Street art. Wszystko zaczęło się od Republiki, Lenin z irokezem pojawił się później

Rozmowa z Dariuszem Paczkowskim, założycielem grupy 3fala.art.pl i Frontu Wyzwolenia Zwierząt. Współpracuje z wieloma organizacjami pozarządowymi, poprzez street art walczy m.in. z nietolerancją , mówi głośno o problemach nienagłaśnianych w mediach. Ekolog, buddysta, z zawodu stolarz, wnuk malarza Franciszka Sasanowskiego. Krzysztof Grabowski z Dezertera, powiedział o Darku: „takich ludzi trzeba więcej, bo inaczej zabetonują nam ten świat”. >>>

lenin

lata 80. – Lenin z irokezem był inspiracją m.in. do okładki płyty zespołu Big Cyc. Projekt nadal pojawia się na koszulkach i naszywkach [ze zbiorów Dariusza Paczkowskiego]

Jak wyglądały Twoje początki w działaniach społecznych? Czy od początku towarzyszyło im graffiti?
Moja historia z działaniami społecznymi rozpoczęła się w czasach, kiedy słuchałem zespołu Republika. Byłem jednym z założycieli ich fan clubu. Zafascynowany byłem tą kapelą, bo mieli przekaz, który dla mnie jest istotny. To było jeszcze wtedy, gdy grali na festiwalach z zespołami punkowymi, i tak trafiłem na Dezertera… Punk rock w ogóle wywarł na mnie duży wpływ. Obracając się w tym środowisku, trafiłem na ugrupowanie Ruch Wolność i Pokój z Gdańska. Tam też spotkałem się po raz pierwszy z szablonami. Najpierw wycinałem szablony innych, później robiłem już swoje.Gdybym miał się w skrócie określić, to nazwałbym się działaczem społecznym używającym street artu jako narzędzia.

Czym dla Ciebie jest street art? Gdybyś spróbował postawić jego definicję, jakby brzmiała?
Street art jest dla mnie możliwością dotarcia z przesłaniem społecznym do opinii publicznej, jest narzędziem umożliwiającym wzmożone angażowanie się ludzi. Definicja… Street artem
nazwałbym wszelkie formy artystycznej działalności w przestrzeni publicznej – teatr, happening, instalacje, muzyka, vlepki, plakaty, szablony, graffiti.

Jeden z Twoich najbardziej znanych szablonów przedstawia Lenina z irokezem. Można go spotkać nie tylko w wielu miastach na murach, ale również w formie nadruków, naszywek. Był też inspiracją do okładki płyty zespołu Big Cyc pt. „Z partyjnym pozdrowieniem. 12 hitów w stylu lambada hardcore”.
Wiesz co, brałem udział w „wymianie pozytywnej”. Polegało to na tym, że odbijało się swoje szablony na kartkach i rozsyłało pocztą do innych „szabloniarzy”, mieszkających w różnych miastach. Było ich w Polsce niewielu, może z piętnastu. Te, które przychodziły do mnie i mi się spodobały, wycinałem i odbijałem u siebie, w Grudziądzu. „Lenin” rozszedł się po Polsce właśnie w ten sam sposób. Później zaczął żyć swoim życiem. Fajnie było, kiedy trafiałem do jakiegoś miasta po raz pierwszy i widziałem tam na murach swój szablon. Oprócz „Lenina”, jeszcze dwa inne moje projekty stały się popularne w kraju: „Za mundurem panny sznurem”, który przedstawiałżołnierza, za którym szły kostuchy, oraz „Nie trać głowy” z gilotyną. To, co było i jest nadal dla mnie istotne, to idea. Nie podpisywaliśmy swoich prac. Co ciekawe, Krzysiu Skiba, który jest moim dobrym kumplem, dopiero po latach dowiedział się, że jestem autorem tego szablonu. „Lenin” bezpośrednio nie trafił na okładkę płyty Big Cyc, był właściwie inspiracją dla innego artysty (przyp. aut. Piotra Łopatki). Szablon przejęła również Pomarańczowa Alternatywa, pojawiał się on na ich transparentach, ulotkach. Punkowcy malowali sobie ten wzór na koszulkach i skórach. To było naprawdę miłe, jak na koncertach punkowych spotykałem ludzi, którzy mieli nadruki z którymś z moich projektów.

