Ze szczęścia sztuki nie zrobisz – Agata ENDO Nowicka – wywiad

O tworzeniu, macierzyństwie i projektach na które ciągle jest za mało czasu. Z Agatą ENDO Nowicką rozmawia Jagoda Cierniak >>>


endo-aNa początku zaczniemy od  Twoich… początków z rysunkiem. Jak  się zaczęło, co było przed www.komix.blog.pl?

Cisza… przez kilka lat po liceum  plastycznym nic nie rysowałam.

To skąd impuls, żeby rysować?
Czekałam na taki moment kiedy mi się  znowu zachce rysować i będę wiedzieć  co mam rysować. Nie było sensu tego  przyspieszać. Rysowanie wzięło się  z nowego życia (po przeprowadzce do Warszawy) i z rozpaczliwej samotności i niepewności. Podoba mi się zdanie,  które kiedyś gdzieś przeczytałam: sztuka nie bierze się ze szczęścia (“art doesn’t come from happiness”). A dzisiaj myślę, że sztuka bierze się przede wszystkim z poczucia samotności. Takiego totalnego, nie tylko takiego, że jesteśmy bez pary.

Rzeczywistość inspiruje, ale z drugiej strony chyba, trochę przeszkadza i wybija z rytmu tworzenia. 
No właśnie wybija, zabiera przestrzeń kreatywną. Logistyka, jaka wiąże się z prowadzeniem domu, wychowywaniem dziecka i w ogóle, z byciem w związku jest bardzo absorbująca. Natomiast, moja córka Mila jest niesamowicie inspirująca, jako człowiek i artystycznie też. Ciągle się od niej uczę cierpliwości, szlachetności, innego spojrzenia na świat.

Zrealizowałaś projekt dotyczący Twojej ciąży, który publikowała Gazeta Wyborcza. Serię rysunków, pełnych gorzkiego humoru. Czytałam później też Twoją rozmowę w Exklusivie z Noviką, Hanią Rydlewską „Power Mamas”. Daje to rzeczywisty obraz na ciążę, nie ten żurnalowy, z pani domu, super mamy. Jak te dziewięć miesięcy wpływa na to czym się zajmujesz, na pracę?
Rysowałam tak jak wcześniej – bardzo dużo. Kończyłam rysunek w trakcie pierwszych skurczów. Miałam dużo szczęścia, bo całą ciążę znosiłam bezproblemowo. Dopiero pod koniec chciałam, żeby już wszyscy dali mi święty spokój. Jednocześnie bardzo zależało mi na tym, żeby się nie rozmiękczyć tym stanem za bardzo. Odgrażałam się, że nie dopuszczę do tego, żeby mleko zalało
mi mózg i konsekwentnie omijałam trywialne pisemka dla “świeżo upieczonych mamuś”. W końcu zrobiłyśmy z Zuzą Ziomecką pismo GAGA, o trochę innym niż tradycyjny modelu rodzicielstwa.

Opowiedz trochę o tym magazynie, kto pisał i jakiego charakteru teksty tam się znajdowały?
GAGA jest kwartalnikiem dla rodziców. Są tam teksty o podróżowaniu z dziećmi, o wychowywaniu dzieci w innych krajach, o problemach jakie niesie ze sobą współczesny świat, o alternatywnych metodach wychowywania dzieci. Są analizy bajek, recenzje książek, filmów dla dzieci, jest też masa bardzo dobrej ilustracji. Założeniem GAGI jest to, że niczego nie dyktuje tylko inspiruje, pokazuje różne drogi. No i że nie traktuje rodziców jak kompletnych debili, do których trzeba zwracać się powoli i zdrobniale. Praca nad GAGĄ uświadomiła mi też, że rodzicielstwo oznacza dla mnie w dużej mierze produkcję wspomnień dla swojego dziecka.

Pracujesz też dla innych czasopism, między innymi dla Lampy. Do każdego numeru robisz okładkę, która stała się znakiem rozpoznawczym miesięcznika. 
Rysuję okładki od powstania magazynu Lampa, zrobiłam ich już kilkadziesiąt. Kiedy patrzę na nie widzę wyraźnie jak rozwijał się mój styl przez te kilka lat. Co miesiąc dostaję wywiad, garść zdjęć i jakieś luźne wytyczne od Dunia. Do tej pory mi się nie znudziło, chociaż niektórych, tak jak Stasiuka rysowałam już ze trzy razy.

Którą z okładek lubisz najbardziej?
Najbardziej różową – Sasnala oczywiście. Mam kilka ulubionych (Kuśmirowski, Drotkiewicz), w ogóle, jestem bardzo dumna z tego, że rysuję okładki Lampy i naprawdę lubię to robić. Na okładkach pojawił się m.in. Kazik, Muniek Staszczyk.

Spotkałaś się z jakimiś ciekawymi komentarzami osób, które umieściłaś na okładce? Co mówili o Twoich pracach? 
Raczej nie. Nie znam większości bohaterów okładkowych osobiście. Zresztą, bardzo taktownie prawie nikt z portretowanych nie komentował swoich portretów, przynajmniej nie do mnie.

Jak wygląda w ogóle Twoja praca, kiedy zaczynasz, wiesz jak chcesz, żeby wyglądał ostateczny efekt, czy wychodzi to podczas rysowania?
Mam na ogół jakąś bardziej lub mniej mglistą wizję. Często się wściekam na siebie, że nie wychodzi mi tak, jak sobie  wyobrażałam. Z drugiej strony, bardzo to potrafi być ekscytujące kiedy nie wiesz co ci wyjdzie i sama jesteś zaskoczona efektem końcowym. Przeważnie mam mało czasu na zrobienie rysunku, więc działam bardzo intuicyjnie i szybko. Większość moich pomysłów nie jest tak przećwiczona i dopracowana, jakbym sobie tego życzyła.

