Zimno, zimniej, klasycznie – Jagoda Cierniak

Po Siekierze każdy ociera łzy. Po pierwszych zimnofalowych, polskich zespołach zostały kasety i wspomnienia. Madame zamieniło się w Wilki i Baśkę z fajnym biustem, Adamski wydał Ballady. One Milion Bulgarians położyło na surowym brzmieniu krzyż wraz z pomysłem reaktywacji. 1984 pomimo wydanej pięć lat temu płyty “4891” również wzbudza we mnie tęsknotę za jarocińskim brzmieniem.

I tak po śledzeniu nieudanych  prób ożywienia dekadenckich duchów punk rocka, trafiłam na zespół, który wzrusza mnie (jakkolwiek nieadekwatnie może to brzmieć) czystością gatunkową. Maszyny, fabryki, koła zębate, spaliny, autentycznie i prosto brzmiąca niezgoda na zastaną rzeczywistość. Zadość uczynieniem za nieudane powroty, starych kapel są dla mnie Wieże Fabryk. Łódzki zespół debiutował w 2001 roku nagraniem demo. W tym samym roku zagrali również pierwszy koncert w Warszawie podczas, którego zarejestrowano bootleg “Kopalnia 2001”. Promocja ich pierwszej płyty “Dym” miała miejsce w Bolkowie, na Castel Party.
Album interesujący jest ze względu na spójność i konsekwencję. Tomek Kaczkowski, transowo deklamuje proste w przekazie ale pełne gorzkiego ładunku emocjonalnego teksty:

Poczucie zagrożenia / chrzęst tłuczonego szkła / codziennie czekam na jutro/

wojna, wojna na czarnym szlaku

Awangardowo zlepione słowa są wyraźnym ukłonem w stronę zimnofalowej estetyki. Wszystkie utwory stanowią zlepek kompilacji od dwóch do czterech nostalgicznych zdań. W efekcie otrzymano punkowy, trochę mroczny i chłodny dźwięk. Nieskomplikowany rytm w połączeniu z nostalgią i niezgodą na rzeczywistość implikuje surowy, ale smaczny przekaz. Przekaz, którego mi brakowało, który nie moralizuje, który nie korzysta z wielkich narracji.

"Dym" Wieże FabrykAlbum uderza energią od pierwszych utworów. “Litzmanstadt” (niemiecka nazwa miasta Łódź) implikuje industrialny, pełen niepokoju obraz. Konsekwentnie dotyka otaczających nas mechanizmów, tworząc przy tym żyjące miasto-organizm: migawki światła, betonowe zapory, trzymaj się linii . Nie ma manifestów, nie ma deklamacji oraz nawoływania do rebelii. Płyta porusza, kreuje przed oczami czarno-białe obrazy ulic, fabryk, ludzi, pracującego, oddychającego systemu. Budzi emocje, które dla mnie są “ludowością” punk rocka. Proste, nienazwane, wypływające z potrzeby uzewnętrznienia stanu, wynikającego z konfrontacji ze współczesnym światem.
25-minutowy longplay jest zlepkiem krótkich, pełnych niepokoju utworów.  Momentami marszowe, swoją powtarzalnością fraz i riffów zdają się konstruować subwersywną krytykę teraźniejszości: To jest tak dobre, nigdy nie powiem odejdź. Brzmieniem przypomina mi trochę demo 1984 “Anioł w tlenie” i powtórzę się – wzbudza we mnie szczere wzruszenie prostym, zimnofalowym przekazem: marnuję farby na obrazy, marnuje powietrze do płuca przechodzę z pokoju do pokoju, przechodzę z wojny do wojny

Wyraźnie słychać w utworach Wież Fabryk inspiracje Joy Division, Made in Poland, Variete. Z tą różnicą, że wykrzyczane melorecytacje, urwane zdania nie niosą za sobą ciężkiej artylerii znaków, odniesień, komunikatów o planowanym samobójstwie. Awangardowe teksty w zestawieniu z surowym, punkowym duchem dają nadzieję: zimna fala nie została jeszcze do końca ogrzana.

 

Wieże Fabryk, album Dym

>>> wiezefabryk.bandcamp.com/album/dym