Orzeł biały, IPN i walka z tęczą. Jak wygląda patriotyzm w polskich komiksach – rozmowa z Przemysławem Witkowskim

„Odnoszę wrażenie, że amerykański komiks grający na patriotycznych strunach nie jest aż tak uproszczony w swoim przekazie, co polski o podobnej tematyce” — mówi nam Przemysław Witkowski, doktor nauk politycznych, który zbadał temat polskich komiksów patriotycznych. Sprawdź, jakie komiksy warto przeczytać, a od których trzymać się z dala.

Tekst i zdjęcia: Paweł Mączewski

Przemysław Witkowski jest dziennikarzem i publicystą oraz doktorem nauk politycznych, który prześledził treści polskich komiksów patriotycznych i takich, gdzie temat Polski i polskości odgrywa ważną rolę opowiadanej historii. Przyznam szczerze, że temat ten interesował mnie od dawna. Byłem ciekaw, czym różni się taki polski komiks od publikacji np. ze Stanów, gdzie jedna z najpopularniejszych serii Marvel Comics nosi tytuł Kapitan Ameryka. Ile w tym propagandy i jak ją rozpoznać. Interesowało mnie, które tytuły warto poznać, a które omijać szerokim łukiem, gdzie kończy się miłość do ojczyzny i rodaków, a zaczyna nienawiść do konkretnych grup społecznych. Oto nasza rozmowa.

 

Paweł Mączewski: Czym według ciebie różnią się polskie komiksy patriotyczne od np. tych amerykańskich?
Przemysław Witkowski: Odnoszę wrażenie, że amerykański komiks grający na patriotycznych strunach nie jest aż tak uproszczony w swoim przekazie, co polski o podobnej tematyce. Owszem, skupiając się na dwóch największych wydawnictwach komiksowych Marvel oraz DC Comics — elementy patriotyczne w ich publikacjach przewijały się całkiem często. Szczególnie w okresach II wojny światowej i w czasie Zimnej wojny. Przeciwnikami byli Adolf Hitler, Związek Radziecki, Japonia, komuniści, terroryści czy ajatollah Chomeini. Jednak motyw walki z siłami zagrażającymi Ameryce, a nawet światu był wyraźnie obecny także później. W latach 60. powstał komiksowy odpowiednik nazistów — tajna organizacja o nazwie Hydra, a do walki z nimi powołano do życia S.H.I.E.L.D., czyli pierwotnie: „Supreme Headquarters, International Espionage, Law-Enforcement Division”. Jednak nawet w czasach pokoju temat amerykańskiego patriotyzmu był obecny. Co jednak ciekawe — Amerykę w tych historiach nieraz poddawano krytyce, np. że jest krajem, w którym prezydentem może zostać Lex Luthor, odwieczny wróg Supermana. Krajem pogrążonym w przestępczości, gdzie policja sobie nie radzi lub jest skorumpowana, więc na ulice wychodzi Punisher, weteran z Wietnamu, który na własną rękę wymierza brutalną sprawiedliwość. Z tym że nie należy traktować tego, jako krytyki „amerykańskości”, tylko efemerydy wspaniałych Stanów, które jedynie na chwilę podupadły, a duch MAGA – Make America Great Again – jest w narodzie silny.

Co masz na myśli?
Czy patriotyzmem nie jest też sensowna krytyka złych działań własnego kraju? Pytam, bo w Polsce jest to najczęściej właśnie bezkrytyczna narracja, w której pokazuje się przeważnie bardzo mało zniuansowany świat, w którym Polska i jej państwowość, historia, kultura i dominująca w niej religia są najczęściej bardzo pozytywne. A jeżeli już pojawia się coś negatywnego, to jest to jakaś zero-jedynkowa aberracja, którą natychmiast należy trwale usunąć. Albo zagrożenie pochodzi z zewnątrz, spoza wspólnoty. Paradoksalnie najbliżej do amerykańskich superbohaterów jest postaci o nazwie Biały Orzeł autorstwa braci Kmiołek — to nieco uproszczona wersja komiksu superbohaterskiego zza granicy. Orzeł walczy z Duchem Zygfrydem, czyli oczywiście z Niemcem, który próbuje uderzyć w polskość, o ile pamiętam nawet wprost w katedrę gnieźnieńską. Ta antyniemiecka fobia w moim odczuciu bardziej nawiązuje do wzorców wroga rodem z PRL-u, czy nacjonalistycznych tradycji level Dmowski, niż do obecnej sytuacji geopolitycznej. Z „nowości” nie brakuje tu też islamofobii. Migranci z Bliskiego Wschodu są pokazani jako sprzedawcy kebabów, którzy mielą szczurze mięso i podają je w swoich daniach, doprowadzając do zatrucia klientów i zmieniania ich w mutantów-złoczyńców.

