Próżność trudno upilnować – Wojciech Bąkowski

Wojciech Bąkowski - PROwincja - wywiad

O prawdzie absolutnej i o zależności tworzenia z Wojciechem Bąkowskim rozmawiają redaktorki PROwincji.

Bąkowski Wojciech fot. Zuzanna Bartoszek

W wielu wywiadach odcinasz się od “niezależności” mówiąc, że jesteś “artystą bardzo zależnym”. Jednak Twoja działalność nie do końca wpisuje się w definicję mainstreamu. Jakie jest Twoje miejsce w świecie sztuki?
Nie uważam, żeby problem niezależności odnosił się wyłącznie do sprawy mainstreamu i podziemia. Zależny jest każdy twórca, który chce dzielić się swoimi utworami. Ta zależność w świecie wyeksponowanym, medialnym jest bardziej widoczna dlatego przyjęło się traktować świat artystów nieprofesjonalnych, jako niezależny.

Mam wrażenie, że to właśnie mainstream pełen jest „niezależności”, a „nieprofesjonalnych” artystów (jeżeli w ogóle można mówić o takim zjawisku) w ogóle nie ma. W którym miejscu widzisz siebie?
Można mówić o takim zjawisku jak artyści nieprofesjonalni. To osoby uprawiające twórczość i utrzymujące się z czego innego. Jest takich mnóstwo. Ja utrzymuję się wyłącznie z twórczości, należę do tych profesjonalnych. Wiele osób nie uznaje lub nie rozumie tych kategorii. Tacy ludzie często namawiają do darmowej pracy i są urażeni odmową, tak jak rodzina pianisty wymuszająca występy na imieninach.

Dlaczego Twoim zdaniem tak wielu artystów odwołuje się do kategorii “niezależności” opisując swoją działalność? Dlaczego “bycie zależnym” tak boli?
Niezbyt rozgarnięci artyści powtarzają bełkot zasłyszany w reklamach piwa. W wielu kółkach paple się hippisowskie brednie o naturze i wolności bez wyjaśniania znaczenia tych pojęć. Czasem mnie to bawi, a innym razem drażni.

Czy istnieje przestrzeń dla buntu i artystycznej wolności?
Niezależność i bunt w twórczości to sprawy tak ruchome i cienkie, iż trudno je uchwycić. Skupianie się na tym kto jest zbuntowany wobec czego i od czego jest niezależny może odwrócić uwagę od większych wartości zawartych w utworach np. od prawdy. Ja wierzę w obiektywną prawdę i zbliżanie się do niej robi na mnie wielkie wrażenie w twórczości innych artystów.

Używasz mocnych filozoficznych kategorii-konstruktów. Można się spotkać z różnymi definicjami prawdy, jaka jest Twoja? Bardziej pragmatyczna czy absolutna?
Chodzi mi o prawdę absolutną, obiektywną. Tej pragmatycznej nie znam, jestem niedokształcony. Filozofią nigdy się nie zajmowałem, czytałem tylko rzeczy, które szczególnie z jakichś powodów mnie zajmowały, ale zawsze miałem skłonność do formułowania teorii ogólnych. Wierzę w prawdę obiektywną, bo skoro rozmawiamy i przynajmniej częściowo się rozumiemy to znaczy, że istnieje uśrednione znaczenie słów, wspólne pole. Czytelnik widzi moje lub Twoje ewentualne wariactwa albo słabości, widzi je po mijaniu się z tematem. Relatywiści się pocieszają. Nie chcą uznać własnych porażek lub grzechów. Niezliczone punkty widzenia pozwalają im rozmazać obraz własnej marności.

W takim razie czym jest dla Ciebie wolność? Czujesz się wolnym artystą?
W twórczości jestem uzależniony od bardzo wielu spraw. Muszę dbać o odbiór, nie popadać w hermetyzm. Tu bardzo łatwo o pogubienie się. Chwilowa utrata czujności grozi spadkiem jakości dzieł. To pewnie zdarzyło mi się nie raz. Żeby być dobrym artystą trzeba kontrolować wiele światów na raz. To czasem bardzo męczy i nigdy nie ma pewności że się trafia w prawdę.

Co jest dla Ciebie impulsem do tworzenia? Skąd bierzesz inspiracje?
Zewsząd. Zajmuję się podstawami bytu. Nie mogę więc uciec od inspiracji. Nie zawsze jednak chce mi się tworzyć. Aby to lekko popchnąć, bo dusza marnieje od nadmiaru wypoczynku, dokonuję introspekcji. Szukam w sobie tego, o czym jeszcze nie mówiłem, albo mówiłem i zapomniałem i teraz powiem ładniej.

A czego się wstydzisz? Jest coś do czego nie sięgniesz w swoich działaniach?
Chciałbym sięgać do wszystkiego. Wstydzę się swoich grzechów. Wiem, że tylko część z nich widzę. Mam nadzieję, że zdołam o nich sugestywnie opowiedzieć w swojej sztuce. Chęć bycia pięknym może mnie od tego odciągnąć. Próżność trudno upilnować.

