Sposób na Alcybiadesa – Ahsan Ridha Hassan

Sobota jak sobota, obudziłem się nawet wyspany. U siebie. Sam (nie licząc Schrödingera). Wydawało mi się nawet, że poranek jest rześki, a świat piękny. Do chwili, kiedy sprawdzałem kieszenie spodni i wyjąłem portfel. Był pusty.

Untitled-2

Oczywiście zazwyczaj w sobotnie poranki mój portfel nie należy do najgrubszych. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest po magicznej diecie cud. Bóg fitnessu. Jednakże jest pewne „ale”. Mam w nim taką tajemną kieszeń, w której trzymam hajs na czarną godzinę. Koło stówki, tak żeby w razie wstrzymania przelewów od pracodawcy, albo w przypadku wojny nuklearnej, po wizycie w lokalnej Żabce zaopatrzyć się na tydzień w jedzenie i alkohol, wrócić do kawalerki, pozasłaniać okna, owinąć się w koce i jak najdłużej oczekiwać nieuniknionego. Jest to skrytka, którą stworzył mój trzeźwy umysł i wejście do niej ukrył za zamkiem niemożliwym do sforsowania dla umysłu nietrzeźwego. Zazwyczaj działało. Zazwyczaj, kiedy byłem w stanie silnego upojenia alkoholowego i zauważałem, że skończyło mi się paliwo, po prostu sięgałem do kieszeni, wyciągałem portfel i… Natrafiałem na sznurek z potrójną kokardką. Nieraz próbowałem sforsować wrota skarbca, ale będąc pijanym nie wychodziło mi to zbyt dobrze i smutny wracałem do domu. Rankiem natomiast cieszyłem się z przebiegłości mojego trzeźwego umysłu i możliwości przeżycia kolejnego tygodnia w razie apokalipsy.

Tym razem było inaczej.

I chyba wiem, co się wydarzyło…

*

 Siedzieliśmy z Pawełkiem w knajpie, gdzieś w okolicach Sławkowskiej. Przez okno obserwowałem rzekę ludzi, która płynęła w stronę klubów i pubów (czasem rzeka wylewała), a mój kompan spoglądał na popisy knajpianego magika.

– Patrz teraz – szturchnął mnie, kiedy wodziłem wzrokiem za długonogim obiektem, który rzeka wyrzuciła pod brzeg mojego okna. – Teraz będzie niezłe.

Spojrzałem. Kilka metrów przede mną był stolik, przy nim siedziało starsze małżeństwo. Mieli powyżej trzydziestki, a powiedzmy sobie szczerze – średnia wieku w piątek w nocy, w krakowskich knajpach oscyluje między naście a trzydzieści. Powyżej jest, excuse moi, wapno. W każdym razie z ciekawością przyglądali się studentowi, który właśnie pokazywał sztuczkę ze znikającą chustą. Wiecie, ten stary trik, który polega na tym, że w jednej chwili kuglarz ma w dłoni chustę, która niby znika za uchem widza, sekundę później pojawia się w drugiej ręce magika. Rozgryzłem o co w tym chodzi kiedy miałem sześć lat. Tymczasem Pawełek z fascynacją i wypiekami na policzkach odkrywał, że magik ma gumowy kciuk, w którym chowa chustę.

– Czaderskie! – aż klasnął kiedy chłopak skłonił się przed widzami i zainkasował dziesięć złotych. – Chyba wprowadzę to do mojego elementarza podrywu…

Ja tymczasem zatrzymałem oko i ucho na widzach, wyłowiłem dwie obserwacje.

Obserwacja oka: kobieta dopiero kiedy chłopak wyszedł z pubu uwolniła z uścisku swoją torebkę, a mąż wyjął rękę z kieszeni.

Obserwacja ucha: na takich jak on trzeba uważać, wspomniał prawie-okradziony, a żona pokrzywdzonego kiwnęła głową z uznaniem, moment i zakosi ci portfel.

– Phi – powiedziałem do Pawełka. – To dopiero polska natura. Podejrzliwość na każdym kroku, a chłopak chciał, dziwacznie bo dziwacznie, ale uczciwie zarobić.

