PROkomiksy Pawła Mączewskiego: Komiksy o czasach zarazy

Przyglądamy się temu, jak dotychczas komiksy przedstawiały temat epidemii (oraz końca świata, jaki znamy).

foto: Izabela Szumen
foto: Izabela Szumen

Nikt nie wiedział, jak powstrzymać wirusa, ale każdy zdaje sobie sprawę z tego, że zakażenie oznaczało śmierć. Globalna pandemia. Oczywiście każdy miał swoją własną teorię, przeczucia, czy inne „sprawdzone źródła”, dlaczego to wszystko się działo. Jedni krzyczeli o ataku biologicznym, inni o gniewie bożym, a znaleźli się też tacy, którzy przekonywali, że to wina chemtrails. Wszyscy byli jednak zgodni — zbliża się koniec świata, jaki znamy. Koniec wszystkiego.

Tyle że nie, bo niespodziewanie zaraza ustąpiła, nowych chorych przestało przybywać. Świat złapał oddech, ludzkość zaczęła celebrować swoje przetrwanie i wspominać tych, którzy odeszli. Wtedy niektórzy z ocalałych zaczęli zauważać u siebie coś dziwnego, niespodziewane efekty tego nieznanego wirusa. Coś w rodzaju nadprzyrodzonych mocy, mutacji…

Tak mniej więcej klaruje się pierwszy zeszyt “The Resistance” autorstwa komiksowego weterana J. Michaela Straczynskiego — historii podzielonej na sześć części, będącej jednocześnie wprowadzeniem do uniwersum nowopowstałego wydawnictwa AWA.

Okładka The Resistance. Wydawnictwo: AWA
Okładka The Resistance. Wydawnictwo: AWA

Ciężko o bardziej aktualny temat na rozpoczęcie nowej serii niż szalejący po świecie wirus. Na szczęście nasza rzeczywistość nie jest jeszcze tak ponura, jak w ukazanej tu historii, a to, co powinniśmy robić, to stosować się do zaleceń ekspertów i kierować zdrowym rozsądkiem, by jak najszybciej pokonać tego skurwiela koronawirusa.

Jednak temat zarazy nie jest niczym nowym w komiksie. Z tym że historie osadzone w tym medium przeważnie koncentrują się na świecie powstałym już po pandemiach. Te natomiast zniszczą dotychczasowe społeczne, kulturowe i polityczne status quo, na nowo definiując nasze potrzeby; często sprowadzając je do podstawowego imperatywu — by przetrwać.

Wyjątkiem, w którym wiemy, że wszystko w końcu wróci (mniej więcej) do stanu rzeczy sprzed wybuchu epidemii (bo to ciągnąca się ponad pół wieku seria), jest wydany w 1996 roku przez DC Comics “Batman: Contagion”.

Historia ma wielu scenarzystów z uwagi na to, że publikowano ją symultanicznie we wszystkich ówczesnych tytułach, dotyczących świata Mrocznego Rycerza, koncentrujących się na przygodach pomagierów zamaskowanego mściciela. Między innymi przez to właśnie fabuła posuwa się naprzód wielotorowo, by każda z postaci miała szansę odegrać swoją rolę.

W Gotham City wybucha śmiercionośna epidemia. Wirus o nazwie Ebola Gulf-A (nazywany też potocznie „The Clench”) zaprojektowany w laboratoriach sekretnej organizacji — Zakonu św. Dumasa — wydostaje się na wolność. Zarażeni umierają w strasznych cierpieniach w ciągu 48 godzin. Miasto, które i tak jest już dość popieprzonym miejscem (przecież cała ta galeria barwnych antagonistów i częstotliwość ich ataków może przyprawić o zawrót głowy) ogarnia chaos. Ludzie umierają setkami. Batman nie tylko musi stawić czoła narastającej panice i kryminalistom, którzy postanowili wykorzystać dramatyczną sytuację na swoją korzyść, ale też przeczesać miasto w celu znalezienia pacjenta 0, dzięki któremu uda się wytworzyć serum. Ma na to maksymalnie 48 godzin, inaczej Robin, jego młodociany pomocnik również umrze od efektów Eboli Gulf-A.

