Hej, dziewczyny też czytają komiksy! – Rozmowa z Marią Lengren

Maria Lengren — śpiewa, gra na gitarze, pisze scenariusze i czyta dużo komiksów. Współprowadzi ze wspólnikiem własne wydawnictwo Planeta Komiksów. Opowiada nam o super mocach, miłości do tego medium i o tym, jak niektórzy w tym środowisku wciąż nie potrafią zrozumieć, że dziewczyny też czytają komiksy!

 

Autor: Paweł Mączewski

fot. Paweł Mączewski

 

Maria czyta komiksy od małego. Początkowo wprawiła tym w smutek swoich rodziców, którzy niespecjalnie przepadali za tym medium, chociaż w rodzinie był już jeden komiksowy artysta. Jej dziadkiem był Zbigniew Lengren, twórca serii przygód Profesora Filutka.

Jednak błędem byłoby sądzić, że Maria chciała pójść w ślady dziadka. Sama wręcz przyznaje, że niespecjalnie się z nim dogadywała. Jej miłość do komiksów rosła samoistnie (jak czas pokazał symultanicznie z pasją do tworzenia muzyki), a ku jej zaskoczeniu to właśnie dziadek był tym, który stanął w obronie… mangi — ukochanej i czytywanej pasjami wtedy przez Marię.

Z czasem komiksy stały się dla Marii nie tylko pasją, ale i pracą. Natomiast to, co niestety już nie zaskakuje, to sposób traktowania dziewczyn i kobiet w polskim komiksowie — środowisku wciąż mocno zdominowanym przez facetów. I o tym między innymi rozmawiam z Marią. No i o super mocach i robieniu tego, co się kocha.

Paweł Mączewski: Jaką chciałabyś mieć super moc?

Maria Lengren: Myślę, że możliwość podróżowania w czasie. Chciałabym sobie sprawdzić, jak bardzo przesadzamy z idealizacją różnych minionych epok. Zwłaszcza że ja sama potrafię dodawać im nierealistycznego czaru. Dlatego chętnie bym sobie poskakała po różnych momentach historii i sprawdziła, jak bardzo się zmieniliśmy… lub nie zmieniliśmy wcale. No i oczywiście zobaczyłabym przyszłość!

PM: Czyli wykorzystywałabyś swoje moce do własnych potrzeb.

fot. Paweł Mączewski

ML: Tak. Warto to zaznaczyć: nie próbuję zmieniać świata.

PM: Pierwszy komiks, jaki przeczytałaś, to była polska piracka wersja komiksu Marvela na podstawie filmu „Blade Runner – Łowca androidów”, później w twoim życiu pojawiła się manga, obecnie nie kryjesz swojej miłości do klasycznego sci-fi z lat 50. i 60., a wydajesz w dużej mierze komiksy erotyczne. Czy te wszystkie gatunki i zainteresowania przeplatają się u ciebie symultanicznie, czy trzymasz je poukładane w głowie na półeczkach i wyciągasz danego dnia w razie chęci lub potrzeby?

ML: Żyję w bardzo eklektycznym krajobrazie — tak jak powiedziałeś, to wszystko egzystuje we mnie symultanicznie i to się chyba tyczy u mnie różnych dziedzin. Kiedy np. studiowałam śpiew operowy, to jednocześnie grałam w zespole electro Mikrowafle i zakładałam zespół rockabilly. Ciężko było się wtedy przyznać nauczycielowi śpiewu, że jestem fanką Iggy’ego Popa, kiedy ćwiczyłam u niego arie. Z komiksami jest u mnie tak samo. Uwielbiam komiksy erotyczne, co nie przeszkadza mi też w tym, by lubić komiksy dla dzieci, mangi i science-fiction.

PM: Czego w takim razie szukasz w mandze, czego w science-fiction, a czego w komiksowej erotyce?

ML: Myślę, że w przypadku sci-fi i mangi występuje wspólny mianownik. Pamiętam, co tak bardzo mnie zaczarowało w mandze, kiedy byłam w szkole podstawowej — nie było tam rzeczy, które byłyby „zbyt dziwne”, żeby je pokazać. Bo nawet te najbardziej niecodzienne historie, które wydarzają się na mangowych kartach i stronach komiksów, często mówią o bardzo uniwersalnych rzeczach, które dotyczą nas tu i teraz. Tak więc ta „dziwność” jest jedynie narzędziem, by w nienachalny i bezbolesny sposób opowiedzieć prawdę o byciu człowiekiem.

 

Nieco inaczej ma się sprawa z komiksem erotycznym. Często dotyczy rzeczy mało związanych z rzeczywistością, a raczej daje upust fantazjom, którym niekoniecznie powinno się dawać upust w prawdziwym życiu. Natomiast najfajniejsze w komiksie w ogóle jest to, że twórcy mogą wpleść do niego pomysły, których przedstawienie w kinie byłoby niemożliwe. Brak ograniczeń tego medium zawsze kusiło mnie najbardziej.

PM: A który komiks jest dla ciebie tym najbardziej przełomowym, który miał na ciebie największy wpływ?

ML: Myślę, że była to seria o Sandmanie Neila Gaimana, którą odkryłam, mając lat 15. Dostałam totalnej obsesji na punkcie tego komiksu. Byłam wtedy przekonana, że jestem wirem snów – wcieleniem jednej z postaci, śniłam, że odwiedzam dom Pożądania (jednego z siedmiorga rodzeństwa władcy snów). Co ciekawe, po latach ten komiks trochę stracił w moich oczach i dzisiaj już go tak nie przezywam, jak wtedy.

PM: Czy w takim razie to dobry pomysł, by co jakiś czas wracać do tak ważnych tytułów i mierzyć się ze wcześniejszym zachwytem?

