Nikki Nix – Jacek Żebrowski

She started shakin’ to that fine fine music
You know her life was saved by rock ‘n’ roll
— The Velvet Underground, Rock & Roll

 

Nikki miała piętnaście lat, gdy uciekła. Koleżanka wysłała jej ten kawałek z jutuba. To było coś o Brick Lane, o pigułach, o ciągłych imprezach. Nikki wsiadła w najbliższy pociąg i pojechała do Londynu.

Ilustracja: Michał Będkowski

Nie do końca rozumiała, o co w tej piosence chodzi, ale nie chciała już dłużej mieszkać w tej nadmorskiej, zabitej dechami dziurze. Połowę mieszkańców stanowili dresiarze z Europy Wschodniej. Tak jakby miejscowych penerów i karków było mało. Wszyscy wspólnie upijali się w piątki i soboty, tłukli swoje laski, tłukli się między sobą, rozbijali samochody, ciągnęli lewy koks, rzygali pod pubami i skakali do upadłego przy techno-łupankach w klubie na molo. Było fajnie, ale nudno. I ciągle to samo. Wsiadła więc w najbliższy pociąg i pojechała do Londynu. Słyszała coś o Brick Lane, o pigułach, o ciągłych imprezach. Tak chciała żyć, mieć imprezowych przyjaciół, słuchać najnowszej muzyki i bawić się do rana. Wylądowała więc na Victoria Station i nie miała dokąd iść – bo dokąd? Na Brick Lane. Próbowała zaczepić kogoś na stacji, zapytać jak tam dojść lub dojechać. Do tego wymarzonego Brick Lane. Nikt się nie zatrzymywał. Była ubrana w szare spodnie dresowe, bluzę adidasa z kapturem, znoszone sportowe buty. Nikt się nie zatrzymał, nikt nawet nie spojrzał, gdy pytała, jak dojechać do tego cholernego Brick Lane! Może brali ją za narkomankę? Albo bezdomną? Już miała wejść do metra, ale nie mogła otworzyć bramki. Pracownik metra ze spokojem obserwował jak Nikki próbuje przebić się przez wejście. Zrezygnowana stała pod ścianą, kiedy tamten wręczył jej ojsterkę. Zaprowadził ją do bramki, kliknął kartą i wpuścił. Nikki uśmiechnęła się. Śmiało wzięła kartę i pobiegła schodami w dół.

Nikki miała piętnaście lat, gdy uciekła. W jej miasteczku kompletnie nic się nie działo. Było fajnie, ale nudno. I ciągle to samo. Jej kuzynka opowiadała coś o Brick Lane, o pigułach, o ciągłych imprezach. Nikki tak chciała żyć, mieć imprezowych przyjaciół, słuchać najnowszej muzyki i bawić się do rana. Wsiadła więc w najbliższy pociąg i pojechała do Londynu. Jeździła cały dzień metrem. Wysiadła na Aldgate East Station. Kiedy weszła po schodach na górę, uderzył ją hałas miasta, smród smażonego jedzenia, spalin, szczyn i trawki. Wiecie, Nikki wysiadła na Aldgate East Station, byliście tam kiedyś? Jest tam galeria sztuki, kryjówka anarchistów, ulica Kuby Rozpruwacza, pięćdziesiąt kebabów, kilka ostatnich pubów, a na schodach leżą bezdomni. Whitechapel tonie w smrodzie, śmieciach i gównie. Dzielnica zamieszkana jest głównie przez Bangladesz. A tuż obok, tuż obok wyrastają szklane wieżowce i wysokościowce The City. Wiecie, Nikki wysiadła właśnie tam, na Aldgate East Station i dokąd miała pójść? No dokąd miała pójść?
Na Brick Lane.

