Artyści nie są zbyt punkowi, jak się okazuje – Nagrobki

DZIECI SZATANA część 1: Król nowego Syonu i zespół Nagrobki w Muzeum Narodowym w Krakowie. Z Maćkiem Salamonem i Adamem Witkowskim rozmawiają Jagoda Cierniak i Sabina Drąg.

Nagrobki - materiały prasowe

Jak się Wam grało w towarzystwie Wyspiańskiego i Malczewskiego w Muzeum Narodowym w Krakowie?

MS: Bardzo mi się podobało, ale byłem też trochę zestresowany. Do ostatniej chwili nie było wiadomo czy ten koncert w ogóle wyjdzie. Na początku koncertu było bardzo chaotycznie, ale w takiej uporządkowanej strukturze jak muzeum, dokładnej i równej, im większy chaos tym lepiej.
Nie traktuję tego, co robię w kategorii „muzyka”, że to musi być piękne i idealnie zagrane. Traktuje to bardziej jako performance czy po prostu dzieło sztuki — operuję raczej takimi pojęciami. W tym przypadku zdecydowanie trzeba powiedzieć o „kontraście” między tymi pięknymi, równymi ścianami a rozpierdolem, który wnieśliśmy do muzeum.

W kontekście projektu i całej jego szatańskości zastanawiałyśmy się dlaczego akurat wy zostaliście zaproszeni…

Może dlatego, że jesteśmy artystami, a Dzieci Szatana to coś w rodzaju wystawy. Sam projekt jest poświęcony sztuce. Może dlatego tu pasowaliśmy?

A czy jest w was coś lucefrycznego?

Coś tam się pojawia w tekstach. Na pewno jest dużo o śmierci… To się jakoś pewnie komuś skojarzyło.
(śmiech)

Czy w Muzeum Narodowym jest przestrzeń na taką szatańskość?

MS: Moim zdaniem absolutnie nie, ale okazało się, że tak. I to jest wspaniałe! Czyli ktoś miał na tyle odwagi, aby nas tu wpuścić. Ale nie myślę o tej imprezie, ani o naszym zespole, że to jest projekt szatański.

Kontynuując wątek diabła, czy uważacie, że jest coś takiego jak zła sztuka i czy jest zło w sztuce?

MS: Nie wiem, chyba nie. W ogóle się na tym nie znam i nie wiem czy jest szatan i Bóg. Zła sztuka to jest jaka? Słaba, kiczowata czy nudna? Na pewo to nie jest „sztuka zła” w sensie, że się czci zło.

[do rozmowy dołącza Adam, oglądamy album projektu Przemka Chodania Ars Moriendi] To jest bardzo ciekawy projekt. Człowiek, który wspierał realizację tego przedsięwzięcia jest właścicielem zakładu pogrzebowego. Jest też mecenasem sztuki, kultury i ma swoją drużynę koszykarską, którzy nazywają się Grabarze Steinhoffa. Noszą czarne koszulki.

MS: Coś jest w tych grabarzach, że ciągnie ich do sztuki. 21 grudnia 2012 roku robiliśmy w Gdańsku imprezę o nazwie „Pożegnanie ze światem”. Tego dnia według kalendarza Majów miał nastąpić koniec świata. Jednym ze sponsorów wydarzenia był człowiek, który produkuje sławetne kalendarze z gołymi laskami na trumnach.

To dobry moment, żeby porozmawiać o Nagrobkach w takim razie. Powiedzcie coś więcej na ten temat. Czym i o czym są Nagrobki?

MS: Nagrobki powstały dlatego, że chcieliśmy się nauczyć grać na instrumentach, Adam na perkusji, a ja na gitarze. Trochę znudziło mi się występowanie w zespole Gówno, które wcześniej też razem tworzyliśmy. Było to super przygodą, ale czuję ulgę, że jest coś nowego. Nagrobki dały mi szansę rozwoju. Jako wokalista w życiu niczego więcej się już nie nauczę, bo po prostu nie umiem śpiewać. Nie mam głosu i tych wszystkich darów, które są wymagane aby to dobrze robić. Za to dla mnie – gitarzysty – cały wszechświat stoi otworem i mogę się bardzo wielu rzeczy jeszcze nauczyć. Jeśli się okaże, że nie mam talentu do gry na gitarze, to przynajmniej mogę nauczyć się grać szybciej i potem jeszcze szybciej, i jeszcze szybciej, najszybciej.
(śmiech) Albo wolniej.