ML: To na pewno może być bolesne doświadczenie, bo sama tak miałam z wieloma powieściami i komiksami, przy których po latach okrutnie się zawiodłam. Mimo wszystko uważam, że jest to doświadczenie bardziej cenne, niż bolesne. Warto sobie wtedy odpowiedzieć na pytanie: co mnie kiedyś tak bardzo fascynowało w danym dziele. No i się przy tym trochę z siebie pośmiać — bo to, co dawniej było dla nas czymś tak cennym, dzisiaj jest jakąś oczywistością lub okazało się zupełnie inne, niż sobie wtedy wyobrażaliśmy.

PM: Komiksy z czasem stał się twoją pracą. Jednak społeczność komiksowa wciąż jest dużej mierze zdominowana przez facetów. Czy kiedykolwiek poczułaś się przez to niefajnie lub, że musisz coś komuś udowadniać?

ML: Miałam takie momenty, kiedy zaczęłam pracować w sklepie stacjonarnym z komiksami. Zdarzało się tak, że gdy przychodzili klienci i widzieli, że nie ma mojego szefa (obecnie wspólnika w wydawnictwie Planeta komiksów), to… uciekali (śmiech). Pewnie myśleli, że ze mną nie da się pogadać o komiksach lub byli mną wystraszeni. Wtedy potraktowałam to ambicjonalnie — może ci chłopcy spotkali w tym środowisku tak mało dziewczyn, że nie przyszło im do głowy, że mogą mieć ze mną, o czym pogadać? Nie było trudne pokazać im, że się mylą i z czasem pokazywać im, że dziewczyna też czyta komiksy i się na nich zna.

Oczywiście teraz też ludzie zakładają, że jestem co najwyżej żoną jakiegoś komiksiarza, albo dziewczyną mojego wspólnika. Myślę, że warto się jednak przyzwyczaić, że dziewczyny też są częścią tego środowiska. I myślę, że to nastąpi bardzo szybko, bo jest mnóstwo niesamowicie zdolnych rysowniczek, które moim zdaniem wręcz dominują, jeżeli chodzi o twórców w naszym polskim komiksowie. Natomiast nie chcę bagatelizować takich sytuacji, kiedy ktoś traktuje mnie protekcjonalnie, bo jestem dziewczyną.

To, że mnie to nie boli, a raczej śmieszy, nie oznacza, że nie mogłoby zranić kogoś innego. Co też ważne, bycie dziewczyną w komiksowie ma też jeszcze jedną cechę…

PM: To znaczy?

fot. Piotr Franaszczuk

ML: Ponieważ musi zostać zachowana pewna poprawność polityczna, to czasem zaprasza się mnie w różne miejsca (komiksowe wydarzenia, konwenty) tylko dlatego, że jestem kobietą. W myśl, że potrzeba tej jednej dziewczyny, która pogada o komiksach, by mieć na imprezie jakąś namiastkę równowagi płci. Niezależnie od tego, czy ja rzeczywiście jestem najlepszą osobą do danego tematu, o który się mnie pyta. No ale myślę sobie, że od czegoś trzeba zacząć, by wreszcie znormalizować tę sytuację, prawda?

PM: Kiedy postanowiłaś, że pora założyć i współprowadzić wydawnictwo komiksowe oraz jak wspominasz początki?

ML: Błędnie zakładasz, że to była w pełni przemyślana decyzja (śmiech). W rzeczywistości bardziej przypominało to pełne ekscytacji stwierdzenie z moim przyjacielem: a chodź, założymy wydawnictwo i będziemy wydawać komiksy, nie mam pojęcia jak, ale się dowiemy! I tak metodą prób i błędów zaczęliśmy to robić — w czym wtedy pomagał prowadzony przez nas sklep, w którym sprzedawalibyśmy własne tytuły. Ale u źródła zawsze kierowało nami motto: od fanów dla fanów. Nie ma w tym ściemy.

PM: Piszesz scenariusze, piosenki, współprowadzisz wydawnictwo komiksowe. Co byś poradziła dziewczynom, które chciałyby pójść w twoje ślady?

ML: Myślę, że komiks to takie medium, które bardziej niż inne wymaga wytrwałości — bo to praca pochłaniająca ogromną ilość czasu. Jeżeli chodzi o pisanie scenariuszy, to ja nadal się tego uczę i na swojej drodze natknęłam się na wiele niespodziewanych przeszkód. Trzeba znaleźć rytm pracy ze sobą, jak i z rysownikami. Komunikacja to podstawa. To prawda, że jako dziewczyny musimy się może trochę bardziej pilnować, by odbierano nas równie rzetelnie, co chłopaków, ale nie możemy się tym zniechęcać. Jeszcze będzie przepięknie i normalnie. Już za chwilę.

 

Maria Lengren– współwłaścicielka i redaktor naczelna wydawnictwa Planeta Komiksów. Od kilku lat udziela się w branży komiksowej także jako tłumaczka z j. angielskiego i scenarzystka. Absolwentka wydziału wokalno-aktorskiego Łódzkiej Akademii Muzycznej. Poza działalnością wydawniczą zajmuje się muzyką, śpiewa w kilku zespołach, komponuje, pisze o komiksie i popkulturze oraz gromadzi cenną wiedzę o mackowatych potworach z kosmosu.

 

 

Paweł Mączewski – z wykształcenia socjolog, z zawodu dziennikarz. Były redaktor naczelny VICE Polska, obecnie sekretarz redakcji Magazyn Kreski, traktującego o sztuce komiksu. Publikował w Gazecie Wyborczej, recenzował na Film.org, pisze felietony do Naekraniepl. W wolnych chwilach ogląda klasyczne horrory, stare filmy akcji oraz rysuje komiksy o potworach.

–> Śledź autora na Facebooku.