Co zatem sądzisz o innym polskim superbohaterze — Janie Hardym?
Jeżeli chodzi o jego artystyczne walory, to jest to bardzo oryginalna i ciekawa kreska autorstwa Jakuba Kijuca. Nie mam zastrzeżeń do kwestii estetycznych tego tytułu. Jeżeli jednak spojrzymy na warstwę merytoryczną tego komiksu, to już jedna z jego okładek, na której bohater twardą pięścią miażdży tęczę, zdradza konkretny światopogląd i narrację Hardego. Czytając te komiksy, można odnieść wrażenie, że ich autor przemyca tu swoją wizję starcia dwóch światów: dobrej, tradycyjnej, katolickiej, heteroseksualnej, szlachetnej i rycerskiej Polski ze wszystkimi możliwymi siłami z zewnątrz. Tak więc zobaczymy tu zombie-nazistę w tęczowym hełmie, ale też i komunistów, którzy wystawią do walki z naszym herosem golema i hop mamy nawiązanie do „żydokomuny”. Swego czasu Kijuc oferował ONR swoje usługi jako rysownik, a sam identyfikuje się mocno z polską prawicą. Z tego, co wiem, jest anty-mniejszości seksualne, anty prawo do aborcji, antykomunistyczny i przy tym bardzo religijny. Jak więc wspomniałem, wizualnie jest to bardzo ciekawe, jedynie ciężko mi przyjąć taką wizję świata i męczy mnie ta perspektywa.

Jak tematycznie można podzielić polski komiks patriotyczny?
Przede wszystkim pod kątem chronologicznym z uwzględnieniem tego, jakiej epoki dotyczy i w jakiej epoce powstawał. Trzeba zacząć od tego, że komiks patriotyczny wcale nie jest wymysłem III RP i w mojej ocenie, był on bardzo istotnym medium czasach PRL-u od lat 70. Tematycznie wybierano wówczas albo średniowiecze, np. Legendy polskie, które rysował Grzegorz Rosiński, lub II wojnę światową.

Dlaczego akurat te okresy?
Po to, żeby ominąć wątek Rosjan jako okupanta i zaborcy. Tym samym głównym wrogiem Polaków stawali się Niemcy. W Legendach polskich źli Niemcy najeżdżają Kraków, królewna Wanda popełnia samobójstwo, bo wolała śmierć niż Niemca za męża. Natomiast w historii o złym królu Popielu (i myszach) do najokrutniejszych czynów podjudzała go jego żona Gerda, podstępna skrytobójczyni Niemka. To oczywiście tłumaczy fakt, że każda epoka ma swoją politykę historyczną, która służy celom państwa. Podobnie sprawy mają teraz, gdzie — nie licząc Jana Hardego czy Białego Orła — powstają za pieniądze przeróżnych instytucji, organizacji lub samego państwa.

Jakich na przykład?
Jest to m.in. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, to też Narodowe Centrum Kultury, Muzeum KL Auschwitz ma na swoim koncie cztery komiksy, jest też NSZZ Solidarność, no i oczywiście jest IPN. Najbardziej znanym podmiotem, który współpracuje z częścią z tych instytucji jest wydawnictwo Zin Zin Press.

Gdzie w tych komiksach kończy się patriotyzm, a zaczyna propaganda?
Jeżeli państwo sponsoruje komiks i kontroluje jego przekaz, to jest to propaganda. Jeżeli ty tworzysz komiks patriotyczny oddolnie, to co najwyżej uczestniczysz w danej ideologii. Już jednak samo zaszufladkowanie komiksu jako „patriotyczny” nakłada na niego określoną narrację sympatii lub antypatii do określonych państw, organizacji, czy ludzi — w przeciwieństwie do tych komiksów, w których po prostu zawarte są jakieś historyczne wydarzenia. Tak więc czy to Kapitan Żbik, czy to komiksy o Wyklętych zaliczają się do propagandy danej epoki.

