Giganci – tak, prowincja – nie – Karolina Janikowska

K.Janikowska

Karolina Janikowska utkała Miedziankę. Dosłownie. Miejsce, które niemal całkowicie zniknęło, zapadło, wyłania się ponownie za sprawą „In KUPFERberg”. Takie rzeczy dzieją się na prowincji?! Nie, bo to sformułowanie zupełnie z innej epoki. Rzeźbę Karoliny Janikowskiej można oglądać na wystawie PROWINCJA duż[EGO] FORMATU w Głogówku. Z artystką rozmawia Kinga Markowska.

Miedzianka od pewnego czasu staje się jakościowo spotęgowana. Jesteś tego świetnym przykładem, ale Miedziankę uwielbiają także reporterzy, dokumentaliści i literaci. Można już mówić o romantyzacji Miedzianki?

Pamiętam, że na początku jeździliśmy do Miedzianki większa grupą, ponieważ przygotowywaliśmy całą wystawę poświęconą temu miejscu i chyba nikt nie myślał o tym, że za naszą sprawą romantyzuje się mała górska miejscowość. Znaleźliśmy kopalnię pomysłów, historii i wątków. Nie zastanawialiśmy się nawet nad tym, czy Miedziankę powinno się włożyć w ramy definicji, czy na przykład dookreślić ją właśnie poprzez nazwanie prowincją. My zaczęliśmy żyć tym miejscem. Oczywiście przy okazji je naznaczając, ponieważ w Miedziance do dzisiaj zostało kilka dzieł bezpośrednio powstałych w oparciu o jej historię. Tak naprawdę, podczas odkrywania Miedzianki – artyści i mieszkańcy stali się partnerami. Nikt z nas nie odczuwał też misji uporczywego opowiadania o tym co się tam stało, bo w innym wypadku wszyscy o tym zapomną.

Ale Ty pojechałaś do Miedzianki w dwóch rolach – reporterki i artystki?

Tak, ale w moim przypadku jest zupełnie naturalne, bo zawsze pracuję w ten sposób. Zwykle, gdy jakaś historia mnie zainteresuje, to staram się bardzo dokładnie zbadać wszystkie powiązania. Ja to nazywam „gigantycznym poszukiwaniem”.

Giganci na prowincji.

Moim zdaniem takie sformułowanie jest trochę z innej epoki. Czy naprawdę aż tak bardzo zastanawiamy się, gdzie jest prowincja, a gdzie ten „wielki świat”? Wszystko zależy od skali. Miejscowość, z której pochodzę jest prowincją względem Poznania, ten z kolei można uznać za prowincję wobec Berlina czy Nowego Yorku… Prowincja prowincji nierówna. Na przykład moja praca, prezentowana na wystawie, która nosi tytuł „In KUPFERBerg” dotyczy maleńkiego miasta w górach, które zdecydowanie można by nazwać “prowincją”. Wystawa, na której po raz pierwszy była prezentowana odbyła się w BWA w Jeleniej Górze na Dolnym Śląsku, miejscowości, gdzie mieszka ponad 6 razy mniej ludzi niż w Poznaniu, a i tak wystawę, którą zobaczyłam w poznańskim Arsenale widziałam najpierw właśnie w jeleniogórskim BWA i szczerze powiedziawszy tam jakoś bardziej mnie urzekła. Wracając do sedna: nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek użył wtedy słowa „prowincja” odnosząc się do miejsca, którego dotyczył temat projektu. Każdy patrzył na Miedziankę – bo o niej tu mowa – jak na kopalnię (nieraz dosłownie) pomysłów, splątanych wątków, historii ludzi, którzy tam mieszkali, którzy stamtąd odeszli… Być może – patrząc na to z boku – byliśmy “artystami na prowincji”, ale nigdy bym nie wpadła na to, aby użyć tego słowa, podobnie jak gdy wracałam do studia do Poznania nie mówiłam, że wracam do “dużego miasta”. Ja po prostu nie posługuję się na co dzień tymi terminami, być może dlatego, że sama pochodzę z miejsca, które jest tą prowincją. Artysta może być wszędzie. Powinien być wszędzie i na pewno nie po to, aby coś go “nobilitowało” albo on “nobilitował” to miejsce. Nie o to tutaj chodzi.

To oznacza, że przestrzeń wrażliwości niekoniecznie współistnieje z kontekstem geograficznym?

Moim zdaniem wrażliwość posiadana przez prowincję jest jednak inna. Nie chcę mówić, że gorsza, ale każda przestrzeń generuje inny rodzaj wrażliwości. Bardzo często okazuje się także, że miejscowość oddalona od centrów kulturalnych, rozwija swoją wrażliwość czerpiąc z zupełnie innych bodźców i nie poprzestając na tym, a czasami zyskuje nawet przewagę nad centrum – także jeśli chodzi o sztukę. Trzeba tylko podkreślić, że prowincja nie jest wyznaczana przez kontekst geograficzny, bo to niedopuszczalne.

Co z lokalności – z jej struktury, możemy przenieść na świat sztuki?

Myślę, że świat sztuki charakteryzuje się innym rodzajem „lokalności”. Nie są to powiązania terytorialne, a bardziej… tematyczne, mówiąc najogólniej. W pozornie spójnej strukturze, jaką jest wyższa uczelnia artystyczna istnieje mnóstwo odmiennych punktów widzenia, które prawdopodobnie nigdy się ze sobą nie zejdą. Bardziej lokalnie już chyba być nie może, a nie jest to miejsce w żadnym stopniu jednolite i zespolone na wieki tylko dlatego, że zajmuje to samo terytorium.

Prowincja duże[EGO] formatu