To musi być fajne uczucie! 
No bardzo! Słuchaj, automatyczne oswajanie przestrzeni, od razu się czułem swojsko w obcym mieście (śmiech).

Jak wyglądał start grupy 3 fala? Jakie były początki?
Założyliśmy ją w 1998 roku z moim przyjacielem Błażejem Sobańskim. Pracowaliśmy w tym czasie w Klubie Gaja i chcieliśmy robić rzeczy, które nie mieściły się w ich działaniach statutowych. Była duża chęć tworzenia, więc założyliśmy 3 falę. Wymyśliłem to pojęcie kierując się dwoma pierwszymi „falami”. Pierwsza przypadała na lata 80. Był to okres zaangażowanych społecznie szablonów, wtedy właśnie też powstał „Lenin”, „Nie trać głowy” itd. Druga fala, to czas zachłyśnięcia się amerykańskim, kolorowym graffiti opierającym
się często na autopromocji twórcy. 3 fala to termin, który nawiązuje do powrotu społecznie zaangażowanego nie tylko szablonu, ale i sztuki miejskiej w ogóle.

Sztuka ulicy ma to do siebie, że czę sto spotyka się interakcją, ingerencją w dzieło osób z zewnątrz. Czy w którejś z akcji 3 fali spotkałeś się z jakimś ciekawym odbiorem prac?Czy są wydarzenia, o których możesz powiedzieć, że przyniosły nieoczekiwany efekt?
Zwraca się do mnie dużo organizacji społecznych, żeby wesprzeć ich kampanie naszymi akcjami: muralami, happeningami czy warsztatami. Bardzo ważne dla mnie jest, żeby każde wydarzenie skupiało wokół siebie ludzi. Zdarza się tak, że uczestnicy naszych akcji nie mają wiedzy na temat poruszanego przez nas problemu, ale poprzez udział w projekcie zaczynają się interesować, dlaczego właściwie to robimy. Poszerzają wiedzę na ten temat, a co najfajniejsze − działają później sami. Zauważyłem to na przykład, kiedy malowaliśmy Rondo Wolnego Tybetu w Warszawie. Osiągam wtedy cel. Miło mi się zrobiło, kiedy malując spotkałem takiego pana po sześćdziesiątce. Zaczął mi opowiadać o graffiti, które widział i go zainteresowało. Okazało się, że mówił o moim projekcie. Cieszę się, kiedy to, co robię, jest czytelne nie tylko dla młodego pokolenia. Kiedy zmarł papież, zrobiłem projekt pt. „Okna pokoju” – na dwunastu oknach naniosłem szablon przedstawiający Karola Wojtyłę. Miesiąc później trafiłem do Warszawy i zobaczyłem, że na Alei Jana Pawła mieszkańcy przykręcili to moje okno do ściany i postawili kwietnik, palą tam świeczki. Powstał taki mały ołtarzyk. Śmiałem się, że pomimo tego, że nie jestem Witem Stwoszem, mam swój mały ołtarz na koncie (śmiech). Pewnie gdybym sam próbował przykręcić to okno do ściany, wezwano by policję. Interesujące bywają te negatywne reakcje, które mnie utwierdzają w tym, że warto to robić. Często moje pracezamalowywane są przez kiboli, neonazistów, bo są kojarzone z przesłaniem wolnościowym. W Bielsku Białej moje prace są niszczone, ponieważ nadepnąłem na odcisk kibolom jednej z drużyn piłkarskich. Zdenerwowali się, kiedy prowadziłem projekt − malowałem z piłkarzami dwóch klubów szalik w kolorach tolerancji. Były nocne telefony z obelgami, groźby i wyzwiska na ścianach. Nie przejmuję się tym, wręcz przeciwnie, jest to dla mnie impuls do dalszego działania, bo praca osiągnęła swój cel − poruszyła.