A dla ciebie Adam?

AW: Nie wiem. Myślę, że to Samorządowcy byli bardziej cmentarni. To był zespół, który miałem razem z moją córką Mają. Graliśmy w dwójkę, zaczęliśmy kiedy Maja miała sześć lat. Też śpiewaliśmy o śmierci. Tam najistotniejszy był jednak fakt, że śpiewała to mała dziewczynka.
Nagrobki powstały trochę jako ujście energii, która nie mieściła się w konwencji Gówna. Siedzieliśmy na tylnej kanapie gównianego busa i pisaliśmy bzdury. Chłopaki z Gówna mówili, że to jest totalnie bez sensu, że jest to bełkot. Mimo, że mieli rację, to pewnego dnia zabraliśmy się, żeby coś z tego zrobić. Tak nagraliśmy pierwszą płytę Nagrobków.
No, a kontekst śmierci jest zawsze istotny. To jest taka nasza najbliższa i najdalsza perspektywa.
MS: Podsumowując to co powiedział Adam, to to jest część teoretyczna Nagrobków. Częścią praktyczną jest chęć nauki gry na instrumentach i grania w duecie.
AW: W duecie jest taniej. Szybciej też podejmuje się decyzje niż w dużym zespole. Kreatywność jest znacznie szybsza niż demokracja.

Czy Gówno z założenia miało być krótkoterminowym projektem? Zastanawiałyśmy się nad tymczasowością waszych działań.

MS: Tymczasowość Gówna. W pierwszym zamyśle Gówno miało być zespołem tylko na jedną wystawę w Gdańsku, potem okazało się, że jest to fajne i będziemy to ciągnąć.
Tymczasowość jednak zwyciężyła…, ale nie chce mimo wszystko mówić, że ten projekt się zakończył, raczej się zawiesił. Chociaż czuję w kościach, że się już zakończył, ale nikt tego głośno nie powiedział.
AW: Nikt z nas tego nie powie, bo właściwie nie ma powodu. Teraz np.: robimy film i on jest też robotą w tym samym zespole, chociaż ma mniej wspólnego z graniem muzyki. Zespołem jesteśmy cały czas, ale dlaczego tylko muzycznym? Nie ma takiego powodu, żeby się ograniczać tylko do tego medium.
Poza tym, to jesteśmy prawdopodobnie najmniej kłócącym się zespołem, ponieważ lubimy się jako ludzie, a nie instrumentaliści. Robimy sobie takie naturalne przerwy, nigdzie się nam nie spieszy.

Opowiedzcie coś o tym filmie. To Wasz nowy projekt?

AW: On w ogóle nie jest nowy. Jest stary jak Gówno. W sumie, to głównie ja go robię. To jest film, który wymyśliliśmy sobie lat temu chyba trzy.
MS: Oj, może nawet więcej.
AW: Cokolwiek robiliśmy, staraliśmy się to dokumentować, filmować. Nagrywaliśmy różne dziwne historie, które niekoniecznie się ze sobą łączą w jakąś logiczną narrację. W pewnym momencie postanowiliśmy to zebrać do kupy, wselekcjonować. Zaprosiliśmy do współpracy chłopaków z Make Life Harder, żeby pojechali z nami na dwie wyprawy na Hel i dograli coś jeszcze. Trudno powiedzieć, co z tego będzie. Film jest teraz montowany, więc może się wszystko zmienić. W lipcu będzie premiera.
MS: Bo musi być.
AW: Tak, premiera odbędzie 9 lipca w Künstlerhaus Bethanien w Berlinie. Jestem jednym z artystów, biorących udział w wystawie Passion, która ma wówczas otwarcie. Zostałem zaproszony do udziału w wystawie opisującej „fanowskie” zachowania – rodzaj oddania i poświęcenia dla zespołu. Pomyślałem, że ten film idealnie by tam pasował.
24 lipca, w szóste urodziny Gówna, zrobimy też polską premierę. W Warszawie, albo Gdańsku – jeszcze nie wiemy dokładnie gdzie.

W Gdańsku głośno od dłuższego czasu jest wokół tego, co się dzieje ze stocznią. Czy uważasz, że sztuka powinna się angażować w takie społeczne tematy?

