Sof, 3:17 – Stanisław Bitka

Pierwszym sygnałem nadchodzących zmian było to, że podczas trasy promującej przedostanią płytę Wovenhand – The Laughing Stalk, David Eugene Edwards, który od czasów 16  Horsepower grywał koncerty na siedząco – wstał. Wiadomo, że na siedząco gra się akustycznie, a czadowo – na stojąco. Drugim sygnałem była informacja, że najnowsze dzieło grupy ukaże się pod szyldem Deathwish Inc. – labelu dowodzonego przez Jacoba Banona z Converge słynącego z wydawania kapel grających szybko i głośno. Nie powinno więc dziwić, że Refractory Obdurate to zdecydowanie najcięższy album, jaki Edwards kiedykolwiek nagrał.

To nie jest tak, że Wovenhand naraz stał się zwykłym rockowym zespołem pokroju Foo Fighters. Banjo, czy gitary akustyczne ciągle wiodą prowadzące partie (Refractory, Coriscana Crip), natomiast gitary elektryczne i rozkręcone wzmacniacze dodają utworom niesamowitej siły. Często pojawiają się gdzieś na drugim planie, z tyłu, niepostrzeżenie, aby nagle przejść do kontrofensywy. Aż ciężko uwierzyć, że takie kawałki nagrał ten sam pan, którego kojarzymy z etykietką neo-folk, starymi instrumentami i kapeluszem z piórkiem.

Pod koniec drugiego numeru, Masonic Youth, atmosfera gęstnieje i nagle, po Indiańskim okrzyku, wchodzi punkowy bit. Biorąc pod uwagę, że jest to jedyny taki moment na płycie (jak i w dorobku zespołu) tych paręnaście taktów kondensuje w sobie ogromną energię. Tak jak gdyby podczas długiej podróży konnej ktoś nagle spiął ostrogi i pognał galopem.

Punkowe skojarzenia powracają podczas jedynego radosnego numeru jakim jest Good Shepard. W tytułowym The Refractory pojawiają się bardzo smutne harmonie, których nie powstydziły się Billy Corgan. Salome i King David lirycznie odnoszące się do Starego Testamentu, muzycznie kojarzą się ze starym Wovenhandem. Krótko mówiąc jest spokojniej. Ale tylko na chwilę. Field of hedon otwiera surowa i ciężka zagrywka sekcji, którą później przełamuje świetny refren. Sytuacja się powtarza – nastrojowy El-bow to cisza przed burzą jaką jest Hiss – najbardziej majestatyczny utwór na płycie. Brzmi mniej więcej tak, jak gdyby Neil Young i Crazy Horse grali na sprzęcie chłopaków z Isis.

Podobnie jak w poprzednich albumach użyte instrumentarium, czy też brzmienia, choć bardzo ważne schodzą na drugi plan. To kompozycje, a przedewszystkim teksty i śpiew, charyzmatynczego lidera stanowią o wyjątkowości grupy. Trzeba podkreślić, że “religijność” Edwardsa daleka jest od estetyki wesołego studenta z duszpasterstwa, który w sandałach podśpiewuje przy akompaniamencie gitary i bębna. Mimo iż Dee przybiera postać starotestamentowego proroka, jego teksty nie są nachalne, wręcz przeciwnie – bywają niedopowiedziane, tajemnicze. Wovenhand pokazuje się, że zderzenie tak, zdawało by się, odległych kultur – judeochrześcijańskiej i indiańskiej, nie tylko jest możliwe, ale ma w sobie potężną moc.

 

wvhand

 

 

 

Wovenhand

Refractory Obdurate

Glitterhouse / Deathwish; 2014

 Stanisław Bitka