Wydajesz się być blisko blokowisk, surowej estetyki, brudu, betonu i osiedlowego podwórka. Dlaczego? Co Cię do nich ciągnie?
To świat, w którym rosłem. Opisywałem go we wczesnych pracach. Tak się robi. Zaczyna się od tego, co najbliżej.

Czy stąd też wzięły się Twoje eksperymenty z hip hopem?
Pewnie tak.

A teraz jak Ci się żyje? Do czego Ci najbliżej?
Do pokoi hotelowych średniego standardu i centrów handlowych. Żyje mi się umiarkowanie dobrze.

Mówisz zazwyczaj, że nie jesteś zaangażowany społecznie. W swoich pracach dotykasz człowieka, ciała i fizjologii, ale też doświadczeń związanych z życiem w społeczeństwie. Nazwałbyś to, co robisz sztuką krytyczną?
Nie. Sztuka krytyczna to opisany w historii sztuki nurt publicystyczno-polityczny rozwijający się w latach 90-tych. Ja reprezentuję ekspresjonizm lat dwutysięcznych. Były już próby nazwania tego nurtu. Żadna nazwa nie została jeszcze zgodnie przyjęta. Sztuka moja i podobnych do mnie artystów jest też zaangażowana, bo dotyka – choćby pośrednio – tematu zbiorowości, ale nazywanie jej społeczną byłoby przesadą, bo nie to jest jej wyróżniającą cechą.

Jakie są Twoje inspiracje artystyczne?
Marcel Proust, Miron Białoszewski, Stanisław Grochowiak, Raymond Carver, Robbe Grillet, Georges Perec, Bruce Nauman, Reinhard Mucha, Alvin Lucier, Michael Haneke, David Sylvian, Franz Shubert, Haendel, The Cure, Dean Blunt, Yung Lean, Rihanna, Beyonce…

Rihanna zbliża się do prawdy?
To zbyt duże słowo w odniesieniu do muzyki pop, ale, o ile w tej dziedzinie można mówić prawdę, to Rihannie się udaje. Kłamie Doda. W jej piosenkach słychać, że nie chodzi o muzykę. Aranżacje brzmią jakby do programów komputerowych dorwali się muzycy z Perfektu, a ona ryczy jakieś bzdury z rokową manierą – “yeah”. Wszystko źle, wszystko kilometr od stylu. Kwestie stylu trudno jest opisać. To złożoność, która rozciąga się w tylu płaszczyznach, iż trudno rozumowo ją objąć. Rihanny mają to w jednym palcu. Wiedzą jak rozbujać duszę. To wielka sztuka, tworzenie hitów. Mógłbym o tym gadać i gadać. Ale tekstów Rihanny lepiej nie słuchać żeby sobie nie zepsuć wzruszenia. Dobrym popowym tekściarzem jest Morrisey z The Smiths.

Jak odbierasz komentarze dotyczące Twoich działań (recenzje, interpretacje)?
Bardzo się nimi interesuję. Traktuję z uwagą wszelką krytykę i nieraz zgadzam się z zarzutami.

A zdarza ci się z nimi polemizować?
Oficjalnie nigdy nie polemizuję. Nie mam facebooka. To pomaga uniknąć takich błędów. Artyści prowadzący profile często kompromitują się reakcjami na krytykę. Jestem w najwyższym stopniu zażenowany, gdy któryś z moich kolegów podejmuje walkę z hejterami.

Stworzyłeś własną przestrzeń. Jesteś artystą samodzielnym. Czy jest jednak ktoś z kim szczególnie chciałbyś współpracować? 
Nie.

Jakie problemy spotykasz przy organizacji wystaw? Jak wyglądają Twoje relacje i współpraca z kuratorami/kuratorkami? 
Mam pewien szczególny problem w pracy. Nie cierpię montaży wystaw i prób koncertów. Jest tak dlatego, że bardzo źle radzę sobie z czasem, nad którym nie panuję. Roztapianie godzin w duszy sprawia mi wielką trudność przez co piję i wpadam w nieznośne gadulstwo, albo podśpiewywanie po którym czuję się zbrukany. Kiedy w wielkim budynku muszę czekać, aż ktoś przyniesie śrubokręt z innego wielkiego budynku lub gdy stoję na światłach czy w korku, wpadam w rozpacz. Bezczynność może się pojawiać tylko na moje życzenie. Inaczej nudzę się ze sobą i z ludźmi.

Szneki z glancem czy drożdżówki z serem? Czy czujesz się poznańskim penerem?
Poznaniakiem, ale nie penerem.

A tak na zakończenie, czy mógłbyś powiedzieć czym dla Ciebie jest „prowincja”? Co kryje się pod tym pojęciem? Jak je interpretujesz?
Prowincja to wieś. Stylowo i mentalnie coś, w moim odczuciu, jednoznacznie złego. Czasem jednostki wybitne przesuwają centra na prowincję i odwrotnie. Prowincja może zamieszkać w człowieku. Mówią o tym przysłowia.

Dziękujemy za rozmowę.