MS: Dla mnie działanie w sprawie stoczni było naturalne. Miałem tam pracownię przez pięć lat. Na moich oczach niszczono poszczególne hale i było mi z tego powodu bardzo smutno. Ten teren świetnie mi się kojarzy i tam spędziłem najlepsze lata swojego życia i nagle ktoś to niszczy. Poczułem jakby ktoś niszczył moją młodość. Oczywiście to może być nadużycie takie porównanie, ale tak w głębi duszy czułem. W końcu się ze stoczni wyprowadziłem. Narastająca frustracja musiała zaowocować jakimiś pracami, które dotyczyły stoczni i tego rozpierdzielu, który deweloper tam zafundował. Powstał SLAYER, taki mural na jednej z hal stoczniowych, duży napis Slayer, czyli zabójca równocześnie nazwa metalowego zespołu. W końcu ta hala też została zamordowana przez dewelopera, a mural zburzony. Powstała też taka praca „Chuje, to my kiedyś zniszczymy wasze miasto”, taki napis na murze zrobiłem przy stoczni. A! i zrobiłem jeszcze grę komputerową „Shipyard Frogger”, która była pokazywana na Alternativie. Praca nawiązywała do planu budowy Nowej Wałowej przez sam środek stoczni, który w moim odczuciu był poronionym pomysłem, bo odetnie stocznię w ten sam sposób od Starego Miasta, jak Wały Jagiellońskie odcięły dolne miasto od Starówki . Zrobiłem taką grę komputerową, w której mała żaba próbuje przejść na drugą stronę drogi, tak jak wiecie we Froggerze, tej grze Atari z lat. 80. Finalnie samochody jadą coraz szybciej i jej się nie udaje. Pewnie jeszcze coś by się znalazło o stoczni, ale to było bardzo naturalne, nic w stylu: „A teraz robię o stoczni.” Po prostu tam byłem i to co robiłem musiało się do tego odnosić. Zresztą bardzo mi ten temat leżał na wątrobie.

Czyli sztuka według ciebie jest takim narzędziem, które powinno interweniować? Czy to wynika po prostu z tego, że stocznia jest Ci bliska?

MS: W moim wypadku, to była bardzo naturalna reakcja. Ale to zależy od artysty, każdy ma inne podejście do tego tematu. Nawet my dwaj różnimy się w tym względzie diametralnie.

Dobrze się dogadujecie pomimo tych różnic?

AW: W sumie dużo rozmawiamy o tym, że jesteśmy inni.
MS: No i dużo rozmawiamy o historii. Ty mówiłeś, że cię to nie interesuje, a ja mówiłem, że to jest bardzo ważne.
AW: To nie ma nic wspólnego ze sztuką. Nie chodzi o to, że generalnie mnie to nie interesuje. Nie interesuje mnie ten temat jako artystę. Nie lubię na przykład prac, których kontekstem jest inne dzieło sztuki.
MS: Sztuka o sztuce.
AW: Sztuki o sztuce nie lubię. Z drugiej strony lubię prace, które są wyłącznie estetyczne. Na przykład dzisiaj graliśmy w tej sali, tam u góry… Super! Dla mnie to jest ekstra. Ostatni raz byłem tam z wycieczką, w piątej klasie liceum, co było lat temu… ponad 20. Wtedy to malarstwo robiło na mnie totalne wrażenie. Potem był taki moment, że chciałem się przeciw niemu zbuntować , a teraz patrzę na nie jak na wspaniałe obiekty!

W kontekście waszego wystąpienia w Muzeum. Pomyślałyśmy o takiej dozie nonszalancji, ponieważ Muzeum Narodowe można rozpatrywać w kategoriach “sztuki wyższej” i wrzucasz w jej kontekst grupę, która gra punk rocka.

MS: O Jezu. Nie, nie z tym punk rockiem…

Chodzi nam o kontrast.

MS: No, dobra kontrast.
AW: Kontrast to był jak Fluxus wbijał gwoździe w fortepian. Ja myślę, że w tym przypadku to nie było to…

Raczej rzadko się spotyka, żeby ktokolwiek krzyczał, że chce śmierci w przestrzeni Muzeum Narodowego.

AW: No dobra, trochę to jest kontrast, ale to jest taki nieszkodliwy, bo jak wbijasz gwóźdź w fortepian to już jest jakiś cios.
MS: Pani, która pilnowała miała też w sumie taką minę, która wskazywała, że mógł to być dla niej cios.

Wydaje się nam, że była tam też część obsługi i widowni, która się nie spodziewała Waszego występu.