Rozumiem, że to samo tyczy się wspomnianej przez ciebie II wojny światowej?
Zgadza się, w tym miejscu nie można przecież pominąć przygód Kapitana Hansa Klossa, komiksów Podziemny front o Gwardii Ludowej i Dziesięciu z Wielkiej Ziemi, czy nieco późniejszy tytuł, bo już w latach 80., Tajemnica złotej maczety. W każdym z tych tytułów „przyjacielem” jest Związek Radziecki, wrogiem są oczywiście Niemcy, ale całość jest dość ciekawa. Zauważam jednak, że po 89. i wraz z powstaniem IPN pod koniec lat 90. zupełnie zmieniła się optyka polskiej polityki historycznej. Najpierw próbowano prowadzić narrację, że Polska została zaatakowana z obu stron, przez dwa totalitaryzmy, a z czasem ten nazistowski terror zaczyna blaknąć w komiksach na rzecz terroru czerwonego. Oczywiście ta retoryka wychodzi obecnie daleko poza sam komiks. Natomiast wszyscy Polacy w tych IPN-owskich komiksach to ideologicznie „jedna rodzina” — tak samo pan szlachcic, jak i pan pastuch, zgodni w swej nienawiści do komunizmu. To samo się tyczy komiksowych historii o Wyklętych, co ja raczej wolę nazywać po prostu „Przedsiębiorstwo Wyklęci”.

Hej, dziewczyny też czytają komiksy! – Rozmowa z Marią Lengren

 

Przedsiębiorstwo Wyklęci?
Ależ oczywiście. W latach 90. ich temat był obecny głównie w nacjonalistycznych pismach czy zinach, a obecnie to główny nurt. Państwo polskie wyłożyło setki milionów złotych, żeby te dawniej niszowe postacie przesunąć do głównego nurtu i uczynić ikonami. Komiksy, zawody sportowe, pomniki, muzea, escape roomy, tablice pamiątkowe, tego przecież nie zrobiono oddolnie. Sam IPN ma rocznego budżetu aktualnie 423 mln zł. Plus co skandaliczne zupełnie bezkrytycznie w jednym rzędzie z faktycznymi bohaterami, jak np. Witold Pilecki stawia się też takich ludzi, jak Józef Kuraś, ps. „Ogień”, który był mordercą cywilów, bandytą i gwałcicielem.

Do kogo kierowane są te komiksy?
Z pewnością też do dzieci i młodzieży, o czym świadczy chociażby 10-tomowa Wojenna odyseja Antka Srebrnego 1936-1945. A żeby było ciekawiej, ze wszystkich przeczytanych komiksów, ten wstrząsnął mną najbardziej. W ten negatywny sposób.

Dlaczego?
Cała wojna przedstawiona jest tutaj jak zabawa, 12-letnie dzieci walczą z czołgami. Polski żołnierz jest zawsze nieulękły. Wszystko ma tu być wesołe, lekkie — to takie Jak rozpętałem II wojnę światową, ale dla dzieci, gdzie najgorszym wrogiem są znowu jednak komuniści. Bardzo nacjonalistyczny, militarystyczny komiks, który ma pokazać wojnę jako coś fajnego, czas wielkich przygód i zabawy. Kuriozalny idiotyzm wydany przez IPN dla najmłodszych.

Muszą być też chyba komiksy, które zrobiły na tobie pozytywne wrażenie?
Oczywiście! Najlepsze polskie komiksy patriotyczne, jakie ukazały się na naszym rynku, to według mnie przede wszystkim Bradl Tobiasza Piątkowskiego i Marka Oleksickiego, który został oparty na prawdziwej postaci Kazimierza Leskiego, wywiadowcy AK, którego losy były tym bardziej niezwykłe, bo wydarzyły się naprawdę. Oczywiście na potrzebę komiksu niektóre rzeczy zmieniono, ale całość broni się świetnie — doskonale napisane i narysowane.

