Purchawki brata Hilarego – Piotr Woszczak

4p

Brat Hilary był z zamiłowania ogrodnikiem. Z ochotą zajmował się przyklasztornym ogrodem. To on inicjował akcje sadzenia drzew, które później starannie, benedyktyńsko wręcz, pielęgnował. To właśnie brat Hilary kopał, grzebał, układał, sadził tak aby w ogrodzie powstało kilka zgrabnych skalniaczków. Dokładnie pielił wszystkie chwasty i sumiennie nawoził wybujałe kwiaty. Gdy nadchodziła zima delikatniejsze rośliny szczelnie otulał chochołami.

Brat Hilary nie dbał wyłącznie o faunę. Troskliwie dokarmiał wiewiórki, przygotowywał domki dla ptaków, a zimą zawsze wywieszał słoninę dla sikorek.

Można stwierdzić, że brat Hilary był godnym następcą świętego Franciszka. Swoją działalność traktował jednak ze sporą dozą skromności. – A gdzie mi tam do Franciszka – mawiał machając ręką. Sam nigdy też się do niego nie porównywał. Czynili to tylko i wyłącznie inni zakonnicy.

Brat Hilary w ogrodzie odżywał, stawał się radosny i pełen sił do dalszej pracy. Ogrodnictwo można było zdecydowanie nazwać jego pasją.

Pewnego razu złożyło się tak, że między drzewami znajdującymi się tuż przy żelaznym parkanie, sąsiadującym ze stosunkowo ruchliwym chodnikiem, wyrosło kilka purchawek. Początkowo brat Hilary złapał się za głowę nie wiedząc co z tym faktem począć. Kilkakrotnie obszedł zapurchawczony teren poklepując się po policzku i masując po czubku głowy. Brat Hilary namiętnie główkował nad zastaną sytuacją. W końcu wymyślił. Uśmiechnął się szeroko obnażając zdrowe i zadbane zęby i z radością zatarł dłonie.

Pierwsze co zrobił brat Hilary to powbijał krótkie paliki tuż obok purchawek po to, aby żaden z braci ich przypadkiem nie podeptał. Uprzedził także wszystkich aby uważali na te niecodzienne grzyby.

Początkowo bracia nie rozumieli troski brata Hilarego, ale znając jego ogrodniczy zapał i będąc wyrozumiałymi nie pytali po co, dlaczego i na co to komu.

Brat Hilary nie bardzo wiedział jak zajmować się purchawkami. Nie wiedział czy potrzebują one jakiejś specjalnej opieki. Dla pewności podlewał je co dwa dni, raz nawet obłożył je nawozem. Dbał także aby chwasty nie zasłoniły zbytnio jego purchawek.

Brat Protazy wyczytał kiedyś, że młode purchawki nadają się do jedzenia. Podzielił się więc z całym zakonem (poza głównym zainteresowanym) przypuszczeniem, iż brat Hilary hoduje grzyby aby ich popróbować. Domysły te jednak, po jakimś czasie, rozpłynęły się jak niebyłe, gdyż purchawki stale rosły, a brat Hilary doglądał je z zadowoleniem jakby tylko o to mu chodziło.

Brat Hilary stał się wtedy radośniejszy niż zazwyczaj. Coraz częściej przyłapywano go na wpatrywaniu się w białe, okrągłe grzyby. Nie znaczy to jednak, że zaniedbał swe ogrodnicze obowiązki, co to, to nie. Wszystkie prace wykonywał ze zdwojoną energią i ochotą. Posłyszano nawet, że pracując pogwizdywał sobie wesoło.

Pewnego razu stała się rzecz straszna. Gdy brat Hilary tuż po wstaniu i odprawieniu porannej modlitwy pobiegł do swoich purchawek, jego oczom ukazał się przerażający widok. Wszystkie były rozpęknięte! Co więcej widać było na ich pustych powłokach ślady błota. Widać je było także na parkanie. Ktoś nocą wtargnął na teren przyklasztornego ogrodu i rozpęknął wszystkie purchawki.

Brat Hilary uklęknął przed swoimi, pustymi już, grzybami i złapał się za głowę. Jego oczy zaszkliły się od łez. Siedział tak dobrą godzinę. Wieść szybko rozniosła się po całym klasztorze i wstrząsnęła wszystkimi braciszkami.

Zdarzyło się tak, że dnia tego klasztor odwiedził ojciec Rajmund, nie byle jaka persona. Miał tego dnia zjeść wraz z braćmi śniadanie. Gdy ojciec Rafał, przed jedzeniem, oprowadzał go po ogrodzie, natrafili na nieszczęsnego brata Hilarego.

– Brat Hilary hodował tutaj purchawki. W nocy ktoś tu wtargnął i wszystkie zniszczył – tłumaczył ojciec Rafał ojcu Rajmundowi, robiąc smutną minę. – Brat Hilary kocha każde boskie stworzenie i dlatego się tak przejął.

Brat Hilary wysoko podniósł brwi, a na jego twarzy odmalował się wyraz zdziwienia. Nie podniósł jednak głowy i nie dał po sobie niczego poznać. Gdy ojciec Rajmund odszedł kawałek dalej, gdzie zachwycał się oczkiem wodnym, brat Hilary podszedł do ojca Rafała i nachylił się nad jego uchem.

– Ja te purchawki hodowałem… Czekałem, aż będą większe – szeptał. – No wie ojciec, żeby je… rozpęknąć.

– Co? Jak? – zapytał zdziwiony ojciec Rafał także szepcząc.

– O tak – odparł brat Hilary naśladując prawą nogą gest rozgniatania purchawki.

– No ale dlaczego? – pytał nadal zdziwiony ojciec Rafał.

– No bo one tak fajnie pękają – odrzekł brat Hilary z wyrazem tęsknoty i rozmarzenia w oczach.