Mój kompan tylko wzruszył ramionami. Nim wróciliśmy do naszego poprzedniego zajęcia, czyli patrzenia przez okna na Sławkowską, zaproponował:

– To teraz moja kolej.

*

 Po dziesięciu kolejkach wciąż patrzyliśmy przez okno. Rzeka ludzi raz na czas wylewała coraz bardziej zawianymi okazami. Aż wyrzuciła na brzeg wyjątkowo ciekawy egzemplarz.

Egzemplarz był podstarzałym dandysem w garniturze w kolorową kratę, z melonikiem na głowie, lasce w dłoni i dużą ilością jedwabnych chust w każdej z klap marynarki. Wyszedł z tłumu, rozejrzał się w prawo, w lewo, potem w górę (spojrzał wprost na nas swoim chytrym wzrokiem), a potem uśmiechnął się, ukazując komplet złotych zębów i wkroczył do pubu.

– Witajcie moi mili – poczuliśmy z Pawełkiem, jak egzemplarz obejmuje nas za ramiona. Wraz z objęciem poczułem zapach ostrych perfum. – Pozwolicie, że dosiądę się. – I, nie czekając na zgodę szurnął krzesłem.

– Yyy – próbowałem przemówić, ale wskutek upojenia język plątał mi się niemiłosiernie. Pawełek tylko kiwnął głową i uśmiechnął się głupkowato.

– Nie musicie wstawać – nieznajomy powstrzymał nas gestem. – Pozwolicie, że się przedstawię. Nazywam się Awersus.

– Aswerus? – Próbowałem złapać ogniskową myśli. – Ten od Wiesznego Tuacza?

– Coś w ten deseń przyjacielu – uśmiechnął się. – Można powiedzieć, że to ja piłem, kiedy zdejmowali Pana z krzyża. Tułam się to tu, to tam. Po pubach i knajpach już kilka tysięcy lat – znów ukazał komplet złotych zębów.

– A nie wyądasz ak Żyd – przytomnie zauważył Pawełek, przymykając jedno oko, by drugim skoncentrować się na złotych bransoletach i łańcuszkach naszego gościa. – Bardziej – czknął – Szepraszam… Bardziej ak syyygan.

– Mniejsza o to przyjaciele – Awersus mocniej zacisnął swoje ozdobione pierścieniami długie palce na naszych ramionach. – Szukałem godnych kompanów na ten piękny wieczór i wydaje mi się, że znalazłem. – Zrobił przerwę, a potem dodał szeptem. – Mam sekret, którym zamierzam się z wami podzielić.

– Ekret? – mój kompan ucieszył się i od razu zrozumiałem co chodziło po głowie Pawełka. Elementarz podrywu aż puchł w oczach jego wyobraźni. – Ewnie, dosiadaj się i opowiadaj – zachęcił go.

– Tylko jest jeden problem, moi drodzy – Awersus dodał jakby smutno. – Tak się składa, że ktoś zakosił mi dzisiaj portfel i nie wiem, czy starczy mi…

– Nie ejmuj się! – zapewnił Pawełek i wyrwał z portfela banknot – kup nam wszy’kim po iwko… Abo po wa.

– Jesteś niezwykle uprzejmy, przyjacielu – przybysz zwinnie zwinął banknot w rulon i czmychnął w stronę baru.

Nim zdołałem podzielić się z moim kompanem pewnymi obawami, które zagościły w na dnie duszy, nieznajomy wrócił. Przyniósł nie cztery, a siedem piw.

– Niestety barmanka nie miała jak wydać – wyjaśnił i postawił przed nami siedem lśniących spoconym złotem kufli. – W takim razie zdrowie przyjaciele – wzniósł toast i wlaliśmy w siebie zawartość.

– So to za ekret? – spytałem.

Awersus zamyślił się.

– A tak – oprzytomniał. – Zdradzę wam sekret największy z największych, pilnie strzeżony przez tajne, niezrzeszone bractwo knajpianych bywalców. Mianowicie: jak pić za darmo.