Nikki miała piętnaście lat, gdy przyjechała do Londynu i wysiadła z metra na Aldgate East Station. Wiecie, to niedaleko Brick Lane, niedaleko całego tego imprezowego burdelu. To była angielska zima, to był East End, to był Londyn czasów afro-beatu i grime’u. Nikki miała na sobie szare spodnie dresowe, bluzę adidasa z kapturem, znoszone sportowe buty i białą fluffy-faux-fur-jacket w plecaku. Stała na początku Brick Lane pod kebabem i paliła skręta. Nie wiedziała, czy takie szwendanie się jest cool, i w ogóle o co tu biega, ale ruszyła w górę ulicy, oglądając szyldy i nazwy sklepów. Bangladescy sprzedawcy stali przed sklepami, naganiacze z restauracji krzyczeli, turyści robili zdjęcia, artyści i narkomani łazili bez celu tu i tam, zaś hipsterzy pili swoją rozwodnioną kawusię. Wiecie, tak zwykle wygląda Brick Lane. A o tym słyszała Nikki, gdy opowiadała jej kuzynka. I słyszała w tej piosence XR2. O Brick Lane, o pigułach, o ciągłych imprezach. Kręciła się kilka dni po ulicy, za uzbierane pieniądze kupowała bułki i jadła je z dżemem z Co-opa. Spała koło śmietników na Chicksand Street. Któregoś dnia zobaczyłem ją, gdy tak się pałętała tam i z powrotem. Zobaczyłem ją i pomyślałem, że niezła z niej twardzielka. Pomyślałem, że jest cool. I że bycie kimś takim twardym i cool jest bardzo sexy i cool. Od razu chciałem o niej napisać jakąś opowiastkę do Guardiana, czy gdzieś tam do magazynów o modzie i chciałem żeby ją przeczytała, i żeby potem mnie znalazła, i wpadła ze swoją bandą twardych cool lasek, i żeby mnie za to pobiła, ot tak, bez powodu. Widziałem ją, jak się tam kręciła. Zwracała na siebie uwagę. Krótkie różowe włosy, niebieskie oczy, kolczyk w nosie i w górnej wardze. Klasyk, niby nic, ale wiecie, o co biega. Miała w sobie to coś. Przypalała szlugi od hipsterów, kradła plastikowe kubki z browcem sprzed sklepu Rough Trade, a popołudniami, za obieranie banana dostawała jedzenie od zapleczy, za restauracjami. Raz tak kuśtykając przycupnęła na ziemi w Allen Gardens. Grzebała jakimś znalezionym patykiem w ziemi. Nagle zobaczyła przed sobą dwa białe sportowe buty: Przejedziesz się?

Nikki miała piętnaście lat, gdy przyjechała do Londynu i wysiadła z metra na Aldgate East Station. Wiecie, to koło Brick Lane, bardzo blisko Brick Lane, i tam właśnie Nikki spotkała tego faceta. Musiała mu zrobić ręką i ustami kilka razy, ale spoko, no probs. Powiedział, że jest niezła i nawet nie zapytał jej o wiek. Dał jej pokój niedaleko, w tych blokach na Vallance Road. Mieszkała tam jeszcze jedna dziewczyna, Vika. Przychodzili do nich kolesie, czasem tacy, czasem inni. Byli grubi, łysiejący, ze śmierdzącymi skarpetkami i brudnymi gaciami, czasem nawet się w ogóle nie rozbierali, tylko rozpinali rozporki. Przychodzili też młodzi, pachnący fajnymi perfumami, w krawatach, garniturach, ze złotymi zegarkami i sygnetami. Przychodzili biali, czarni, żółci, śniadzi i brązowi. Czasem budzili ją o 8 rano, kiedy odsypiała nockę: pijani lub nawaleni koko dżambo lub jakimś innym dizajn ścierwem. Nikki czasami też dostawała od Viki szklaną lufkę z grudką tego takiego szarawego czegoś. Vika najpierw podpalała proszek na łyżce, i potem dodawała jakiegoś płynu, i podpalała, i proszek zaczynał bulgotać, i później odsączała tę wodę, co została, i potem czekała aż grudki ostygną, i aż zaschną, i potem mieszała to z tytoniem, i wkładała do takiej szklanej fajeczki, i podpalała, i kazała Nikki się zaciągnąć, i mocno trzymać dym w płucach. Na początku nie było łatwo. Kaszlała, pluła, rzygała, ale w końcu to polubiła. Przypalała i było jej lepiej, o jej, o ja, o kurwa, jak dobrze, jak jej było dobrze, tak cudnie, cudownie, super, zajebiście!
A potem spotkała tego młodego świra, Mike’a. Siedział przy stoliku naprzeciw Rough Trade. Pił piwo i była tam też Nikki pytając o jakieś fagi i kilka pensów. Dał jej jednego i zapytał czy nie usiądzie z nim. Mike kupił jej kawę z mlekiem, bo wyglądała na zziębniętą i jeszcze jogurt, bo chciała, i Mike posypał jej śnieżkę, bo też chciała. Zapytała, czy zrobią jakąś akcję, i że ma tu pokój niedaleko. Najpierw – odpowiedział głupio Mike – opowiedz mi o sobie. Nikki ryknęła piszczącym śmiechem. Z Café 1001 poleciał jakiś głośny rock’n’roll. Mike wziął ją do środka. Zaczęli tańczyć sami na parkiecie. Była godzina 2 po południu, w środku było pusto, to był Londyn czasów afro-beatu i grime’u, a oni tańczyli w rytm tego starego, czerstwego rock’n’rolla. Nigdy bym nie pomyślała – mówiła do niego – że ta chujowa muzyka może być taka fajna! – mówiła – Takiej to wiesz, mój stary pewnie słuchał, jak był tym… no tym no… – wirowała na parkiecie – modsem!

