Głód – wywiad z Martinem Caparrosem – Natalia Soszyńska

Mateusz Sztajnke :: www.sztajnke.com

By przygotować swoją kolację, Amena z Bangladeszu bierze do chudej ręki rondel, wlewa do niego wodę i gotuje kamienie z patykami. W taki sposób też oszukuje wieczorami głód swoich dzieci, które przestają płakać i zasypiają, ukojone błędnym przeświadczeniem, że rano będą miały co zjeść.

Amena to jedna z dwóch miliardów bohaterów książki Głód Martina Caparrosa, argentyńskiego pisarza, dziennikarza i podróżnika. Na siedmiuset ciasno zapisanych stronach opowiadają oni historię swojej walki z codziennym upokorzeniem. Stawką jest przetrwanie.

Głód zaczyna się w Nigrze, pod lichą chatą Aishy, której dziecko właśnie umarło. Nie pomógł ani czarownik, ani Bóg, ani Lekarze bez Granic. Jej mały synek zmarł z głodu, a Aisha nie rozumie, dlaczego tak się stało. I nie zna na to lekarstwa. Nie wie, że placek z prosa, który stanowi ich jedyne pożywienie w ciągu dnia, to zdecydowanie za mało, by jej dziecko mogło odpowiednio się rozwijać. I trzeba zaznaczyć, że taki placek nie zdarza się codziennie. Są dni, gdy w Nigrze nie je się nic.

Ustalmy kilka podstawowych rzeczy. Ludzie umierają na świecie z głodu. Piszę specjalnie: umierają z głodu, ponieważ organizacje międzynarodowe, które zajmują się walką z nim, wolą mówić o problemie niedożywienia czy bezpieczeństwie żywnościowym. A głód to głód.

Głód nie bierze się z braku żywności czy biedy, a ze złej dystrybucji jedzenia. Ubóstwo jest jednym z elementów całego zjawiska, ale nie jest przyczyną głodu na świecie. Wiemy na pewno, że na naszej planecie jest wystarczająco dużo jedzenia, by wykarmić wszystkich ludzi. Faktem jest również, że kraje największego ubóstwa są traktowane jak wielkie pola uprawne świata. Tysiące hektarów ziemi są sprzedawane korporacjom razem z ludźmi, którzy na niej żyją. Kolonializm nie umarł, ma się dobrze i rozwija pod wieloma różnymi nazwami: wolnego handlu, globalizacji.

Caparros pytanie „czym jest głód”, stawia sobie w książce na dziesiątki sposobów. Głód można ująć jako metaforę nierówności, która każdego dnia stwarza napięcie między tymi, którzy mają co jeść a tymi, którzy nie mają. Ci, którzy mają, akceptują ten stan rzeczy. Tych, którzy nie mają, nikt o nic nie pyta. Głód to nieprzenikniona granica między obserwacją zjawiska a jego doświadczaniem, bo jakże można powiedzieć dziecku leżącemu na ziemi, którego oczy i usta pożera robactwo: to, co czujesz, to metafora nierówności, jaka nas dzieli?

Trudne pytania pisarz zadawał sobie i swoim rozmówcom z różnych stron świata: gdybyś mogła poprosić czarownika lub Boga, o cokolwiek chcesz, co by to było? W odpowiedzi słyszał: krowę, ryż, ziarno. Jeśli ktoś ośmielał się marzyć bardziej, Caparros słyszał: dwie krowy.

Nie potrafimy pojąć, dlaczego odpowiedź nie brzmiała: gdybym mógł sobie zażyczyć czegokolwiek, chciałbym mieć pieniądze, zdrowie, siłę i dobrą pracę, by móc wykarmić swoją rodzinę.
Być może, gdybyśmy potrafili zrozumieć, że głód, który uciska jego bohaterów, tak bardzo odbiera możliwości przewidywania kolejnych dni, zrozumielibyśmy, że człowiek głodny nie potrafi pomyśleć o przyszłości. W krajach, o których pisze Caparros, przyszłość nie istnieje. Jakby jakiś potężny Czarownik lub Bóg zdecydował, że przyszłość jest jego mieszkańcom niepotrzebna. Nie ma jedzenia, nie ma przyszłości.

