PROkomiksy Pawła Mączewskiego: Przemoc taka jak my

Osiemnastego listopada przypada trzydziesta ósma rocznica śmierci Fredrica Werthama, psychiatry, który wsławił swoje nazwisko tym, że wypowiedział wojnę komiksom. Obwiniał je, chociażby o promowanie agresywnych zachowań i przemocy wśród najmłodszych. Poniżej znajdziecie historie prawdziwej przemocy, która wdarła się do komiksu.

18 listopada przypada 38. rocznica śmierci Fredrica Werthama, psychiatry, a także autora wydanej w 1954 roku książki pt. Seduction of the Innocente (Uwiedzenie niewinnych, przyp. aut.), która prawie zniszczyła amerykański komiks i przyczyniła się do nałożenia wieloletniej cenzury na to medium.

Wertham w swojej publikacji winił wspomniane kolorowe zeszyty za naprawdę wiele. Widział związek między agresywnymi zachowaniami młodzieży a czytaniem komiksów. Uważał komiksy za deprawujące, doszukując się wątków homoseksualnych w relacjach między Batmanem i Robinem. Jak wspomina w jednym ze wcześniejszych wywiadów Michael Uslan, człowiek zaangażowany w powstanie wszystkich dotychczasowych filmów o Mrocznym Rycerzu (w tym także producent wykonawczy fantastycznego Jokera): Wertham miał obwiniać komiksy o powodowanie u dzieci astmy, bo zamiast spędzania czasu na dworze, one siedziały w domach, pochłonięte historiami z komiksów.

Można by napisać oddzielny tekst o daleko idących konsekwencjach tej krzywdzącej publikacji, poniżej znajdziecie historie prawdziwej przemocy, która wdarła się do komiksu.

Commute: An Illustrated Memoir of Female Shame”. Scenariusz i rysunki: Erin Williams. Wydawnictwo: Abrams ComicArts.

Commute” autorstwa Erin Williams jest jej osobistym dziennikiem codziennych zmagań w sytuacjach, wydawałoby się, prozaicznych, nieistotnych — jak chociażby podróż do miejsca pracy. To także ilustrowane rozliczenie się z przeszłością, która przez długie lata rzutowała na jej relacje z innymi ludźmi: na depresje, alkoholizm, kompulsywne inwestowanie czasu i energii w nietrwałe relacje z toksycznymi mężczyznami. Jako czytelnik obserwuję błędne koło, w jakim tkwi autorka, która mozolnie powtarza te same unieszczęśliwiające ją zachowania. Dowiaduję się o wieczorze, kiedy została zgwałcona.

Ten komiks jest jak cios, który czuje się długo po skończonej lekturze — jako mężczyzna dostaję szansę poznać opisywane tu mikro-zachowania innych mężczyzn, o których dotychczas nie zdawałem sobie w wystarczającym stopniu sprawy. Williams zwraca uwagę na to, że kobieta jest widoczna, kiedy jest pożądana — wraz z tym pojawia się nieodłączne poczucie zagrożenia. Kiedy nikt jej nie pożąda, wtedy staje się ona niewidzialna, a wraz z tym przychodzi samotność. „Tym właśnie jest kobieta w przestrzeni publicznej” — kwituje autorka.

Jednak ten komiks nie jest jedynie zapisem traumatycznych wspomnień, formą użalania się nad sobą. Towarzyszymy autorce w tej szczerej, odkrywającej najwrażliwsze miejsca blizn drodze, by zrozumieć, że ból też jest tylko pasażerem, ale nie stacją końcową podróży — jest nią siła w przezwyciężaniu własnych lęków i nieustająca nadzieja na lepsze jutro.

 

 

 

 

Wieczna wojna”. Autorzy: Marvano, Joe Haldeman. Wydawnictwo: Egmont

Musiałem mieć pięć lat, kiedy przeczytałem „Wieczną wojnę”. Pierwsza część nazywała się „Szeregowiec Mandella” i opublikowano ją w 1990 roku w magazynie zatytułowanym „Komiks”. Cała historia zamykała się w trzech częściach, ale przez długie lata nie przeczytałem dwóch pozostałych. To, co wtedy miałem, to 48 kolorowych stron w dużym formacie. O czym? Gdybyście spytali mnie w 1990 roku, powiedziałbym, że o wojnie ludzi z kosmitami.

