Plamka – Ahsan Ridha Hassan

dyptyk iza

Moja dziewczyna jest niewątpliwie najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Przypuszczam, że krzywisz się, chcesz podważać moje zdanie, mój punkt widzenia, mówiąc:

– Jasne stary, każdy myśli, że jego kobieta jest najbardziej, chwali ją przed kumplami, chwali ją przed rodziną jej, i jego, mówi o tym głośno i często, a im głośniej i częściej mówi, tym bardziej powątpiewa, utwierdza się, łudzi, łudzi siebie i innych i siebie poprzez innych, tym bardziej coś z nią jest nie tak, tym bardziej zauważa defekty, przykrótką nogę, lewą pierś mniejszą od prawej, lekki garb, zbyt długo niegolone włosy na nogach, nieświeży poranny oddech albo wypadkową czasu i urody, która to z tym czasem, co tu dużo mówić, szans nie ma żadnych; wtedy też, im tak głośniej i częściej mówi: moja, naj, najbardziej kurwa naj, wtedy też za innymi laskami się rozgląda i związek chyli się ku upadkowi, ku przepaści, ku końcu klifu nad oceanem, gdzie w dole czekają skały ostre jak żyletki, a te skały to jej pazury właśnie i zaraz zacznie się żałować, że jest naj, bo już nie naj w górę, w stronę uroczej nimfy, a naj w dół, w kierunku pikującej harpii.

Jeżeli coś takiego właśnie insynuujesz, przyjacielu, masz sporo racji. Co więcej, masz świętą rację. Ale problem jest taki, że moja dziewczyna, jak każda, już ma, jak to ująłeś, defekt. Nie zauważyłem go dopiero teraz, a dawno temu, w zasadzie to najpierw był defekt, a potem ona. I defekt ten wcale nie sprawia, że coraz głośniej nawołuję, przekonuję siebie, innych, siebie poprzez innych, że jest naj, czy, cytuję: najbardziej kurwa naj, że co noc patrzę w nocy w lewo, pod ścianę, gdzie ona akurat śpi i z trwogą wyglądam harpiego dzioba. Wcale tak nie jest, jest zupełnie inaczej! Ten defekt sprawia, że moja dziewczyna jest jeszcze bardziej piękna i unikalna i tak bardzo dla mnie.

A defektem jest plamka. Plamka na szyi, tuż pod lewym uchem. Takie ciemno-czerwone coś, stary nie znam się na kolorach, powiedzmy, że barwy wina cabernet sauvignon. Na pewno znasz, każdy to kiedyś pił. I ta plamka ma kształt taki rozlany, jak to plamki mają, wygląda jak nadgryziony piernik. Czemu piernik? Nie wiem, lubię pierniki, lubię ich zapach, kojarzą mi się przyjemnie, to taka moja magdalenka. I stąd się wzięło zdrobnienie mojej dziewczyny, pierniczku czasem mówię, ale stary, solidarność plemników, nie wygadaj się.

Nie pamiętam kiedy dokładnie poznaliśmy się, to było dość dawno, chyba na wiosnę. Ona siedziała na ławce, nad Wisłą, ja jechałem rowerem, patrzę w lewo, a tam promienie słoneczne padają na plamkę, która kontrastuje z bielą kołnierzyka dziewczęcej bluzki. Patrzę i wzroku oderwać nie mogę, bo zaraz czuję zapach dziewczyny, ten przyjemny, dziewczęcy zapach tuż przy szyi, pod uchem, już widzę jak całuję jej szyję, wędruję wyżej, potem niżej, a potem ona przejmuje inicjatywę i… Wypierdoliłem się popisowo, akrobatycznie. Dziewczyna zaśmiała się, podeszła, spytała, czy wszystko ze mną w porządku i tak się zaczęło.
Nie będę przynudzać historią miłosną, bo to takie ciepłe kluchy, wiadomo. Było miło, wiesz, spotkania, kawki, winka, wędrowanie dłonią wzdłuż pleców, w stronę haftek, tych cholernych haftek, które rozpiąć się nie dają tak łatwo, intymne chwile najpierw u mnie, potem u niej, potem dom rodzinny poznać, napić się, pokazać przed jej ojcem, że wódkę potrafię pić jak Polak, no bo bez tego, to daleko od jego najukochańszej, jedynej. Dalej wspólne lato, wspólne darcie kotów, jej fochy, moje przeprosiny, kilka kryzysów, wzniesienie się na poziom związkowego K2, no stary generalnie wiesz, normalne sprawy między ludźmi. I żyło nam się tak dobrze, do całkiem niedawna, w tym naszym słodko-gorzkim sosie.

Aż wyznała mi:
– Misiu, w piątek idę na zabieg.
– Na jaki zabieg, pierniczku? – Spytałem sprzed monitora, grając w grę jakąś przygodową.
– To brzydkie znamię usunąć – pokazała na plamkę.

