“Sztuka jako pozór? Cenzura i inne paradoksy upolitycznienia kultury” – Alicja Kosterska

„Teatr nigdy nie przestanie być sztuką dla elit, dlatego kiedy mówimy, że robimy teatr polityczny, to kłamiemy” – podkreślał Rodrigo Garcia w rozmowie z Tomaszem Kireńczukiem na łamach „Dwutygodnika”. Trudno się z nim nie zgodzić – rzeczywiście nie można mówić o politycznym oddziaływaniu spektaklu, do którego dostęp skutecznie ogranicza zaporowa cena biletu, nie wspominając już o innych, mniej oczywistych barierach o charakterze kulturowym (klasa, wykształcenie). Jakiś czas temu miało okazać się jednak, że w kraju, w którym ulubioną narodową rozrywką jest gromadne palenie tęczy, słowa reżysera Golgota Picnic łatwo mogą nabrać gorzko-ironicznego wydźwięku.

„Z powodu bardzo dużego zagrożenia zamieszkami…”, „powodem odwołania spektaklu jest realne zagrożenie bezpieczeństwa publicznego”, „niebezpieczny spektakl nienawiści (…) nie będzie naszym udziałem” – oświadczenie dyrektora Malta Festival Michała Merczyńskiego zdołało wywołać sporą dyskusję nie tylko w środowiskach związanych z kulturą, ale również w ogólnopolskich mediach, nawet mimo tego, że wówczas najbardziej „na topie” i „hot” wydawał się wątek publikacji tygodnika „Wprost” i afery podsłuchowej. Merczyński zdecydował się odwołać spektakl ze względu na widmo zamieszek podobnych do tych, które co roku z okazji Dnia Niepodległości przetaczają się z siłą tornada przez centrum Warszawy. Bez względu na to, czy uważamy, że jego decyzja była słuszna, czy nie, przyznać musimy, że podejmując ją uczynił spektakl Garcii „teatrem politycznym”, jeśli przez „polityczny” będziemy rozumieli „będący częścią politycznych rozgrywek”.

Ja nie o tym jednak, a przynajmniej niezupełnie o tym – w końcu to miała być recenzja najnowszej książki Ewy Majewskiej Sztuka jako pozór? Cenzura i inne paradoksy upolitycznienia kultury. Po co więc streszczam dobrze wszystkim znaną sprawę Golgoty…? Choćby dlatego, że doskonale udowadnia, jak bardzo książka Majewskiej jest aktualna – wyobrażam sobie, że gdyby autorka pisała ją kilka miesięcy temu, wątkowi Golgota Picnic zostałby pewnie poświęcony jeden z rozdziałów. Członkowie ruchu Obywatele Kultury – mimo że nie wiem, czy wszyscy czytali Sztukę jako pozór – chyba zgodziliby się z tezą o aktualności publikacji, skoro w liście otwartym do prezydenta Komorowskiego sprawę odwołania spektaklu nazywali po imieniu. Cenzurą.

Jedna z centralnych tez książki Majewskiej daje się streścić mniej więcej w następujący sposób: współcześnie również mamy do czynienia z cenzurą, tyle że przyjmuje ona formę ochrony – prawa autorskiego, moralności, uczuć religijnych, itp., itd.

Mówiąc po Foucaultowsku: władzę karceralną – taką, która nadzoruje i karze – zastępuje pastoralna – czyli taka, której głównym celem jest troskliwa opieka. Mówiąc mniej akademicko: obowiązywanie cenzury wcale nie skończyło się wraz z rokiem 1989 i PRL-em, jak sądzi większość nie-kulturoznawców, ale trwa do dziś, z tym, że współcześnie regulacja „ryzykownych”, bo potencjalnie zagrażających istniejącemu porządkowi treści, przybiera nieco inną, bardziej rozproszoną postać, niż to było w czasach istnienia jednej, nadrzędnej instytucji.

Sztuka jako pozór? stanowi zbiór artykułów, które powstały w latach 2008-2012 i ukazywały się na łamach „Obiegu”, „Tygodnika Powszechnego”, czy były prezentowane jako referaty w ramach konferencji. To utrudnia nieco lekturę – czytelnik, który liczył, że autorka, rozwijając swój wywód w sposób logiczny i usystematyzowany, wprowadzi go w zawiłości zagadnień związanych z politycznym oddziaływaniem sztuki, będzie zdecydowanie zawiedziony. To, że publikacja nie jest spójna w warstwie kompozycyjnej, nie oznacza jednak, że nie wyłania się z niej pewien koherentny projekt.

Majewska konsekwentnie odwołuje się do ustaleń grupy inspirujących dla niej badaczy, co pozwala stworzyć rodzaj metodologii albo zaplecza intelektualnego, które okaże się punktem wyjścia dla jej własnych ustaleń. Do tej grupy należą między innymi Judith Butler, wspomniany Michel Foucault, Jacques Rancière, Gayatri Chakravorty Spivak czy Giorgio Agamben. Majewska przywołuje ich najważniejsze – ze swojej perspektywy – tezy, by wykorzystać je do analizy współczesnych zjawisk artystycznych, w których nawarstwiają się wielowymiarowe relacje rozumianej po rancièrowsku estetyki i polityki.