– Wooow – Pawełek aż wytrzeszczył oczy. – Tto… est możliwe?

– Tak moi drodzy – uśmiechnął się, po czym dopił pierwsze piwo i wziął się na następne. Odłożył do połowy wypróżniony kufel. – Sposobów jest mnóstwo. Najbardziej efektywne z nich to: na natrętnego sępa, na dobrego Słowianina, na wróżbitę, na dziewczynę, na Robin Hooda, na poborcę podatkowego, na dobrego Samarytanina, na Marka Hłaskę, na Polańskiego, sposób górski… No panowie, do wyboru, do koloru. Wybierajcie – rzekł i w błyskawicznym tempie dokończył drugi browar.

– Hmm – zamyślił się Pawełek. – To oże… to oże na dobrego Słowianina.

Awersus dopił piwo, przetarł pianę z ust i powtórzył:

Na dobrego Słowianina zatem!

*

Awersus rozglądnął się po knajpie. Po chwili zatrzymał wzrok na trzech obcokrajowcach – po śniadej karnacji, dużej ilości żelu na włosach i krzykliwych kolorach stroju obstawiałbym Hiszpanów albo Włochów –  cmoknął półgłosem – O właśnie! – I przysiadł się do nich. Hiszpano-Włosi z początku nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni do przybysza, ale po kilku minutach szeptów Awersusa ich podejście zmieniło się. Nie dłużej niż po kwadransie wznosili radosne toasty na rzecz naszego kompana, potem ubrali kurtki i wyszli. A przed wyjście…postawili mu trzy piwa. Awersus błysnął uśmiechem złotego uzębienia, pożegnał się w uściskach z obcokrajowcami, odprowadził ich do wyjścia i wrócił do naszego stolika dzierżąc zdobyczne browary.

– Voila, mes amis – postawił przed nami kufle.

Pawełek zanurkował twarzą w browarze, a ja spojrzałem pytająco na naszego dobroczyńcę.

– Cały sekret Na dobrego Słowianina kryje się w podstawowej potrzebie, jaka kieruje młodymi mężczyznami. Po alkoholu, jak wiecie moi mili, chce się…

– Si’ać! – wykrzyknął Pawełek z twarzą przyssaną do kufla.

– Też… Ma się ochotę na kobiety mianowicie. – Przybysz uśmiechnął się chytrze. – Polacy znani są ze swego temperamentu i ułańskich potrzeb. Ale jeszcze bardziej znane są Polki. Ze swej urody i słowiańskich zalet. Jest to powszechna wiedza w całym cywilizowanym świecie. Gdziekolwiek nie byłem, a byłem, uwierzcie mi, wszędzie, po kilku głębszych każdy facet wzdycha do Polek. Czy to Anglik, Hiszpan, Włoch czy Maur. A jeżeli jacyś śmiałkowie przybędą już do naszej pięknej ziemi w poszukiwaniu skarbu największego z największych, świętego graala męskiej braci, często nie wiedzą, gdzie mają się udać dalej. Gdzie jest wejście do tej wieży, w której zamknięto królewnę. A ja, jako dobry Słowianin i znawca tych ziem, wskazuję im drogę. Na Szewską idźcie, powiadam w piątki. Szukajcie na Kazimierzu, w barze takim a takim, doradzam w dni pracujące. A oni… Cóż. Alkohol w każdej ilości wszak niewielką jest nagrodą za tak cenne informacje.

Pokiwaliśmy z Pawełkiem głowami na znak zrozumienia.

 – Pożądanie. Na tym opiera się cały trik. Zdrowie zatem! – wzniósł kufel, a my z nim – a w zasadzie ja, bo Pawełek przyssał się na dobre do szkła. – A teraz sposób kolejny.