I zmieniłem nagle gry, z przygodowej przed kompem na FPS’a, w realu. I mówię jej, że dlaczego, przecież ładnie tak z tą plamką, tyle lat, że mi się podoba i, że oczywiście będę dalej ją kochał, jak do tej pory, nawet bardziej, będę ją wspierał przed zabiegiem i po nim, będę codziennie przy łóżku siedział, książki na głos jej czytał, jakby okazało się, że jakieś komplikacje wyszły, nieporozumienia medyczne. I tuli się do mnie i całuje i dziękuje, że rozumiem, że jej to przeszkadzało, to brzydkie znamię, czuję jej łzy na swojej szyi, a potem się całujemy, rozbieramy, seks, na kanapie, taki zwyczajny, intymny.
Od tego czasu nie miałem chwili spokoju. Ona nigdy tej plamki nie lubiła, miała nawet kompleksy, zawsze kołnierzyk jakiś nosiła, zimą wyłącznie golf, a jak było cieplej to apaszkę albo chustkę, albo paszminę jedwabną, w kwiatki, perfumami pachnącą. I plamkę od brzydkich znamion wyzywała i jej nienawidziła, szczerze i głęboko i jakby mogła, jakby wiedziała jak, to już dawno by żyletką wycięła, przyznała mi się kiedyś, ale bała się oszpecić sama, wykrwawić. I mówiłem:

– Pierniczku, to nie tak, jesteś piękna dzięki temu, unikalna, inna, taka moja. Piękny bursztyn jest piękny, tylko i aż, ale bursztyn ze skazą jest unikalny.

Ale ona nie dała się przekonać, szła twardo, w zaparte. Mówiła, że jej nienawidzi, że to jakby inne ciało, obcy, huba na szyi jest, pod uchem, to znamię brzydkie. I, że nienawidzi też tego lekarza, tej położnej i tego szpitala, w którym nieumiejętnie jej poród odebrano i za mocno ściśnięto przy szyi i co matka umarła wtedy, a jej znamię zostało. To pamiątka, która boli, przez którą ma wyrzuty sumienia. Nieraz gładziłem, nieraz tuliłem, w ramiona brałem, uspokajałem, koiłem.

– Poza tym – wyznawała dalej. – Jak spojrzysz w telewizję, albo w blogi, w internet, wiesz, te wszystkie piękne dziewczyny nie mają takich skaz, takich znamion brzydkich. I chcę jak one uwolnić się od tego. Chcę być jak Ka albo jak Be albo De. Seksowna, piękna, wolna, bez skaz.

– Ależ jesteś seksowna i piękna i bez skaz – tłumaczyłem, ściągając bluzkę, całując po szyi, potem wyżej, potem niżej, a potem ona przejmowała inicjatywę. – A ta plamka tylko utwierdza w przekonaniu, że najczystszym pięknem jesteś, że ta nutka cierpienia, którą nosisz, tylko to piękno uszlachetnia.

Niestety rozmowy nic nie dały, ugiąć się musiałem, a jakbym się nie ugiął to i tak by zrobiła co chciała, bo tatuś za zabieg płacił, ten co wódkę z nim piłem, jak Polak prawdziwy. I chciała nie pamiętać o tym szpitalu i tych nieporadnych idiotach w kitlach, tych oprawcach swojej matki i jej. I chciała być, jak Ka albo Be albo De z telewizji i z plakatów i z kolorowych, uśmiechniętych pism.
I zrobiła tą operację. I już plamki nie ma.

I niby nic się nie zmieniło, wygląda już nawet jak te piękne dziewczęta z tych wszystkich krzykliwych i szepczących i pachnących i boskich reklam, wolna, lekka, bez wspomnień ciężkich, usuniętych skalpelem raz, a porządnie.

Ale coś się zmieniło.

I piszę, że niby tej plamki nie ma, a znowu na początku, że moja dziewczyna ma tą plamkę i jest najpiękniejsza. Nie stary, to żadna schizofrenia, ja po prostu… Patrzę na nią, jakby dalej tą plamkę miała i chciałbym to jakoś utrwalić, wiesz?

I siedzimy na kanapie i ona się do mnie przytula, ja do niej i jest po staremu, prawie. Patrzę na te dziewczyny z telewizora, z blogów, te lekkie, te aniołki co fruwają, perfekcyjne, bez skaz i patrzę na moją najpiękniejszą dziewczynę na świecie, na Ka, na Be, na De.
I nie jest tak, że próbuję przekonać, łudzić siebie, Ciebie mój przyjacielu i siebie poprzez Ciebie, że ona nie jest najpiękniejsza na świecie.

Wcale tak nie jest!

 ***

fotografia: Iza Zdziebko

>>> www.izazdziebko.com
>>> www.fotobzik.pl
>>> www.projektprzetwornia.com
>>> www.pracowniawspomnien.com