„Girls” – bez makijażu w telewizji

W Stanach ostatnimi czasy furorę robi serial „Girls” – historia o młodych nowojorskich dziewczynach doby kryzysu i szalejącego hipsterstwa. Tytuł zdradza niewiele albo wszystko. Bo na ekranie, jak można się domyślić, królują dziewczyny, a zwłaszcza jedna, Lena Dunham, która poza tym że gra główną rolę jest również scenarzystką i producentką. Co jeszcze można wywnioskować z tytułu? Jak dziewczyny to pewnie też chłopaki. W istocie, tematem przewodnim są relacje uczuciowe, chociaż nie tylko damsko-męskie. Ciuchy? O spójność z najnowszymi trendami boho-street-casual-designer -prawie-jak-z-lumpeksu dbają topowi styliści więc jest co podpatrzyć. Problemy? Jasne, życie w Wielkim Jabłku nie może by ć przecież łatwe, wiecie jak trudno wybrać dobrą kawę Starbucksie?

Bez nazwy 2

Jednak „Girlsnie przyciągają co tydzień przed ekrany ponad milionowej widowni bo wałkują zakupowe i sercowe problemy kolejnych wcieleń nowojorskich socialites. Przeciwnie. To serial na miarę kryzysu: dziewczyny na przemian tracą i odzyskują prace, chłopaków, przyjaciół. Nie widać, żeby były przy tym strasznie nieszczęśliwe – całość polana jest dowcipnym i sarkastycznym sosem pisarstwa Dunham. Nadal przypomina „Seks w wielkim mieście? Jedno spojrzenie na scenarzystkę/główną bohaterkę i wszelkie podobieństwa znikają jak najnowszy model iPhona w pierwszym dniu sprzedaży. Hannah (imię głównej bohaterki) jest, nie bójmy się tego słowa, brzydka. Można silić się eufemizmy, powiedzieć, że jest charakterystyczna, interesująca, nietuzinkowa, co będzie nieprawdą, bo nic w jej fizjonomii nie odpowiada królującym obecnie na srebrnym ekranie kanonom piękna. Niska, przysadzista, posiadaczka figury typu gruszka. Jej twarz jest okrągła, dwa podbródki widać bardzo wyraźnie, kości policzkowych nie widać w ogóle, tak samo jak najmniejszych śladów makijażu. To ostatnie uderza najbardziej – telewizja pokazuje NORMALNĄ kobietę! Podobna siedzi teraz koło mnie w tramwaju, mija cię na korytarzu, sprzedaje wam piwo w nocnym. Niewiarygodne.

Lena vel Hannah  jest ewenementem. Jest odważna. Jest utalentowana. Jest naiwna. Czy chce zmienić świat show biznesu? Nie przyznaje się do tego ale trudno jej wierzyć, gdy na rozdanie kolejnych nagród zakłada mikro-szorty, obnażające w całej okazałości kawał nogi, zgrabnej dodajmy, ale znowu – NORMALNEJ (co tym razem jest synonimem rozmiaru 38 z lekkim celulitem). Obnażanie się to dla Leny nic niezwykłego – co do swoich skłonności ekshibicjonistycznych upewnia nas w niemal każdym epizodzie. Widok jej nagiego ciała jest szokiem dla zwykłego zjadacza kultury made in USA. Fałdki na brzuchu, małe piersi, tatuaże – wszystko widać. Generalnie, kiedy dziewczyny uprawiają seks widać wiele. Girls na pewno nie są pruderyjne (w jednym z odcinków Hannah zrywa z chłopakiem podczas gdy on wali sobie konia), a mimo to purytańska Ameryka je pokochała. Dunham bywa na czerwonych dywanach i gości w talk-showach. Z dnia na dzień stała się autorytetem i rzeczniczką NORMALNYCH kobiet. Nie wstydzi się siebie, swojej cielesności, swoich poglądów. Jest zabawna, realna, mimo że stworzona przez amerykańską TV…  jest taka jak my?

Czas pokaże. Na razie skutecznie opiera się zabiegom stylistów. Zakładamy się, ile wytrzyma? Jeszcze jeden, dwa sezony? Potem Hannah znajdzie wymarzoną pracę, napisze bestseller, spotka księcia i schudnie, a Lena zagra nową dziewczyną Bonda? Mam nadzieję, że nie. Czy jej kariera otworzy drzwi innym NORMALNYM? Wątpię. W końcu telewizja ma nas karmić złudzeniami, odrywać od rzeczywistości, dawać pseudo-wzorce, idealizować to, co nieosiągalne, gloryfikować ideały, których nie ma, a nie trzymać nas twardo na ziemi. „Girlsto błąd systemu, więc oglądajcie szybko, zanim zostanie naprawiony, a prawdziwa dziewczyna zniknie tak szybko, jak się pojawiła.

Karolina Pałys