Przyjrzyjmy się na chwilę Afryce, spękanej ziemi Nigru. Nigru bogatego w zasoby naturalne. Ten afrykański kraj jest drugim na świecie producentem uranu. Wydobyciem uranu, a więc i czerpaniem z niego zysku, zajmuje się francuska korporacja Areva. Francuskie korporacje wydobywają nigerski uran od końca lat 60. Za każdym razem, gdy odkrywane są nowe złoża, w nigerskim rządzie wrze. Biją się o nie Chińczycy i Francuzi. A w Nigrze panuje głód i susza. Bogactwa są przejadane, ale nie przez tych, którzy są naprawdę głodni.

Głód to nie tylko bolesna diagnoza jednego z najpoważniejszych globalnych problemów. To też arcyciekawe zjawisko literackie. Napisać, że to doskonały przykład zaangażowanej literatury faktu, byłoby niedomówieniem. To literatura zmuszająca do działania, to manifest wściekłości. Caparros prowadzi w swojej książce dwie różne poetyki. Reportaż i wewnętrzne monologi. Fragmenty wewnętrznej rozmowy wytrącają z rytmu czytania, są jak policzek na otrzeźwienie po kolejnej dawce bardzo mocnych faktów.

Bo jego książka to kopalnia wyników badań, danych i informacji pochodzących od międzynarodowych organizacji powołanych do walki z głodem. Caparros wykonał tytaniczną pracę. Rzucił się na temat przepastny i zrealizował go tak dogłębnie, że będziecie zmuszeni robić sobie przerwy w trakcie czytania. Ale nie zmęczy was język, bo ten płynie bardzo wartko i porywa wyobraźnię. Zmęczą was fakty i coraz większa świadomość tego, co dzieje się każdego dnia na naszej planecie. Kenia, Niger, Bangladesz, Sudan, Madagaskar, Argentyna, Hiszpania, Stany Zjednoczone. Tak, Stany Zjednoczone. Głód sięga również do światowej stolicy konsumpcjonizmu, by poddać analizie chorobliwą otyłość społeczeństwa amerykańskiego, jako kolejną odsłonę monstrualnej machiny głodu.

Trudno tę książkę przeczytać. Jest wielka, nieporęczna, odpychająca, doprowadza do furii i obłędu. Ale to książką, która zmienia coś w człowieku. Jest jedną z tych pozycji w literaturze, która daleko wychodzi poza jej przyjęte granice. W Głodzie rozgrywają się historie, które nie milkną po zamknięciu ostatniej karty. Będziesz o nich myśleć, analizować, wspominać, będziesz czuć potrzebę, by zmienić swoje przyzwyczajenia. Być może zaczniesz na nowo szanować to, co jesz. Być może zrozumiesz, co oznacza umierać z głodu.

Spotkałam się z Martinem Caparrosem w Sopocie, był początek lata, nadmorski kurort. Ludzie dookoła cieszyli się słońcem i jedli lody, a my rozmawialiśmy, dlaczego dzieje się tak, że w czasie, gdy przeczytasz ten wywiad, na świecie, z głodu, zjadane przez robactwo, po niewyobrażalnych torturach, umrze prawie trzydzieścioro dzieci.

Natalia Soszyńska:

Głód to wielka, ciężka i nieporęczna książka. Czytałam ją codziennie w drodze do i z pracy, w komunikacji miejskiej. Ludzie często zerkali mi przez ramię i czytali ze mną, interesowali się nią. A kiedy ktoś mnie pytał, o czym jest ta książka, to po usłyszeniu odpowiedzi, padało często: to nie dla mnie, ciągle te głodne dzieci. Mamy tyle swoich problemów…

Dlaczego uważamy, że głód światowy to nie nasz problem?

Martin Caparros:

Bardzo prawdopodobną przyczyną tego, że głoduje prawie miliard ludzi na świecie, jest właśnie fakt, że nie jesteśmy gotowi postrzegać tego zjawiska jako wspólnego problemu. Ludzie, którzy cierpią głód, to nie są nasi przyjaciele czy koledzy z pracy, z którymi się spotykamy na co dzień, więc łatwo sobie pomyśleć – to nie moja sprawa. Dlatego dzieje się właśnie tak, że największy wstyd ludzkości – głód, nas nie dotyczy.

Myślę, że świadectwem wyższego rozwoju cywilizacji byłby właśnie stan, w którym zrozumielibyśmy, że problemy, które nas bezpośrednio nie dotyczą, również są naszymi problemami. Że coś jest nie w porządku w sytuacji, kiedy na naszej planecie jest wystarczająco dużo pożywienia dla wszystkich, a mimo to głoduje miliard ludzi.