Nikki miała piętnaście lat, gdy przyjechała do Londynu i wysiadła z metra na Aldgate East Station. Mieszkała w tym bloku na Vallance Road. Codziennie słyszała krzyki z podwórka i wrzaski sąsiadów, ujadające psy, muzykę z boomboxów. Vika, dziewczyna z Łotwy, która mieszkała w pokoju obok, mówiła na nią Nix. Podobno Nix to była królowa nocy. Że “nix” to po grecku znaczy “noc”. Vika mówiła, że pracowała też w Grecji, ale że Grecy to pojeby i że ją bili. Vika mówiła na nią Nix i mówiła, że Nikki jest Królową Nocy. Vika była ciągle na koksie, albo na tinie, albo na spidzie, różne rzeczy tam się działy. Raz dorwała pijanego chłopaczka, którego zamęczała kilka godzin, on skończył chyba ze trzy razy i nie mógł więcej, ona zwyzywała go od impotentów, frajerów i wankerów. Gościu zasnął zmęczony, a kiedy się obudził zastał ją rozwaloną w fotelu z wibratorem – robiła jakiegoś lajwa na skajpie. Później w szale wywaliła mu wszystkie ubrania przez okno na ulicę. Innym razem przyjęła czterech typów, którzy dla beki ciągnęli krechy z jej pośladków, cycek, ud, a potem przez całą noc ją rżnęli.

Ilustracja: Michał Będkowski

Nikki miała ten swój piszczący śmiech, który zwracał uwagę na całej ulicy. Teraz tańczyła z tym kolesiem, Mikiem, śmiała się, a w klubie było pusto. Wiecie, była godzina 2 po południu, to było na Brick Lane, to był Londyn czasów afro-beatu i grime’u, a oni tańczyli w rytm tego starego rock’n’rolla.
A potem wyszli.  A potem on zajumał jeszcze kraftowe piwo za 10 funtów jakiemuś otępiałemu hipsterowi z Włoch, a ona skakała na Brick Lane. Weszli do dawnej fabryki tytoniu. Bogata skurwielnia sprzedawała właśnie wintydż-szmaty za cały majątek Zjednoczonego Królestwa. Zjedli w Chicken&Pizza 4U, wzięli jeszcze po browarze i po szczurze w kiblu Big Chilla, bo do Old Truman już ich nie wpuścili. Za bardzo ulicznie wyglądali dla tych wypacykowanych bęcwałów z klasy średniej.