Majewską interesują więc zwłaszcza takie projekty, które w jakiś sposób rekonfigurują podział zmysłowości (czy jak wolą inni tłumacze – dzielenie postrzegalnego), to znaczy – w uproszczeniu – w inny niż dotychczas sposób definiują to, co w danej wspólnocie może być w ogóle widzia-lne, słysza-lne, wypowiada-lne, przekształcając aktualny sposób organizacji pola społecznego i zaburzając istniejące w nim podziały i przyporządkowania (np. ludzi do określonych funkcji).

Autorka analizuje między innymi twórczość takich artystek, jak Jacqueline Livingston, Patricia Reed, Valie Export, Joanna Rajkowska, czy – szczególnie dla niej ważna – Aleksandra Polisiewicz (świetny szkic!). Nietrudno zauważyć, że Majewska swoją uwagę kieruje głównie ku twórczyniom o silnym zapleczu feministycznym. To ruch świadomy i znaczący, bo według niej zmiana społeczna musi być całościowa, to znaczy obejmować również miejsce i rolę kobiet we wspólnocie. Prace wymienionych artystek mogą, jeśli dobrze odczytuję intencje autorki, stanowić alternatywę dla posępnej w gruncie rzeczy wizji polskiej sztuki dziś, która wyłania się z innych fragmentów ksiązki. Bo gdyby chcieć pokusić się o rekonstrukcję rozproszonego w poszczególnych szkicach projektu Majewskiej, to krytyka neoliberalnego modelu organizacji kultury byłaby jedną jego częścią, zaś analiza poszczególnych prac w poszukiwaniu pozytywnych punktów wyjścia, buzujących wywrotowym potencjałem – drugą.

Jest jeszcze jedna rzecz, która w tej książce szczególnie mi się podoba. Majewska bardzo sceptycznie podchodzi do dokonań Artura Żmijewskiego, uznawanego za koryfeusza sztuki politycznej w Polsce. Ba, to może za mało powiedziane – ona otwarcie go krytykuje. Autorka udowadnia, że koncepcja Żmijewskiego, która swoistą kulminację osiągnęła podczas 7. Berlińskiego Biennale, jest oparta na błędnych założeniach i dlatego skazana na porażkę. Majewska nie tylko powtarza często formułowane pod adresem Żmijewskiego zarzuty o opresywny charakter jego inicjatyw artystycznych, ale również pokazuje, że dążenie do bezpośredniego sprawstwa, rezygnacja ze złożonych zabiegów formalnych na rzecz uwyraźnienia politycznego przesłania, może skutkować jedynie wzmocnieniem argumentów strony przeciwnej, to jest konserwatywnych krytyków sztuki zaangażowanej. Dlaczego? Ano dlatego, że narzucając politycznej wyobraźni sztywne ramy i próbując na siłę wydzielić jej miejsce w obrębie porządku sztuki, da się co najwyżej upośledzić jej kreacyjną siłę.

Dobrze, ale co wspólnego z tym wszystkim ma Golgota Picnic? O spektaklu Garcii można pomyśleć nie tylko w kontekście formułowanej przez Majewską tezy o sposobach funkcjonowania współczesnej cenzury, jeśli pod uwagę weźmiemy również to, co w środowiskach związanych z kulturą działo się po ogłoszeniu decyzji Merczyńskiego. W całej Polsce organizowane były czytania scenariusza Golgoty, pokazy nagrania spektaklu i dyskusje, którym towarzyszyły niesłabnące protesty i kontrmanifestacje środowiska katolickich oraz prawicowych. Porozumienia nie osiągnięto, trudno mówić też o udanym podjęciu owocnego dialogu, przynajmniej obyło się jednak bez aktów fizycznej przemocy. Przypominając sytuację sprzed kilku miesięcy jestem daleka od próby udowodnienia, że należy postrzegać ją w kategoriach jednoznacznego sukcesu. Sądzę jednak, że inicjatywy będące pokłosiem odwołania Golgoty sprawiły, że spektakl stał się polityczny nie tylko w takim sensie, o jakim wspominałam kilka akapitów wcześniej. Golgota przestała być wyłącznie elementem rozgrywek o władzę i zaczęła funkcjonować jako teatr polityczny w szerszym, rancièrowskim rozumieniu. To dlatego, że zainspirowała zwolenniczki i zwolenników spektaklu (oraz pewnej wizji kultury w ogóle) do poszukiwania alternatywnych form artykulacji swoich poglądów. Rezultatem była publiczna debata na temat wolności, demokracji oraz miejsca i roli sztuki dziś, w którą zaangażowały się tysiące osób w całym kraju. Każdy, komu właśnie te problemy wydają się bliskie i interesujące, niewątpliwie po Sztukę jako pozór… Majewskiej powinien sięgnąć.

majewska_okladka

 

 Ewa Majewska, Sztuka jako pozór? Cenzura i inne paradoksy upolitycznienia kultury, Wydawnictwo Ha!Art, 2013