NS:

Żyjemy w czasach wielkich migracji. Czy wędrówki coraz większych społeczności mogą być okazją do dialogu o tym, co do tej pory nie miało dla nas nazwy?

MC:

Nie wiem, czy to pomoże nam zrozumieć ten problem, ale prawda jest taka, i jest to dość cyniczne, że powodem wielu tych migracji jest właśnie głód, który wygania ludzi z ich domów. Często, kiedy w mediach wspominany jest problem głodu czy migracji, przytacza się argument, że warto byłoby tę sytuację rozwiązać u źródła. Wskazuje się kraje w Azji czy Afryce i snuje pomysły na poprawienie warunków bytowych na miejscu. Staje się to argumentem w walce z migracjami. To cyniczny argument. Ci ludzie i tak będą migrować, szukać swojego miejsca do życia. Głód jest jednym z powodów, a przecież każdy chce żyć lepiej. Świat nie jest własnością państw a domem otwartym ich obywateli. Więc nie sądzę, by rozwiązywanie problemu głodu na świecie z wygody było w porządku. Powinniśmy rozwiązać ten problem, bo on jest dla nas ważny.

NS:

Ryszard Kapuściński powiedział, że cywilizacja, która nie zadaje pytań, która wyrzuca poza siebie świat niepokoju, krytycyzmu, poszukiwań, jest cywilizacją stojącą w miejscu, sparaliżowaną. W pańskiej książce przeczytałam, że żyjemy w epoce bez wyraźnego pomysłu na nowy paradygmat, na kierunek, w którym chcemy podążać. Ale czy możemy liczyć, że w epoce poszukiwania odpowiedzi, z czasem narodzi się rewolucja?

MC:

Takie szanse są zawsze, od kiedy istnieje nasza kultura. Studiowałem historię, wiem, że nie ma takiego porządku na świecie, który trwałby stale i zawsze. Problem polega na tym, że taki nowy projekt, pomysł czy idea nie materializują się z dnia na dzień, to zawsze trwa, czasem całe dekady. Wydaje się, że coś świta na horyzoncie, ale naprawdę trudno jest powiedzieć, czy potrwa to dziesięć, czy pięćdziesiąt lat. Czy w ogóle przyjdzie.

NS:

W swojej książce przytacza pan ogromne liczby, porażające. Miliony ton gnijącej soi, obok tego setki tysięcy dzieci, które umierają z głodu. Ogromne góry mięsa, kilogramy otłuszczonych, chorych od śmieciowego jedzenia ciał. A jednocześnie potrafi pan opisać dźwięk kamieni w pustym rondlu i odświeżanie starych parówek proszkiem do prania. Jak się wraca do domu po takim doświadczeniu?

MC:

Nie musiałem nigdzie wracać, bo od wielu lat ten temat mnie zajmuje i jest mi bliski. Nie zbliżyłem się do tych ludzi, by napisać książkę, a napisałem książkę, która była wynikiem tej bliskości. Od prawie trzydziestu lat kręcę się koło tego tematu. Oczywiście, te sceny budzą we mnie emocje i je bardzo przeżywam, ale oglądam je od wielu lat, to niestety nie jest dla mnie nowość. Żeby sobie poradzić, tłumaczę sobie, że robię to, by o tym opowiedzieć, inaczej nie umiem. Chciałbym, aby ludzie dzięki tej książce też poznali tę rzeczywistość i przez to spróbowali ją zmienić.

Wywiad powstał w 2017 r.

Natalia Soszyńska – Mieszkam i pracuję w Gdańsku. Jestem creative copywriterem: piszę w pracy oraz w czasie tak zwanym wolnym. Tworzę hasła reklamowe, nazwy dla marek, kampanie. Kreuję, rysuję i przenoszę pomysły na scenariusze spotów telewizyjnych, internetowych i radiówek. Robię wywiady, piszę artykuły, recenzje książek, reportaże. Jestem związana z Festiwalem Literacki Sopot. Nałogowo czytam. Moje przemyślenia o książkach oraz słabej jakości zdjęcia znajdziesz na Instagramie @wszystkielitery.

 Grafika na górze strony: Mateusz Sztajnke.

 Zobacz także:  Przekazujemy Głód – promujemy akcję czytelniczą!

>>> Tekst i wywiad powstały na potrzeby gazety Festiwalu Literacki Sopot