: Eternal Vows na tereny zabudowane.
W każdej z tych historii głównym bohaterem jest R.J. MacReady, postać grana w filmie przez Kurta Russela — jeden z ocalałych ze stacji nr 31 na Antarktyce, którą zaatakowała obca istota potrafiąca imitować wygląd i zachowanie innych żywych istot. Tym samym MacReady staje się swoistym odpowiednikiem wspomnianej wcześniej Ellen Ripley, której życie zdefiniowała walka z potworami z kosmosu.
To jednak niejedyny przypadek, kiedy postaciom granym przez Kurta Russela dano drugie życie na kartach komiksów. Amerykańskie wydawnictwo Boom! Studios opublikowało sequel innego przeboju Johna Carpentera sprzed lat Wielka draka w chińskiej dzielnicy, gdzie komiks zaczyna się dokładnie w tym samym miejscu, w którym kończył się film. Fani dostali też historię Big Trouble in Little China: Old Man Jack, gdzie tytułowy Jack Burton (główny bohater filmu i komiksów z tej serii) został postarzony o tyle lat, ile mniej więcej ma prawdziwy aktor — pierwowzór postaci, Kurt Russel.
W jednej ze swoich komiksowych przygód Jack Burton spotkał nawet Snake’a Plisskena, czyli głównego protagonistę filmu Carpentera Ucieczka z Nowego Jorku, gdzie rolę bohatera też zagrał… Kurt Russel. Moc komiksów, moi drodzy. Moc komiksów.
O jeden sequel za dużo
Z kronikarskiego obowiązku muszę jednak wspomnieć też o tych sequelach i alternatywnych historiach kinowych hitów, które niestety się nie udały. Idealnym tego przykładem jest Frank Miller’s Robocop autorstwa legendarnego twórcy komiksów, któremu powierzono napisanie scenariusza do kontynuacji jednego z najlepszych filmów science-fiction. Jego wizja tak bardzo jednak nie przypadła do gustu producentom, że ostatecznie wykorzystano tylko niektóre z pomysłów Millera.
Wspomniany komiks ma być pierwotną i kompletną wersją oryginalnego scenariusza. Nie jest więc to kontynuacja, a alternatywna wersja historii, którą można zobaczyć w Robocop 2, a nawet w Robocop 3. Łatwo rozpoznać, które sceny zostały wykorzystane w obu tych filmach. Po przeczytanej lekturze łatwiej jednak zrozumieć, dlaczego podjęto decyzję o zmianach w oryginalnej historii, od której bije chaos. Całości nie pomagają ultraszczegółowe rysunki, jakie przygotował hiszpański artysta Juan Jose Ryp. Wszystko to sprawia, że czytanie tego komiksu nie tylko męczy, ale może sprawiać też ból.
Kontynuacji Robocopa było jednak znacznie więcej. Za dalsze przygody Supergliny (polskie tłumaczenie z epoki VHS) w pierwszej kolejności wzięło się wydawnictwo Marvel, które wydało 23 zeszyty. Dzięki Dark Horse Comics wyszła historia Robocop vs. Terminator (też autorstwa Franka Millera). Później prawa do postaci trafiły do wydawnictwa Dynamite Entertainment. Nic z tej oferty nie dorównało jednak filmowemu pierwowzorowi. I nic chyba już nigdy nie dorówna.
Innym przykładem nieudanych kontynuacji jest Starship Troopers z 1997 roku (podobnie jak Robocop także w reżyserii Paula Verhoevena), który według mnie jest jednym z najbardziej niezrozumianych obrazów science-fiction w historii. Film przedstawia wielką wojnę pomiędzy ludźmi a obcą rasą owadzich stworów z kosmosu, my natomiast śledzimy losy grupki przyjaciół, których życie zmienia walka na pierwszej linii frontu. Nie brakuje tu imponujących scen batalistycznych, jednak wszystkie te wybuchy i wystrzały zagłuszyły prawdziwy przekaz filmu, który ukazywał to, do czego może prowadzić całkowicie zmilitaryzowany system społeczny, bazujący na prowojennej propagandzie i oparty na kolektywnej potrzebie ciągłego konfliktu, gdzie pełnoprawnymi obywatelami są tylko ci, którzy zaciągnęli się do wojska.
Wydana w rok po filmie komiksowa kontynuacja Starship Troopers: Dominant Spiecies dodaje jedynie więcej strzelanin i wybuchów, przedstawiając przy tym zupełnie nowe postaci, a główny bohater — chociaż na początku jest wielkim przeciwnikiem armii — w końcu sam staje się jej częścią jako członek elitarnej grupy desantowej.