Traf chce, że wspomniany pacjent 0 przebywa w szczelnie zamkniętym wieżowcu „Babylon Towers” — samowystarczalnym kompleksie zajętym przez najbogatszych i najbardziej wpływowych mieszkańców Gotham. Śmietanka z wyższych sfer pragnie przeczekać kryzys i obserwować umierające miasto z bezpiecznej odległości, popijając przy tym zimnego szampana. Nie wiedzą jednak, że sami zamknęli się wewnątrz z wirusem.

Jako ciekawostkę dodam, że ten segment historii był inspirowany nowelą Edgara Allan Poe z 1842 roku — Maska Czerwonego Moru.

Batman: Contagion. Wydanie pierwsze. DC Comics
Batman: Contagion. Wydanie pierwsze. DC Comics

Określenie „Post-apo” często kojarzone jest ze światem po zagładzie nuklearnej (z pewnością przyczyniły się do tego m.in. filmy z serii Mad Max), a przecież to określenie idealnie wpasowuje się także w gatunek grozy serwujący nam historie o zarazie, która przywraca do życia martwe ciała, tworząc zombie. Co ciekawe: historie o wygłodniałych truposzach często powtarzają podobny schemat, gdzie powodem plagi zombie jest właśnie jakiś tajemniczy wirus, chociaż u źródeł słowa „zombie” leży czarna magia voodoo, a samo hasło spopularyzował w 1929 roku pisarz i podróżnik William Seabrook.

Wirus, plaga, zaraza stają się tu preludium do głównego wątku historii, nowej rzeczywistości, w której stary ład i instytucje stanowiące odgórnie prawo przestają istnieć, a ci, którzy wcześniej przetrwali, uczą się jak też życia nie stracić.

Jednym z najbardziej znanych komiksowych tytułów traktujących o świecie po zarazie, która zmieniła większość ludzkości w bandę wygłodniałych, gnijących zwłok jest oczywiście seria “Walking Dead”, która była pierwowzorem dla późniejszego serialu.

Odkąd rozpoczęła się emisja serialu, sprzedaż albumów wzrosła czterokrotnie” — wspominał w 2013 roku w rozmowie ze mną dla VICE Polska Maciej Pietrasik z Taurus Media. Wydawnictwo zdecydowało się publikować Żywe trupy (polska nazwa), zanim świat poznał serialową wersję komiksu. Zapytany przeze mnie, gdzie leży geneza tak wielkiej popularności tytułu, skoro zombiaki są z nami od końca lat 70., stwierdził: „Chociaż to horror, widz obserwuje głównie relacje ludzi w ściśle zamkniętych społecznościach, a ciągłe zagrożenie jedynie potęguje ich emocje. Widzimy, jak w ekstremalnych warunkach bohaterowie zmieniają się i tworzą zupełnie odmienne ustroje: demokrację, totalitaryzm, a nawet feudalizm”.

Inną komiksową wersją post-apokalipsy bazującą na tropach znanych z historii o wirusie zamieniającym ludzi w zombie, jest cechująca się wręcz skrajną brutalnością seria Gartha Ennisa “Crossed”.