Nikki miała piętnaście lat, gdy przyjechała do Londynu i wysiadła z metra na Aldgate East Station. Wiecie, mieszkała w tamtym bloku na Vallance Road. Lubiła siedzieć na parapecie, na czwartym piętrze i śpiewać, i gapić się na rozświetlone wieżowce. Właśnie tak, lubiła śpiewać i gapić się na te cholerne wieżowce. Nad Londynem wisiał sierp Księżyca, nadchodziła lekka mgła i było czuć tę typową zgniłą wilgoć, sunącą powoli znad Tamizy. Prawie tak, jak w tym starym horrorze, co to kiedyś ze starej kasety wideo widziała. Nikki siedziała na parapecie i patrzyła. Siedziała, paliła szarą grudkę z lufki i śpiewała: “Where were you in ’92? /Where were you in ’92? /Brick Lane massive /We were like grime /Labyrinth, world dance /Bagley’s time /High-top fades /We ain’t never paid /Roll up jeans, E’s, Lucozade /Versace jeans, shades and chains…”. Nie do końca rozumiała, o co w tej piosence chodzi i co takiego działo się w 1992, ale lubiła to śpiewać, kiedy siedziała na czwartym piętrze bloku na Vallance Road.
Poszła z Mikiem do pokoju na czwartym piętrze bloku na Vallance Road. Wiecie, on włożył głowę między jej nogi, a Vika przewróciła się z jednego boku na drugi: Miałaś nie brać klientów przed 22, dziwko jebana… i spała dalej nawalona jakimiś benzo. Nie zwracała uwagi na jej jęki i jego stęki, na żadne krzyki czy wrzaski, czy z ulicy czy z podwórka, z pokoju obok czy piętro niżej. Smród i hałas za oknem wzmagały się z każdą minutą. Było popołudnie, był piątek, to było Brick Lane, to był East End, i to był Londyn czasów afro-beatu i grime’u. “Where were you in ’92? /Where were you in ’92?”…

Ilustracja: Michał Będkowski

Jej ciało znaleziono dopiero w poniedziałek rano. Kawałek dalej, na Bethnal Green, koło torów. Natknął się na nie wracający z pobliskiego strip clubu kierowca autobusu miejskiego. Zadano jej trochę ciosów nożem. Ciało było pocięte, zakrwawione w kilku miejscach. Co nieco zdążył już rattus norvegicus nadgryźć. Dopiero po miesiącu złapano młodego bankiera, który dobierał się z nożem do następnej dziewczyny z Brick Lane. Przebierał się za chava “Mike’a” i chodził po okolicy. Kilka z nich może i torturował, może i pociął. Kto go tam wie, ile ich złapał. Tylko ciało Nix było jakimś dowodem. Podejrzewano, że było ich więcej, ale kto by się tam w szczegóły wdawał. “Mike” był z wyższej klasy średniej, skończył był prywatne szkoły i miał plecy gdzieś tam wyżej, wiecie, raczej wysoko. Zawiasy dostał i małe koszta finansowe. Odsiadka w areszcie poszła na poczet wyroku. No to tyle. Do wesela się zagoi. Tak pisali w “Evening Standard” i w “Metro”, i tak pisali w “Daily Mirror”, i w “Daily Mail”, i nawet w “Telegraph”. Myślę, że w ogóle miał dobre oko do młodych, wystraszonych chavek ze Wschodniego Londynu, Kent, Suffolk i Surrey, które zjeżdżały w weekendy na Brick Lane, lub włóczyły się na stricie po ucieczkach z domu. Takich przecież na Shoreditch wałęsa się mnóstwo.

Nikki miała piętnaście lat, gdy przyjechała do Londynu i wysiadła z metra na Aldgate East Station. Wiecie, koleżanka wysłała jej na telefon ten kawałek z jutuba. Było tam o Brick Lane, o pigułach, o ciągłych imprezach. Nikki tak chciała żyć: mieć imprezowych przyjaciół, słuchać najnowszej muzyki i bawić się do rana. Wsiadła więc w najbliższy pociąg, zostawiła za sobą to nudne małe angielskie miasto i pojechała do Londynu.

 

Jacek Żebrowski – ur. 1979 w Olsztynie. Studiował filologię polską na UMK w Toruniu. Redaktor art-zine’a “Papier w dole”. Autor opowiadań, dramatów, esejów, krótkich form filmowych super-8. Debiutował na łamach toruńskiego „Undergruntu”. Obecnie mieszka w Londynie.

Michał Będkowski – ur. 1981 w Warszawie. Akademia Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi, dyplom 2009. Od 2011 mieszka w Londynie. Autor komiksów, ilustracji i psychedelicznych kolaży. Liczne publikacje w Polsce i zagranicą. Prywatnie wielki fan literatury wysokiej i średniej, a także muzyki wszelakiej.
www.instagram.com/michalbedkowski/