Jednym z ciekawszych przykładów (niepowodzeń) kontynuacji jest niewątpliwie Fight Club 2 napisany przez Chucka Palahniuka, czyli autora oryginału Podziemnego kręgu (polskie tłumaczenie). Po tym, jak jego książkę przeniesiono na duży ekran, gdzie na stołku reżyserskim usiadł David Fincher, a przed kamerą zobaczyliśmy Brada Pitta i Edwarda Nortona, Palahniuk postanowił po latach powrócić do tej historii na łamach komiksu. Fabuła podjęła wątek dalszych losów postaci granej przez Nortona/Pitta, ukazując nawrót rozdwojenia jaźni i to, do jakich nieodwracalnych konsekwencji to doprowadziło. Całość przy okazji zdradziła, że Palahniuk chyba nie miał tak naprawdę żadnego ciekawszego pomysłu na kontynuacje Podziemnego kręgu. Nie powstrzymało go to jednak przed napisaniem Fight Club 3, którego już nie czytałem — wciąż mając w pamięci część drugą.
„Nieoficjalne” kontynuacje
Szczególnie ciekawymi lekturami okazują się „nieoficjalne” sequele, czy też „bootlegowe komiksy” bazujące na granicy łamania prawa, bo wykorzystujące postaci, czy też popularne marki w fan-artowych zino-podobnych wydaniach. Nakłady takich publikacji nie mogą równać się z tymi, którymi dysponują wydawnicze lewiatany typu Marvel czy DC Comics. Niewątpliwą siłą tych komiksów jest bijącą od nich nieskrępowana niczym wyobraźnia artystów, którzy nie muszą tworzyć pod dyktando wydawniczego planu, czy wymaganego odgórnie house style przypisanego dla danego tytułu. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć, czy jest to forma sztuki, czy zwykłe piractwo.
Szczegółowo o bootlegowych komiksach opowiadają fantastyczni twórcy komiksów i miłośnicy tego medium Jim Rugg oraz Ed Piskor. Natomiast doskonałym przykładem „nieoficjalnej” kontynuacji filmu na łamach komiksu jest Cobra II autorstwa izraelskiego rysownika Teddy’ego Goldenberga, który wziął na warsztat klasyczne kino akcji z Sylvestrem Stallone’em w roli głównej.
Najlepsza kontynuacja filmu, którą przeczytasz w komiksie
W historii komiksowych sequeli są tytuły kontynuujące produkcje, które z czasem okrzyknięto mianem arcydzieł danego gatunku. Przykładem jest 2001: A Space Odyssey na podstawie historii Stanleya Kubricka oraz Arthura C. Clarke’a. Zanim nakręcono drugą część 16 lat po premierze filmu Kubricka, powstała cała seria komiksów, którą napisał, narysował (ołówek), edytował i częściowo pokolorował Jack „Król” Kirby, współtwórca najważniejszych postaci uniwersum Marvela. Jego praca nad tytułem zaczęła się od adaptacji zatytułowanej 2001: A Space Odyssey — Marvel Treasury edition, którą cechowały: większy format, 72 strony w kolorze + 10 stron zdjęć z opisami na temat kinowej produkcji.
Mark Evanier, autor komiksów, scenarzysta, przyjaciel Kirby’ego, autor jego biografii Kirby: King of Comics wspominał w rozmowie dla „WIRED”, że Kirby „nie czuł, że ma w tej historii zbyt wiele miejsca na dodanie lub wtrącenie czegoś od siebie. Musiał stale sobie powtarzać: to wizja Kubricka, nie moja własna, muszę się dostosować”. Prawdziwe pokłady swojej kreatywności ulokował więc w kontynuacji filmu, pokazując, że monolit ukazywał się ludziom wielokrotnie i to w różnych momentach historii, zawsze oddziałując na dalszy bieg wydarzeń, przyczyniając się do skokowych postępów w ewolucji rozwoju kultur i cywilizacji. Im dalej jednak wychodziły te komiksy, tym bardziej fabuła oddalała się od kinowego pierwowzoru, aż Kirby dotarł na grunt dobrze mu znany — historie o superbohaterach. To na łamach komiksowej serii o Odysei kosmicznej powstała postać „Machine Man” (początkowo nazywanego też Mister Machine), który doczekał się własnego tytułu. Nie jest to jednak przykład najlepszego — w mojej opinii — komiksowego sequela kultowego filmu. To miano należy się wydanej niedawno przez Titan Comics (a w przyszłym roku mającym się pojawić na polskim rynku za sprawą wydawnictwa Egmont) historii Blade Runner 2019.
Przykład komiksu Blade Runnera 2019 pokazuje sequel idealny, a zarazem historię, która korzysta jedynie z już dostępnych elementów, prezentując zupełnie nowe postaci. Komiks chociaż podczepia się pod już znaną i kochaną przez rzeszę fanów markę, nie żeruje na niej, a w nienachalny sposób dodaje kolejne elementy do świata Łowców androidów, dając nam szansę na jego eksplorację wraz ze śledzeniem kryminalnego wątku fabuły.
Powyższym zestawieniem chciałem pokazać jak najpełniejsze spectrum komiksowych sequeli popularnych filmów — eksponując potężne możliwości tego medium, dającym możliwości kontynuowania historii z ukochanych produkcji, pokazującym ich alternatywne wersje, potrafiącym ściągnąć cholernego Konga na cholerną Planetę małp. Komiksy, jak ich nie kochać?