Upraszczając, kibole pewnie nazwaliby to, co robisz, po prostu lewactwem.
Wiesz co, zaczynałem swoją działalność za komuny i walczyłem przeciwko reżimowi komunistycznemu. Nazwałbym się raczej wolnościowcem. Nie chciał bym być kojarzony z czerwonymi… Zresztą nieraz malowałem już z okazji Dnia Niepodległości barwy narodowe, choć i od narodowców mi daleko. Ani na lewo, ani na prawo – swobodnie! Lubię wyciągać problemy, o których się nie mówi w mediach. Niestety na świecie jest tak, że jeżeli nie mówi się o czymś w telewizji, to to nie istnieje, problemu nie ma. Na przykład kiedy przestano nadawać informacje z Czeczenii, ludzie myśleli, że tam już zapanował pokój. Jeśli nie mówi się o Sudanie, to ludzie już tam nie umierają z braku dostępu do wody pitnej.

Ludzie często nazywają takie działania propagandą. 
Tak, spotykam się z takimi określeniami. Ostatnio byłem na spotkaniu z Grupą Twożywo, którzy też robią zaangażowane społecznie rzeczy. Jako 3 fala różnimy się od nich tym, że my skłaniamy do działania, a oni do myślenia. My dajemy propozycje tego, co można zrobić, jak można pomóc konkretnie – podajemy adresy miejsc gdzie można podpisać protest czy dowiedzieć się więcej, by pomóc.

Masz na swoim koncie również pracę nawiązującą do tragedii w Smoleńsku…
Muszę zaznaczyć, że tę pracę namalowałem na murze dwie godziny po samej katastrofie. Odcinam się od wszelkich politycznych przepychanek, które od tamtego czasu mają miejsce.W swojej pracy chciałem zwrócić uwagę na poczucie wspólnoty i na sam fakt tragedii. Namalowałem to anonimowo, ale dziennikarze wiedzieli, że jestem autorem tej pracy. W atmosferze zamieszania, wśród ludzi, którzy robili sobie po prostu jaja z tego wydarzenia, namówiono mnie na ujawnienie się jako artysty i wypowiedzenie w mediach, by trzymać poziom przyzwoitości wobec śmierci!

Praca ta trafiła na okładkę książki „Katastrofa Smoleńska. Reakcje społeczne, polityczne i medialne”. 
Jeden z psychologów, Piotr Gliński, piszący artykuł do tej publikacji, zauważył, że Dariusz Paczkowski, radykalny ekolog, też się wypowiedział na ten temat, pomimo tego, że jest raczej kojarzony z przeciwnikami PiS-u. Porażką jest to, że tragedię narodową PiS wykorzystuje do gry politycznej. Była to przecież katastrofa ogólnoludzka, a nie jednego ugrupowania.

Cyrk medialny. 
Dokładnie. Teraz już nie namalowałbym tego. Podobną reakcję społeczeństwa można było zaobserwować po śmierci Jana Pawła II. Wszyscy zaczęli się jednoczyć, nawet kibice Cracovii i Wisły Kraków. Tydzień później już się tłukli.

Wizerunku papieża również używałeś w swoich pracach…
Tak, cztery razy. Po raz pierwszy, w latach 80. Zrobiłem szablon, który przedstawiał papieża ze wzniesionymi rękami, między którymi widniał symbol anarchii i napis: „Wolność Wam niosę”. Z tym wtedy kojarzyła mi się wolność, nie z Solidarnością, tylko z anarchią. Później malowałem jego postać podczas Międzynarodowego Dnia Pokoju w 2001 roku. Organizowałem taki jam „Graffiti dla pokoju”. Moi koledzy malowali wtedy np. sceny z „Pulp Fiction”, a ja chciałem, żeby mój przekaz trafił do starszego pokolenia. Dlatego też namalowałem Jana Pawła II z jego wypowiedziami z całego świata, mówiącymi o pokoju. Trzeci raz, już po jego śmierci, zrobiłem te okna, o których już wspominałem. „Przesłanie wypełnia” – tak się nazywała moja czwarta praca, która przedstawiała papieża, od którego rozchodziły się promienie, skierowane w „pustkę” w głowach i w sercach. Wiesz, jestem w ogóle buddystą, nigdy nie zgadzałem się ze wszystkimi poglądami Jana Pawła II, ale szanuję go jako przywódcę duchowego.