Dni utracone. Żywe trupy. Tom 1. Wydawnictwo: Taurus Media
Dni utracone. Żywe trupy. Tom 1. Wydawnictwo: Taurus Media

Tajemniczy wirus rozprzestrzenia się w ludzkiej wydzielinie — kontakt ze śliną chorego, jego krwią lub innymi płynami jest jednoznaczny z zakażeniem. Efekt: dziwna wysypka na twarzy w kształcie krzyża oraz… absolutne bestialstwo wobec wszystkiego, co żyje. Tak jakby wirus wyciągał z ludzi absolutnie najgorsze zło, zmieniając ich w lubujących się w torturach morderców i gwałcicieli. Zakażeni nie są jednak typowymi zombiakami, odmóżdżonymi zębatymi worami z kośćmi — potrafią się komunikować i wykorzystywać broń i wszystko, co znajdą pod ręką, by zadawać ból i śmierć. W najbardziej odrażający sposób z możliwych. Komiks zdecydowanie nie dla każdego.

Jednak wizja post-apokalipsy spowodowanej pandemią nieznanego wirusa nie zawsze musi opierać się na późniejszych hordach wygłodniałych truposzy, czy zwyrodniałych pojebów chcących za wszelką cenę wyrządzić nam krzywdę. Dowodem tego jest seria “Y: Ostatni z mężczyzn” autorstwa Briana K. Vaughana, gdzie w jednej chwili, zaledwie w kilka sekund życie tracą wszystkie ssaki płci męskiej. Yorick Brown, dwudziestoparoletni iluzjonista oraz jego małpka, samiec kapucynka o imieniu Ampersand zdają się ostatnimi istotami z chromosomem Y na Ziemi. Światem dosłownie zaczynają rządzić same kobiety.

Wypada w tym miejscu zadać pytanie: dlaczego tak chętnie tworzymy kolejne wizje końca świata? Tomasz Stawiszyński, filozof i publicysta tłumaczy w rozmowie dla Kultury Liberalnej, że:

Lęk przed spektakularną katastrofą ma dziś także związek ze zjawiskiem represjonowania śmierci i minimalizowania zagrożeń. Z jednej strony, budujemy świat, w którym staramy się pozbyć wszystkich ryzyk, wypychamy choroby, śmierć, słabość poza ramy głównego nurtu, poza obszar tego, co na co dzień widzialne. A z drugiej, wraca nam to wszystko w postaci fantazji o wielkiej katastrofie. Jakby cały niepokój – którego nie jesteśmy w stanie całkowicie z siebie wyeliminować – przenikał nas w postaci nieustannego poczucia zagrożenia”.

Jak natomiast zwraca uwagę Lech M. Nijakowski, autor książki Świat po apokalipsie w wywiadzie z Przemysławem Witkowskim dla Dwutygodnika:

Za jedną z pierwszych powieści postapokaliptycznych powszechnie uznaje się “The Last Man” Mary W. Shelley, autorki Frankensteina, z 1826 roku. Wpływ na narodziny postapo bez wątpienia miał postęp technologiczny. Wywoływał różne frustracje i lęki, które sprawiały, że katastroficzne scenariusze były chętniej czytane. Regularnie przewijały się w tych opowieściach gazy bojowe, kometa czy epidemie, które z oczywistych powodów od wieków w nich dominowały”.

Y: Ostatni z mężczyzn - tom 1. Wydawnictwo Egmont
Y: Ostatni z mężczyzn – tom 1. Wydawnictwo Egmont

 

W przypadku tematu pandemii mamy zazwyczaj do czynienia z czasami obecnymi, co pozwala nam obserwować postępujący upadek dotychczasowych wartości i adaptowanie się bohaterów w nowej, dynamicznie zmieniającej się sytuacji. Oczywiście wizji końca świata jest w popkulturze znacznie więcej (także w komiksie). Jak chociażby wspomniana wcześniej zagłada nuklearna, gdzie śledzimy losy postaci, które zdążyły już stworzyć nowy świat (lub jego namiastkę) na zgliszczach starego. Jednak temat nuklearnego konfliktu i jego konsekwencji był bardziej aktualny w styczniu, kiedy do gardeł skakały sobie Stany Zjednoczone i Iran.

Teraz na tapecie mamy pandemię, niewidzialnego wroga wszystkich. Ciekawe, co jeszcze nas czeka w 2020 roku.