A jakiej techniki, programu używasz?
Kiedyś rysowałam w Paincie, od niecałych dwóch lat używam Photoshopa. Rzadko, ale jednak zdarza się, że rysuję coś tradycyjnymi narzędziami. Lubię rysować długopisem. Moje pierwsze  prace rysowałam myszką, teraz oczywiście używam tabletu.

Dlaczego zmieniłaś program?
Nowy tablet nie chciał współpracować z Paintem, miał jakieś opóźnienia. Gdyby nie to pewnie nadal rysowałabym  w Paincie. Odpowiadała mi prostota tego programu. Ale oczywiście pracując w Photoshopie zaoszczędzam masę czasu. Razem z Przemkiem Truścińskim zorganizowaliście „Ilustracja PL 2010”, wystawę współczesnych polskich lustracji.

Jaki był główny zamysł imprezy?
Zależało nam, żeby pokazać jaka jest współczesna polska ilustracja. Stąd  taki szeroki przekrój. Każdy z nas zaproponował listę osób, których talent  cenimy. Marzę o tym, żeby takie wystawy odbywały się w Polsce co roku, bo naprawdę w polskiej ilustracji dzieje się  coraz więcej. Wystawę obejrzało kilka  tysięcy osób, słyszeliśmy dużo dobrych komentarzy, chociaż oczywiście bardziej  ciekawa byłam krytyki. Ponieważ to była pierwsza tak duża wystawa ilustracji w Polsce od dłuższego czasu, musieliśmy  uczyć się na własnych błędach.

Planujecie kolejne edycje? 
No jasne, że chcemy kontynuować, niedługo zaczynamy prace nad albumem z wystawy. Jest cała rzesza młodych twórców, którzy mimo swojego młodego wieku mają bardzo wyraźny,  niepowtarzalny styl, do tego zmysł obserwacji, dowcip, fajne pomysły, które  nie są tylko bezmyślnym kopiowaniem zagranicznych trendów. Dla mnie ilustracja to przede wszystkim idea, ważny jest przekaz, komentarz. Inaczej mamy do czynienia jedynie z ornamentem.

Umiałabyś określić swoje idee?
Nie ma oczywiście jednego, spójnego  przekazu moich rysunków, rysuję kilkaset rysunków rocznie, dla rozmaitych  klientów. Moje prywatne projekty dotyczą głównie problemów samotności, lęku,  macierzyństwa, konsumpcyjności naszego świata, niezgody na pewne z góry  ustalone zasady.

Jak jest z komercyjnymi projektami? W Empik Cafe, można zobaczyć Twoje prace na ścianach, w empikowym sklepie jest sporo gadżetów z Twoimi projektami, możesz śmiało powiedzieć, że osiągnęłaś komercyjny sukces. Zmienia to jakkolwiek stosunek do tworzenia? Co ze spontanicznością tworzenia dzieje się w takim przypadku?
Empik akurat daje mi wolną rękę, chociaż  rzeczywiście te prace, które dla nich  powstają są dość komercyjne – ilustruję głównie ikony popkultury. Wiesz, ja  pracuję seriami, które często bardzo się różnią miedzy sobą nastrojem, tematyką. Są komiksy, okładki Lampy, seria ilustracji do artykułów/wywiadów o seksie w Wysokich Obcasach no i są jakieś moje prywatne projekty, na które mam oczywiście najmniej czasu. Chodzi mi o to, że to nie jest jakiś spójny, konsekwentny proces, tylko raczej seria katastrof.

Z którego ze swoich projektów jesteś najbardziej zadowolona, uważasz, że  to jest mój sukces, super fajnie, nic bym nie zmieniła, ale się cieszę?
O kurczę, nie ma takich. Zawsze prędzej czy później znajdę coś do czego mogę się przyczepić. Ale na szczęście bardziej od tych, które już powstały bardziej interesują mnie prace, których jeszcze
nie zrobiłam.

Tematy, jakie poruszasz w komiksach, swoich pracach traktują o rzeczywistości, prozie życia jak to ludzie mówią. Sama często jesteś ich bohaterką. Nie byłoby bezpieczniej „schować się” pod jakąś zmyśloną postacią niż mówić, krzyczeć „ja”?
Teraz coraz rzadziej rysuję siebie, prawie w ogóle. To były początki, kiedy nic właściwie nie musiałam i z nudów i frustracji rysowałam swoje życie. Potem, stopniowo dostawałam coraz więcej zamówień na ilustrację no i rzecz jasna nikt nie chciał, żebym rysowała siebie. Komiks Projekt Człowiek to co innego, traktowałam to jako poważniejsze przedsięwzięcie. Nie czułam potrzeby chowania się za jakąś zmyśloną bohaterką, chciałam, żeby to jednak było prawdziwie i szczere. Zrobiłam to, mam to za sobą, nie żałuję. Ale wyprztykałam się z rysowania siebie jako bohaterki  komiksowej. Kolejne komiksy traktują już nie o mnie, a jeśli czerpię ze swoich doświadczeń to w bardziej zawoalowany sposób. Paradoksalnie właśnie po to, żeby móc pozwolić sobie na więcej.

Życzę Ci dalszych sukcesów. Wielkie dzięki za rozmowę!

Dzięki, cześć!

Prowincja Nr 1-2 (9) 2010endo

ilustracja: “Prawo Murphy’ego” dla Elle //ilustracja z okładki Prowincja 1-2(9)2010