Do dzisiaj jednak pamiętam koszmar, który przyśnił mi się po tej lekturze: to była martwa kobieta w kosmicznym skafandrze, jej twarz zastygła w grymasie bólu, a krew spływała po policzkach z pustych dziur, w których kiedyś miała oczy. Obudziłem się z krzykiem, rodzice musieli mnie uspokajać przez dobrą chwilę. Co ciekawe, obraz ten był dosłownym przeniesieniem kadru z czytanej przeze mnie lektury. Komiks stworzył fenomenalny belgijski artysta Marvano na podstawie książki Joe’ego Haldemana, weterana z Wietnamu, który przekuł swoje wspomnienia z frontu na jedną z najważniejszych historii sci-fi; o tym, że niektóre wojny nigdy się nie kończą. Oczywiście wtedy tego jeszcze nie wiedziałem. Miałem przecież 5 lat.

Dzisiaj pokażę wam osiem cichych sposobów, jak zabić człowieka” napisał na maszynie Haldeman, siedząc przy stole w swojej jadalni, nie wiedząc, że właśnie zaczyna książkę, która zmieni jego życie. Był 1973, przed pięcioma laty wrócił z Wietnamu. Spędził na froncie rok, został tam ranny, a za zasługi dla kraju otrzymał odznaczenie — Purpurowe serce.

W 74. wyjdzie jego książka sci-fi pt. Wieczna wojna ponadczasowy antywojenny manifest. To przejmująca historia międzygalaktycznego konfliktu z obcą rasą — tajemniczymi Bykarianami, nazwanymi tak tylko dlatego, że napotkano ich w gwiazdozbiorze Byka. Będzie w niej to samo zdanie: „Dzisiaj pokażę wam osiem cichych sposobów zabicia człowieka” — wypowiedziane podczas szkolenia młodych żołnierzy, mających niebawem stanąć do walki z nieznanym przeciwnikiem. Bykarianie. Nie wiadomo nawet, czy którykolwiek z tych ośmiu sposobów zadziała. Tyle że to nieważne. Szkolenie to szkolenie. Gdzieś tam pośród gwiazd jest obca forma życia, wróg, którego trzeba zniszczyć za wszelką cenę — nawet gdyby trzeba było mu wbić saperkę w nerki, a on nie miałby nerek.

Obserwujemy ten konflikt oczami (początkowo) zwykłego szeregowca. Jest nim 22-letni student fizyki William Mandella; jeden z trybików wielkiej wojskowej machiny. Widzimy, jak wraz z towarzyszami broni jest wysyłany na kolejne misje. Dzięki tzw. skokom kolapsarowym są oni w stanie dotrzeć na pola bitew, oddalonych od siebie o całe galaktyki. Jest tylko jeden haczyk: czas każdego z tych „desantów” płynie inaczej dla uczestniczących w nim żołnierzy, a inaczej dla wszystkich innych. Miesiące dla jednych to całe lata, a nieraz wręcz pokolenia dla drugich — tym samym wojna naprawdę staje się dla nich wieczna. Pod warunkiem, że wcześniej nie zginą w jednej z potyczek. Jednak wraz z kolejnymi kampaniami przeciwko Bykarianom, wciąż walczący z nimi Mandella obserwuje zmieniający się wokół świat, wskakując raz po raz w zupełnie nową dla niego rzeczywistość. Przestaje rozpoznawać technologie, obce stają się mu zachowania osób spoza jego linii czasowej, nie rozumie obyczajów społeczeństwa zbudowanego przez potomków ludzi z zamierzchłej przeszłości, która ledwo co była jego teraźniejszością. W końcu staje się żołnierzem broniącym świata, którego nie zna i dla którego sam jest już obcym. Życie staje się pułapką, w której tylko chęć zrozumienia drugiej istoty, potrzeba bliskości i miłość są jedyną szansą na przetrwanie nas wszystkich… i każdego z osobna.

Wydanie zbiorcze komiksu zostało wznowione dzięki wydawnictwu Egmont. Polecam także kontynuację, w której Joe Haldeman i Marvano ponownie połączyli siły, by opowiedzieć historię zatytułowaną „Wieczna wolność”.

 

Vreckless Vrestlers”. Scenariusz i rysunki: Łukasz Kowalczuk. Wydawnictwo: Kultura Gniewu.

Wrestelmania to największe wydarzenie w świecie profesjonalnego wrestlingu odbywające się co roku w Stanach Zjednoczonych. Wiecie, to ten rodzaj rozrywki, w której wielcy naoliwieni faceci w przyciasnych pstrokatych slipach lub dziwacznych strojach odgrywają rolę zwaśnionych stron konfliktu i ścierają się ze sobą, zazwyczaj wykonując jak najwięcej efektownych chwytów i rzutów. Największym graczem na rynku jest obecnie federacja WWE — World Wrestling Enterteiment. Ostatnie słowo — Enterteiment — jest tutaj kluczowe. Marka stawia przede wszystkim na rozrywkę. Czasy zakrwawionych zawodników lub rzucania się na płonące stoły raczej już bezpowrotnie minęły (fun fact: ten okres w historii federacji nazywa się Attitude Era i przypada na lata 90.).