AW: Może myśleli, że to miał być akustyczny występ. Nie da się ukryć, że jest to pewnego rodzaju kontrast, ale intencją nie jest przecież szokowanie. Tak jak już powiedziałem – super się gra w sali z takimi obrazami, ale nie mam ochoty się przeciw nim buntować. Cieszę się, że jestem kolegą z tymi kolegami [przyp. na ścianie]. Siedzę sobie i gram coś swojego, a nie, że chce się przeciwko nim buntować, na przykład w tzw. „sztuce hałasu” chodziło o konfrontacje z minionym systemem. Nam o to nie chodziło, chociaż może wygląda to inaczej.
MS: Konfrontacja nie, ale kontrast tak. Ja też w sumie nie mam nic do tych obrazów. Bardzo mi się podobają.

Fajnie było być przez chwilę z nimi kolegami?

(śmiech) AW: To jest w ogóle wujek Ani.
MS: O!
AW: Czyli to jest nasza rodzina w sumie. Daleki wujek mojej żony.

Mówicie, że nie gracie punk rocka. Jakbyście zdefiniowali Nagrobki?

MS: Nekropolo.
AW: Lubimy sobie wymyślać gatunki.
MS: Tak jest fajniej i łatwiej. Gramy to, co umiemy i na ile umiemy. Będziemy umieć więcej, bo próby staramy się grać codziennie. Nie zawsze to wychodzi, ale mamy takie długie okresy prób codziennych. Po tym jesteśmy lepsi, dzięki temu możemy się poruszać między gatunkami. Nie mówimy sobie „ok, teraz gramy punk rocka.”
AW: Na początku była taka formuła, którą sobie przyjęliśmy, że to jest punk rock, ale to wynikało z naszych umiejętności. No, ale gdyby tak naprawdę Tomek nie zaczął grać na perkusji umcyk, umcyk, umcyk, to by wcale nie musiało w sumie iść w kierunku punk rocka. To nie było takie założenie. Tak się ułożyło… a my za tym poszliśmy.

Jeszcze jedno pytanie na koniec o odbiór. Z jakimi reakcjami i opiniami na temat Nagrobków się spotykacie? Ważne jest dla Was w ogóle zdanie innych?

AW: Pewnie, że ważne. Ale nie jesteśmy ludźmi, którzy siedzą na forach i śledzą opinie o sobie. W związku z tym, złe opinie do nas najczęściej nie dochodzą, bo ludzie w oczy mówią raczej miłe rzeczy. Odbiór jest więc świetny! (śmiech)Ważniejsze dla nas jest granie. Spotykanie się rano na próbie jest już samo w sobie świetne.
MS: No, mamy próby o 8, 9 rano.
AW: Niektórzy nie wierzą, że tak można. A można. (śmiech)
MS: Słabo nam wychodzi o 20. Zawsze jest jakoś źle. Jesteśmy raczej poranni. Jesteśmy mało rockandrollowi. Ja przynajmniej.
AW: Ja może odrobinę bardziej, ale właściwie, też nie za bardzo. (śmiech)

Dzięki bardzo! To nie trzymamy już Was dłużej.

MS: Nie trzymajcie i tak nas z tego Muzeum zaraz wyrzucą. Dziękujemy.

***

Gdański zespół Nagrobki, to duet a czasami nawet trio. Tworzą go Adam Witkowski i Maciej Salamon a czasami nawet Olo Walicki. Adam gra na bębnach i śpiewa a Maciek gra na gitarze i też śpiewa. Olo gra na gitarze basowej i niestety nie śpiewa.
Ojcowie założyciele Nagrobków (Adam i Maciej) poznali się grając razem w rodeopunkowym zespole Gówno. Na co dzień zajmują się zarówno muzyką jak i sztukami wizualnymi. 01.01.2014 ukazała się pierwsza płyta Nagrobków zatytułowana: Pańskie Wersety, wydana przez wrocławską wytwórnię BDTA. Bezspornie i obiektywnie jest to pierwsza płyta roku 2014, ponieważ jej premiera miała miejsce kilka minut po północy. Cały nakład albumu (17 sztuk) został wyprzedany jeszcze tego samego dnia. Niewątpliwym sukcesem obok wydania pierwszej płyty roku był występ zespołu na krakowskim Unsoundzie 2014. Kolejne spektakularne osiągnięcia (m.in. wydanie płyty, koncerty na festiwalach np. Off 2015) planowane są na rok 2015.