Co byś jeszcze polecił?
Achtung Zelig! – Druga wojna napisany przez Krystiana Rosińskiego z rysunkami Krzysztofa Gawronkiewicza. Co prawda ten komiks ma już swoje lata, ale w żadnym razie nie traci na wartości. Jest to historia z czasów II wojny światowej o zagładzie Żydów, ukazana w niezwykle surrealistyczny sposób. Wszystko tu przypomina przedziwny senny koszmar, który opowiada o realnym mordowaniu ludzi. Można by polemizować, czy to komiks patriotyczny, czy bardziej dzieło sztuki, które w nietuzinkowy sposób mówi o Holokauście. Mimo to polecam. Wspaniała rzecz. A jeżeli ktoś potrzebuje czegoś mniej poważnego — żeby już kompletnie nie popadać w ten mrok — to moim zdaniem warto sprawdzić Pierwszą Brygadę. To steampunkowy komiks, w którym prawdziwi i książkowi bohaterowie przeżywają niezwykłe przygody, walcząc o niepodległość Polski. Znajdziesz tam Stasia Tarkowskiego i Nel z Pustyni i w Puszczy i Piłsudskiego i syberyjskiego yeti – almę. I jakkolwiek dziwnie brzmi to połączenie postaci, to wszystko tu działa. Natomiast jedyny komiks od IPN, który miał nieco większy wymiar niż jakieś hagiograficzne patrio-polo to Monte Cassino duetu Zbigniew Tomecki i Gabriela Becla.

Czym ten komiks różni się od pozostałych wydań IPN?
Ten komiks ukazuje wojnę jako coś rzeczywiście strasznego. Ludzie, którzy zdobywają Monte Cassino, nie przeżywają „heroicznych przygód”, tylko latające pociski odrywają im ręce i nogi, żołnierze dostają ciężkiego PTSD (Posttraumatic Stress Disorder — zespół stresu pourazowego, przyp. red.), nie wytrzymują psychicznie, załamują się, ktoś wychodzi z okopów na pewną śmierć, bo jest mu już wszystko jedno. Trzeba zdać sobie sprawę, że takie rzeczy też się na wojnie zdarzały, a komiksy IPN-owskie budują przeważnie narrację fajnej, szlachetnej przygody. Tutaj jest inaczej.

Dlaczego twoim zdaniem IPN przeważnie jednak forsuje taką „sielankową” wizję wojny?
Prawica lubi takie heroiczne fantazje. Nie lubi widzieć w wojnach tragedii zwykłych ludzi. Cierpienia które spotyka i żołnierzy i cywilów. Śmierci, zdrady, rozpaczy, bólu, chowania bliskich, zniszczonych żyć, spalonych domów, trudnych wyborów, walki o wszelką cenę by przeżyć. Wolą widzieć to jak jakąś baśń o niezłomnych herosach. Wszystko, żeby każdy obywatel i obywatelka chcieli potencjalnie umierać za ojczyznę. Nasza armia nie jest technologiczną potęgą, ale to, co możemy mieć w tej armii, to oddanych samobójców.

W ostatnim czasie można jednak zauważyć na rodzimym rynku komiksów powrót do tematu dawnych dziejów Polski — przykładem tego są Turbolechici i wydany niedawno Mieszko.
Zgadza się i o ile Turbolechici są tu zamierzoną i bardzo sympatyczną beką, tak Mieszko cofa nas do początków naszego kraju. Myślę, że temat Żołnierzy Wyklętych, o których rozmawialiśmy wcześniej, powoli zaczyna już nudzić. Wyklęci są wszędzie, w szkołach, w nazwach ulic, nazwach imprez sportowych itd. Przyszła pora na nową opcję. Takie seriale jak Gra o Tron, czy Wikingowie zaskarbiają sobie rzesze fanów. Równanie jest proste. Oczywiście Mieszko został stworzony oddolnie, przez fascynatów tematu, ale zawsze zaczyna się od fascynatów. Później przychodzi państwo, które może to ideologicznie wykorzysta. Wiesz, wczesne średniowiecze, to jest fascynująca kraina możliwość dla twórców. Tu realnie nie tak wiele wiadomo i można sobie z tego okresu w komiksie wyrzeźbić ideologicznie skrajnie różne opcje. Może być prasłowiański komunizm wiecowy i mogą być aryjskie blond bestie. Zobaczymy co wygra w naszej pięknej ojczyźnie.

Paweł Mączewski – z wykształcenia socjolog, z zawodu dziennikarz. Były redaktor naczelny VICE Polska, obecnie sekretarz redakcji Magazyn Kreski, traktującego o sztuce komiksu. Publikował w Gazecie Wyborczej, recenzował na Film.org, pisze felietony do Naekraniepl. W wolnych chwilach ogląda klasyczne horrory, stare filmy akcji oraz rysuje komiksy o potworach.

–> Śledź autora na Facebooku.