Ostatnia edycja Wrestlemania 35. była drugim najbardziej dochodowym wydarzeniem całej serii w historii kompanii. Przy okazji tej imprezy John Oliver — były korespondent z legendarnego „The Daily Show”, od pięciu lat prowadzący własny program satyryczny na HBO „Last Week Tonight with John Oliver” — przybliżył nieco informacji o kulisach karier zawodowych zapaśników. W materiale zwrócono uwagę na to, że wrestlerzy masowo umierają przed pięćdziesiątką, a ci, którzy się nie zabijają lub których organizmy nie dają za wygraną, zapieprzają po eventach na salach gimnastycznych do końca swoich dni. Wspomniana wyżej federacja odmawia im emerytur, czasem profesjonalnej pomocy medycznej, a nawet umów o pracę.

Tak przynajmniej było do kwietnia tego roku, nie mam pojęcia, czy cokolwiek się zmieniło na lepsze, ale w sierpniu obejrzałem kilkuminutowe nagranie jednego z wrestlerów, przypominającego, że ten zawód to nie rurki z kremem. Zobaczyłem rosłego mężczyznę pokrytego tatuażami siedzącego w swoim samochodzie, zalanego łzami, który mówił do kamery, że się boi — siedzi w tym aucie od 40 minut i nie wie, gdzie jest. Nie było to też pierwsze nagranie tej osoby — to pochodzący z Kanady zawodnik o pseudonimie Vampiro (właść. Ian Richard Hodgkinson), jeden z popularniejszych zapaśników lat 90. już nieistniejącej federacji WCW. Mój idol z dzieciństwa, który teraz prowadzi wideo-blogi, bo jego terapeuta kazał mu kontaktować się z ludźmi, więc wykorzystuje swoje zasięgi, by mówić o swojej chorobie (Alzheimer) i tym, jak urazy głowy, jakich doznał w trakcie swojej kariery, wpłynęły na jego zdrowie.

Piszę o tym wszystkim dlatego, byście nie tylko poznali kulisy tej rozrywki, ale dzięki temu może jeszcze bardziej docenili dzieło Łukasza Kowalczuka „Vreckless Vrestlers”. Po raz pierwszy o komiksie usłyszałem od samego Kowalczuka w naszej rozmowie dla VICE Polska. „Vreckless Vrestlers to seria komiksów o międzywymiarowym, intergalaktycznym i w ogóle najlepszym turnieju wrestlingu, jaki kiedykolwiek miał miejsce” — tłumaczył mi wtedy. Innymi słowy, to taka komiksowa, bardziej odjechana VVrestlemania.

I rzeczywiście, wydany w 2015 roku przez Kulturę Gniewu album zbiorczy VV zawiera wszystkie wcześniejsze 20-stronicowe zeszyty walk humanoidalnych i antropomorficznych wojowników, ściągniętych z równoległych wymiarów, by lały się ze sobą na ringu. Każdy odcinek to kolejny pojedynek, którego wynikiem może być tylko śmierć jednego z zawodników, tym samym im bliżej końca albumu, tym bliżej do pojedynku o pas mistrzowski. Do walki stają takie potwory jak Sierżant Reptilion, karateka Spike Le, krwiożerczy Krymski Krab, Kibol z Gdyni i wiele innych. Komiks nie ma żadnych dialogów, bo jak tłumaczy sam jego autor: Vrestlerzy walczą, nie gadają.

Ten komiks jest hołdem dla wrestlingu lat 80. i 90., listem miłosnym dla śmieciowej rozrywki z epoki VHS, która zniekształcała naszą wrażliwość, kiedy byliśmy dziećmi. Co jednak najważniejsze — oferuje emocje porównywalne do tych, które dostarczają nam wielkie gale wrestlingowe. Ale chociaż krew leje się tu gęsto, a pourywane kawałki ciał latają po całej arenie — nikt tak naprawdę nie cierpi tak, jak w prawdziwym życiu.

Paweł Mączewski – z wykształcenia socjolog, z zawodu dziennikarz. Były redaktor naczelny VICE Polska, obecnie sekretarz redakcji Magazyn Kreski, traktującego o sztuce komiksu. Publikował w Gazecie Wyborczej, recenzował na Film.org, pisze felietony do Naekraniepl. W wolnych chwilach ogląda klasyczne horrory, stare filmy akcji oraz rysuje komiksy o potworach.

–> Śledź autora na Facebooku.