Ulica ma swoją kulturę – Co robi tort – bomba przy ul. Szpitalnej? O opolskiej Beacie

Co robi tort – bomba przy ul. Szpitalnej, czyli o Beacie – projekcie młodych opolskich artystów opowiada Boguś, współzałożyciel grupy >>>>

Kolorują nasze miasto, animują je na swój nietypowy sposób. Są autorami kilku autorskich wystaw.– Chodzi o to, żeby był cios – mówią o tym co robią.  Pierwszy wernisaż zrealizowali w klubie Fabryka pt. „Beata lubieżna bicz”. Druga z kolei wystawa w sali sióstr zakonnych, „Beata w habicie”, była połączona z happeningiem „Beata zostaje w grze” – Sam pomysł wynikał z odmowy organizacji drugiej odsłony Beaty w Fabryce – przyznaje Bogo. Później grupa uczestniczyła dwa razy w Free Art Festiwal i w projekcie Teatru Eko Studio „Las Sztuki”. Udziałów w tej ostatniej imprezie nie zaliczają do udanych, pomimo tego, że na drugi z serii wernisaż zostali zaproszeni przez Andrzeja Sznejweisa do realizacji projektu. – Wiedział, że zrobimy fajny projekt, był na tych wystawach wcześniej, bawił się dobrze z nami i wiedział, że może z tego wyjść coś ciekawego, no niestety… Członkom Beaty taka forma i miejsce prezentacji, jakim był Las Sztuki, zdecydowanie nie odpowiada. – Nasz napis zniknął w tym wszystkim i wiele innych prac też zniknęło… Podczas festiwalów organizowanych przez Miejski Ośrodek Kultury powstały dwa, jedyne w Opolu murale – jeden przy ulicy Szpitalnej, drugi, stuczterdziestometrowy, przy wale przeciwpowodziowym Odry.

Czym jest właściwie Beata?
Pomysł powstał po pijaku. Byliśmy źli na cały świat, ponieważ mało się dzieje w Opolu. Tak powstała Beata. Jesteśmy chłopakami i dziewczynami w liczbie dziesięć. Część z nas zajmuje się studiowaniem twórczości, a część po prostu tworzy. Nasz projekt powstał przy dotąd nie zarejestrowanym stowarzyszeniu „Więcej ruchów”. Jako grupa działaliśmy dotychczas tylko w Opolu. Poza oficjalną działalnością lubimy się wozić do enerefu i miast ościennych Opolszczyzny.

Czy macie zamiar nadal się starać o rejestrację stowarzyszenia? Nie myśleliście, żeby Wasz projekt podpiąć pod inną, działającą już w Opolu organizację? Mogłoby to Wam ułatwić pozyskiwanie funduszy na działalność.
Nie zakładaliśmy organizacji tylko po to, by jak najszybciej czerpać za jej pomocą fundusze. Jak już mamy robić swoje, to jako MY, a nie czyjaś narośl pod żebrem, nie chcemy się podczepiać.

Wasze prace to zlepek różnych elementów, postaci. Czy całość ma jakiś sens symboliczny, czy po prostu chodzi o wrażenia estetyczne? 
Nasze prace to nie zlepek, każdy robi swoje, jak mówimy o zlepku, to co najwyżej koncepcje są poklejone. Jakaś symbolika często się wkrada, ale estetyka, czy tam cały kształt jest ważniejszy niż polityka na obrazku.

Inspiracje? 
Facebook, nasza–klasa, twitter, New York, USA.

Tort – bomba przy ul. Szpitalnej to wasz pierwszy duży projekt. Kolejnym muralem, jaki zrobiliście była „Babaryba”, czyli syrenka opolska.
Co do pierwszego projektu – miała być jakaś taka kamienica jak są wszystkie w rynku, tylko że przekrzywiona i to miał być taki wiesz, niby jakiś tam art uliczny właśnie, pokazanie w krzywym zwierciadle tego, co się dzieje dookoła. Ale wyszło co innego. Tort taki wesoły jest, wiesz…koloruje to otoczenie całe. Jest duże, jebitne i świeci po oczach. Jest takie pozytywne w odbiorze. Duże znaczenie ma na przykład ta świeczka w torcie. Świeczka, raczej dynamit, która miała oznaczać to, że jak pierdyknie to te kolory zachlapią dookoła wszystko. Syrena – powstała analogicznie jak tort. Zrobiliśmy ją z okazji kolejnej, drugiej edycji Free Art Festu, środki otrzymaliśmy z MOK–u. Pomysł powstał tak jak inne. Siniaka pierwszego siekło i pierwszy wymyślił coś sensownego, czyli syrenkę opolską, która przechodząc etap skanowania przez wyobraźnię każdego z naszych członków przybrała pozę prawdziwej opolskiej syrenki: leniwej, zboczonej, zmutowanej „Babaryby”. Lubimy robić duże rzeczy, to jest zawsze lepsza zajawka.

Spotkaliście się z ciekawymi reakcjami ludzi podczas lub po realizacji swojego projektu? 
Jasne – robiąc tort pewien wąs oberwał kropelką farby z drabiny. Okazało się, że nagle jego bluza „Sport” była warta stary milion złotych i MOK musiał pokryć koszta. Wszystko musiała zarejestrować policja na miejscu – afera! Afera za afero, już miarka się przebiero! Poza tym to nic ciekawego, kogo by interesowała uwalona farbą zgraja leżąca między butelkami – tak jak było na przykład na wałach przy syrence.

Jak myślisz, w którym miejscu twórczość artystyczna się lepiej prezentuje na ulicy czy w instytucji? 
Zdecydowanie na ulicy, bo nikomu się nie podobają nudne wernisaże, na które trzeba przynosić własny kubek, żeby się napić grzanego wina. Ulica ma swoją kulturę, a my się z nią identyfikujemy. Tam też mamy swoje audytorium.

Możemy mówić o street – arcie w Opolu?
Street – art w Opolu nie istnieje. Dla mnie to osobny temat, jest milion innych zajebistych rzeczy, ale w tej kwestii mamy w tym miejscu przepaść.

Nie piszemy wierszy, tańczymy tylko na pełnej w hajźlu, dlatego tym bardziej dziękuję za zainteresowanie ze strony Prowincji. Pozdrawiamy. 

Tekst powstał na podstawie rozmowy z współzałożycielem grupy oraz w oparciu o informacje i fotografie zawarte w pracy licencjackiej Krzysztofa Klusika “niezła sztuka czyli album o Beacie”.

Jagoda Cierniak