Myślisz, że przez sztukę ulicy możnacoś zmienić na dłuższą metę?
Nie można. Podkreślam to wszędzie, że moje graffiti nie zmieni świata, ale jest szansa, że wskaże niektórym ludziom problemy, których nie dostrzegają. Dbam o to, żeby moje prace były powiązane z konkretnymi organizacjami społecznymi. Oni pracują z danym problem codziennie przez wiele lat i to oni mają szansę coś zmienić. A moje graffiti może pomóc w zwróceniu uwagi na ich pracę!

Sztuka ulicy staje się produktem handlowym, zostaje tak samo sprzedawana jak płótna. Głośno jest obecnie wokół Banksy’ego, którego prace wraz z elewacjami są sprzedawane na aukcjach, a on bezpośrednio zarabia na sprzedaży gadżetów ze swoimi wzorami. W Polsce m.in. M-City swoje prace sprzedał sieci odzieżowej Cropp. Jak myślisz, czy to jest naturalna kolej rzeczy rosnącej popularności street artu, czy zaprzedanie się alternatywnej sztuki, która staje się po prostu komercyjna?
Od dwóch lat żyję ze street artu. To znaczy, zarabiam na malowaniu i prowadzeniu warsztatów. Z tym, że nie zajmuję się komercyjnymi rzeczami. Poruszam jedynie tematy, które mnie interesują. Na przykład teraz, przez trzy dni we Wrocławiu robię taki mural z dzieciakami ze szkoły podstawowej dotyczący recyclingu. Kocham to, co robię, ale dla żadnej Coca-Coli pracować nie będę. Artysta to artysta. Jeśli jedni sprzedają płótna, to dlaczego nie sprzedawać np. graffiti? Nie widzę nic w tym złego. Extra jeśli ludzie mogą żyć z tego, co robią, istotne jest dla mnie to, by pozostawali jednak w zgodzie ze swoim sumieniem i sercem.

Street art bywa coraz częściej eksponowany w galeriach. Myślisz, że każde dzieło ma swoje odpowiednie miejsce? Czy może można mówić o wyższości ulicy nad galerią?
Przez wiele lat unikałem galerii, uważałem, że street art musi być na ulicy. Jednak, na 10-lecie 3 fali mieliśmy wystawę w Centrum Kultury w Łodzi, na Bałutach. Śmiałem się, że wprawdzie w ścianach instytucji, ale za to w najgorszej dzielnicy. Mój stosunek do tej kwestii zmienił się, ponieważ ze swoimi akcjami chcę dotrzeć do jak największej liczby ludzi. Pomyślałem sobie, że jeśli mogę dotrzeć do kogoś za pomocą galerii, jeśli ma on zacząć patrzeć na graffiti przez pryzmat sztuki, a nie wandalizmu, to warto. Zauważyłem w ogóle, że niektórzy artyści się przemianowali i zaczęli nazywać się streetartowcami. Jeśli ktoś jest po ASP, powinien naparzać płótna (śmiech). Ja jestem stolarzem z zawodu i wydaje mi się to być bardziej naturalne, że tworzę na ulicy. Jeśli jest to na tyle dobre, że jakaś galeria mnie zaprasza, to super.

Na waszej stronie internetowej www.3fala.art.pl, oprócz ogromnego archiwum prac, można znaleźć między innymi porady, jak uniknąć problemów z prawem robiąc graffiti. Mieliście jakogrupa jakieś problemy z policją?
Jako grupa – nie. Zdecydowanie ścigają tylko jednostki, które są sprawcami danego czynu. Z racji swojego wieku i wieloletniego doświadczenia załatwiam sobie teraz po prostu zezwolenia. Mamy też spisany KODEX, przestrzeganie którego umożliwia unikanie konfliktów z prawem, m.in.: unikamy świeżych tynków, nie malujemy po obiektach zabytkowych i sakralnych. (przyp. aut. cały zbiór zasad i podpowiedzi można znaleźć pod adresem: http://www.3fala.art.pl/sami_o_sobie. php)

Z zezwoleniami są duże problemy?
Z urzędami tak, ale już się nie bawię z nimi. Szukam prywatnych ścian, z których właścicielami przeważnie spokojnie można się dogadać. Pokazuję projekt, wcześniejszy dorobek i nie żądam kasy.

Dzięki bardzo, powodzenia życzę!
Dzięki!