04

*

Sposób na wróżbitę wiązał się z zaangażowaniem mnie i Pawełka. Mieliśmy odegrać swoje role. Mój kompan miał siąść przy barze i po dokładnie minucie spaść ze stołka ­– co nie było specjalnie trudne w jego stanie – a ja miałem usiąść stolik dalej i wygłosić monolog – co stanowiło trudność wybitną. Awersus zniknął z baru i po kilku minutach wrócił prowadząc dwie dziewczyny. Obie wyglądały normalnie, jeżeli chodzi o powierzchowność, ale po dłuższej obserwacji miałem niejasne przeczucie, że coś z nimi jest nie tak. Kiedy przechodziły, trochę rozbawione, trochę zlęknione obok mojego stolika, rzekłem:

– Czarne chmury gromadzą się nad grodem Kraka. Zaraz ktoś umrze – mówiąc to udawałem przysypiającego pijaka na jednej dłoni. Dziewczyny spojrzały na mnie zlęknione, a zaraz potem…
ŁUP! – to Pawełek zwalił się ze stołka. I udawał trupa.

Dziewczyny krzyknęły. Awersus uśmiechnął się chytrze, a one wzięły go pod rękę, zamówiły piwo i zaczęły wypytywać gorączkowo o coś szeptem. Po kwadransie odeszły podekscytowane.

Awersus zawołał nas do siebie gestem, Pawełek podniósł się z ziemi – tak bardzo wczuł się w rolę, że mimo ponagleń barmanki udawał trupa – i wyjaśnił nam na czym trik polega.

– Wszystko opiera się na strachu – zaczął sącząc browar. – Wmówiłem tym dziewczynom, że znam przyszłość i, na znak demonstracji zabrałem je do tej knajpy. Powiedziałem, że pijany człowieczyna wygłosi monolog śmierci, a zaraz potem ktoś umrze. Dziewczyny z początku nie wierzyły, ale kiedy to się stało… Sami widzicie. A potem chciały znać swoją przyszłość, więc trochę nazmyślałem.

– Łaał – Pawełek aż wytrzeszczył oczy. – Srytny z ebie koleś.

– Aczkolwiek szkopuł polega na jednym – przybysz tłumaczył dalej. – Należy wypatrzyć osoby odpowiednio naiwne i lękliwe.

Przyznam, że zaimponował nam tym. Byliśmy ciekawi kolejnych sposobów wydębienia alkoholu za darmo, a Awersus opowiadał nam swoim niskim, tajemniczym głosem arkana mistrzów wysępu, jak sam nazwał tą sztukę. Opowiadał historie dziwne i tajemnicze, czasem zabawne, ale zawsze przesiąknięte grozą i alkoholem. A im dłużej opowiadał, tym częściej chodziliśmy po browary. W pewnym momencie skończyła nam się kasa i wyciągnąłem portfel z tajemną skrytką. Nie mogąc sobie poradzić dałem go przybyszowi, który zgrabnym ruchem palców wyswobodził kasę na czasy apokalipsy z okowów pętelki. Kupił nam po piwie, a sobie drogą whisky. Reszty nie dostałem, ponoć barmanka nie miała jak wydać.

I kiedy siedzieliśmy tak spici, wsłuchani w historię Awersusa, ten nagle dopił zawartość szkła i podniósł się z krzesła.

– Już świta – powiedział, zakładając płaszcz. – Pora ruszać w dalszą drogę, moi przyjaciele.

– Aeee – Pawełek protestował przylepiony policzkiem do blatu. – Esszzszczee eden osób.

– Jeszcze jeden? – Przybysz zamyślił się. – No dobrze, powiem wam.

Z ciekawością nachyliliśmy się w jego stronę.

– Jest bardzo prosty, bazuje na naiwności. Nazywam go na barana.

  – Na arana – Pawełek wolny wymówił.

– Jest to sposób najlepszy z wszystkich. Wystarczy znaleźć dwóch baranów, którym nazmyśla się historie o tym, jak wysępić od obcych alkohol, a w międzyczasie dbać o to, by ci polewali. Kiedy skończysz opowiadać wszystkie historie, wystarczy, ze ukłonisz się – uniósł melonik – i znikniesz – po czym wyszedł rechocząc głośno.

Pawełek do tej pory zastanawia się o co w tym chodziło…

 

Ahsan Ridha Hassan

Ilustracje: Szymon Szelc