Grupa Winegret

Spotkania i konfrontacje

Odpowiadając na to pytanie… Rzucam takie luźne skojarzenia, ale generalnie od razu przychodzą mi do głowy spotkania z ludźmi, bo to one są w tym wszystkim najbardziej ekscytujące.

Prowincja kojarzy mi się zawsze z pewna zagadkowością (na przestrzeni lat daliśmy setki spektakli, z czego większość to były miasta i miejscowości, w których nie ma teatru). Jadąc na prowincję, tak naprawdę nigdy nie wiemy, na co i na kogo się natkniemy w danym miejscu, jaki będzie widz, w jakim wieku, jakiej płci (wydaje mi się, że więcej kobiet i dzieci stanowi widownię na prowincji), jaki będzie miał poziom intelektualny, jakiego rodzaju dowcip będzie do niego trafiał. Już nie mówiąc o warunkach pracy − może być totalny chaos. Forma teatru, jaką uprawiamy, też jest dosyć niespotykana wśród grup objazdowych, tak że my też pozostajemy jakąś zagadką dla widzów i jakimś wyzwaniem.

Prowincja także mi się kojarzy z pewną dzikością wśród widzów, którzy są nieobyci z obcowaniem z teatrem, na przykład metafory traktują dosłownie. Miałem kiedyś sytuację, że podchmielony mąż jakiejś kobiety, z którą wszedłem w interakcję podczas spektaklu, chciał się ze mną bić. Imprezy, które są grane w późnych godzinach, mają to do siebie, że duża część widowni jest w stanie wskazującym na spożycie alkoholu.

 

Prowincja to także panujący od wieków pewien układ polityczny. „Krótka rozprawa między Panem Wójtem i Plebanem” Mikołaja Reja jest wciąż żywa i aktualna. Upolitycznienie prowincjonalnych ośrodków kultury i imprez organizowanych przez nie jest bardzo widoczne i nie ma w tym nic związanego z kulturą.

Prowincja, jeśli chodzi o widzów, to także duża ekspresja, szczere reagowanie bez kalkulowania, duże oklaski, kiedy im się nasze działania podobają. Ludzie na prowincji także bywają bardzo otwarci i gościnni, suto zastawiają stoły i częstują. To miły aspekt występowania na prowincji.

 Zebrała: Sabina Drąg

Prowincja 1-4 (12) 2012

winegret