Żydek tu, Żydek tam… – Michał Szymański

>>> recenzja Na szczęście to Żyd E. Lehrer  wydanej nakładem Wydawnictwa Ha!Art (2014)

W pewnych okolicznościach, w pewnych społecznościach, jednostka lub grupa mogąca potencjalnie stać się kozłem ofiarnym znajduje furtkę w funkcjonowaniu zbiorowości, która pozwala jej uniknąć drastycznych rozwiązań i przyjąć na siebie frustrację ogółu w mniej inwazyjny, choć nadal kłopotliwy sposób. Zamiast palić Innego na stosie czy wypędzać na cudze terytorium, zakładamy mu błazeńską czapkę i przyjaźnie poklepując po plecach przekonujemy, że to dla niego odpowiednia rola. Złowrogi Loki staje się „maskotką” nordyckiego panteonu, a Żyd z plasteliny – nieszkodliwą pamiątką i nośnikiem prostego przesądu. Który nagle, nie wiadomo skąd, zyskuje na tyle dużą popularność, by warto było mu poświęcić wystawę i towarzyszące jej publikacje. Wśród nich album wydany przez Ha!art pod tytułem Na szczęście to Żyd.

Na początek kwestie edytorskie. Album, jak na album, ma postać raczej budżetową: miękka oprawa, nie za duży format, w sam raz na 59zł, które kosztuje. Nie przeszkadza mu to być publikacją nad wyraz staranną i przemyślaną. Znaczną część ilustracji stanowią zdjęcia eksponatów z zeszłorocznej wystawy, wszystkie bardzo dobrej jakości, elegancko sformatowane, opatrzone mniej lub bardziej szczegółowym opisem. Mamy również fotografie pochodzące z innych źródeł, w równie wysokim standardzie, oraz pewną ilość tekstu – wstępy do poszczególnych rozdziałów, opowieści kilku wyróżniających się rzeźbiarzy, wreszcie mały zbiór publicystyki poświęconej tematowi, powstałej na zamówienie lub przedrukowanej. Wywód ma postać umiarkowanie hipertekstową – ważniejsze miejsca uzupełnione są  “linkami” na marginesach wskazującymi, gdzie w obrębie książki można szukać dalszych informacji na dany temat. Miłe ułatwienie do bardziej krytycznej lektury.

Wobec powyższego, album naprawdę nieźle prezentuje się na półce i spokojnie może spełniać funkcję estetycznej ciekawostki do przejrzenia od czasu do czasu czy pokazania przyjaciołom. To jednak zdecydowanie nie wszystko.

Kwestia obrazów i figurek Żydów-talizmanów może budzić ambiwalentne odczucia, może też budzić uczucia skrajne. Jedni powiedzą: filosemityzm, nieszkodliwy folklor, “Brooklyńska rada Żydów” to fajny kawałek. Innych zrazi fakt nieodłącznego zestawiania Żydów z pieniędzmi i cały powiązany z tematem zabobon. Mamy ludowych artystów, którzy rzeźbią co prawda dla pieniędzy, ale nie zmienia to faktu, że tęsknią za tym żydowskim fragmentem polskiej kultury, który nieodwracalnie zmieciono z powierzchni Ziemi. Z drugiej – na forach internetowych o bohaterach tych przedstawień nie pisze się inaczej jak “Żydek”, co przecież nie jest wyrazem szacunku. Jedna z autorek obrazów-talizmanów mówi, że woli słowo “Semici”, i używa go uparcie, nie wiedząc chyba nawet, że jego pole znaczeniowe rozciąga się daleko poza samych Żydów.

W albumie znajdzie się miejsce dla rzeczników i przedstawicieli wszystkich tych opcji, a także głębsza refleksja i metakomentarz do tej głębszej refleksji. Nie ma tu jednak prób brania czyjejkolwiek strony, propagandy czy moralizatorstwa. To dobrze, milej się czyta.

Ważnym dodatkiem do książki jest strona internetowa poświęcona wystawie oraz jej kanał na YouTube, poszerzające zebrany materiał o multimedia: reportaże i rozmowy związane z prezentowanym tematem. Ciekawe są zapisane w niej wrażenia samych Żydów – również mocno spolaryzowane, od zachwytu nad popularnością “tych przesympatycznych zabawek” i szukania w nich gestu dobrej woli, po list oburzonej Żydówki do ministerstwa. Powiecie: histeria i brak dystansu. Ale czy naprawdę mamy prawo wymagać dystansu od ludzi, którzy podobne przedstawienia swojego narodu znają z nazistowskiej propagandy?

Jest jeszcze gdzieś pod tym wszystkim duża dawka ludowej magii, która, jak się okazuje, żyje i ma się dobrze – wszak Żydki powróciły na masową skalę z górką dwadzieścia lat temu. Wszystkie te przesądy i rytuały muszą być stosunkowo świeżej daty, albo powtarzać nieświadomie dużo starsze wzorce, które jakimś cudem przetrwały i odrodziły się w nowej formie. Trzymamy więc w domach niemal wyłącznie Żydów, prawie nigdy Żydówki, może dlatego, że stereotyp żydowskiej kobiety był dużo mniej malowniczy, a może po prostu od mężczyzny więcej oczekujemy – wszak to żydowscy ojcowie w dawnych opowieściach zajmują się na zmianę muzyką, handlem i starymi księgami. Prawie zawsze, szczególnie na obrazach, Żydzi są równie starzy i brodaci jak najważniejsi święci chrześcijaństwa czy nawet sam Bóg Ojciec – wszystkim im przysługują te same atrybuty mądrości i siły, choć w przypadku Żyda mniej oczywista jest jego przynależność do sfery sacrum.

Wieszamy Żyda przepisowo przy wejściu. Panuje tu wyjątkowa zgodność u wszystkich ludowych specjalistów, którzy poza tym nie potrafią się dogadać w żadnym innym szczególe. Przy tym samym wejściu, przy którym widywano mleko dla krasnali, święconą wodę, tablice z przykazaniami, K+M+B. Tradycja trzyma się mocno.

Nie zauważyłem w książce wzmianki o cytrynie, która ostatnio gości na magicznych obrazach równie często, jak pieniążek. A ciekawym pozostaje przecież fakt, że już nie tylko pieniędzy pilnują w naszych domach starzy lichwiarze – cytryna to zdrowie i witalność, a w Kabale, nomen omen, życie jako takie. Polacy wieszają Żydków do góry nogami, by wytrząsnąć z nich pieniądze, a uznawszy, że są szkodliwi, wrzucają ich do pieca (prawdziwa historia!). Żydzi oburzają się na stereotypizację jarmarcznych figurek, nie wiedząc, skąd ich autorzy czerpią inspirację. Wiele czasu jeszcze upłynie, nim nauczymy się żyć z dziedzictwem poprzedniego stulecia. Może prace takie jak ta pomogą nam nauczyć się tego trochę szybciej.

Michał Szymański

 

Na szczęście to ŻydErica Lehrer

Na szczęście to Żyd. Polskie figurki Żydów,

tł. Aleksandra Bilewicz, Erica Lehrer, Paweł Rogala, Magdalena Waligórska, Joanna Warchoł

Korporacja Ha!art, Kraków 2014

Czytaj: Na szczęście to Żyd, Erica Lehrer – recenzja – Alicja Kosterska

One Comment on “Żydek tu, Żydek tam… – Michał Szymański”

Comments are closed.