Dług – Aneta Żukowska

Konrad Peszko "Dług"

Pamiętała doskonale kiedy przestała go kochać. Wystarczył jeden wieczór, parę godzin, wiele lat temu. Wtedy właśnie coś pękło. Właściwie nie coś, ale bardzo konkretna nić między nimi. Nie z tych jedwabnych o szlachetnym wykończeniu. Żadna z nici, nadających jedynie urok szklanym koralikom. Nie, to była prosta, mocna nić, łącząca trwale dwie poszarpane tkaniny ich wstydliwych marzeń. Nić szacunku.

Konrad Peszko "Dług"

Nie było go w tej historii, nie było go z nią tego wieczoru. Wróciła do domu sama, pijana, z innym światem w głowie, ze zdradą za paznokciami. A on stał nad nią, trzymał jej włosy, gdy zwracała ten obcy świat ziemi, pochylona nad białą muszlą. Stał nad nią pełen czułości, rozgrzany snem. Nagi, chudy, przerażony. Otarła usta, spojrzała mu w oczy, zaraz potem na kościste palce bosych stóp na zimnych kafelkach. Wreszcie wybuchnęła śmiechem, który oznaczał koniec. Koniec, którego nic nie zapowiadało, przed którym nie mogła ich uchronić. Zdradziła go tamtej nocy. Tak po prostu. Lekko. Z młodości i z młodością. Wiele lat temu.

– Czy życzy sobie pani jeszcze czegoś do picia? – miękki głos stewardesy nie spodobał jej się. Nie pasował do tej układanki.

– Nie, dziękuję – odparła szorstko.

Po chwili łagodniej – Może drugą kawę. Dziękuję.

– Oczywiście, zaraz przyniosę – zabrzmiało z różowych ust o lekko zapadniętych kącikach.

Słońce powoli wschodziło nad horyzontem. Gdzieś tam, dziesięć tysięcy metrów niżej rozciągała się zimna płachta stalowej wody, przykrywająca krainy bezludzkich, chybionych gestów.

– Znowu się zdrzemnąłem – usłyszała nagle obok swojego ramienia. – Nie chce ci się już spać? – spojrzał na nią, przecierając lewe oko.

– Nie. Wypiłam kawę – odparła, jak gdyby nic się nie stało. Jak gdyby ostatniej nocy spał z nią w hotelowym pokoju. Jak gdyby go kochała.

– Jestem skonany. Nie mogłem spać ostatniej nocy, szwendałem się po plaży prawie do rana – kłamał, niepytany.

– Pewnie denerwowałeś się lotem – przyszła mu z pomocą, nieproszona.

– Może rzeczywiście.

Milczeli.

– Teraz kolejna noc z głowy. Mam chociaż nadzieję, że gdy dolecimy pogoda będzie znośna – uniósł ramiona do góry i z westchnieniem się przeciągnął. Stewardesa przyniosła kawę.

– Czy wie pani może jakie są prognozy pogody? – zapytał.

– Ma być słonecznie, tylko trochę wietrznie. Raczej ciepło.

Pokiwał głową z zadowoleniem, po chwili jęknął.

– Chyba jeszcze pójdę spać.

Odwrócił się i ułożył się na małej poduszce. Pokład samolotu zaczynał ożywać się głosami przebudzonych pasażerów. Niektórzy przerwali swój sen specjalnie na wschód słońca. Mówili niemalże szeptem, jakby to był teatr, w którym rozgrywa się długo oczekiwany spektakl. Nie rozumiała ich.

On znów spał. Zmęczony. Kiedyś wierzyła, że narodzili się do wspólnej miłości, której rozwój nagle został przerwany. Umarła zbezczeszczona. Nigdy nie pozwolili pochować jej truchła. Pamiętała moment końca, ale nie była pewna, czy wiedziała, kiedy rozpoczęło się szczęście. Czy był to pierwszy spacer wśród wysokich traw nad rzeką? Teraz zapragnęła, by dać mu ten początek raz jeszcze, podarować mu nową miłość. Z tej prostej przyczyny, by nie zamykać go swoim odejściem na drugiego człowieka. By nie posiadać. Uwłaszczenie na pożegnanie.

Głosy ludzi na pokładzie były już zupełnie normalne, jakaś para kłóciła się o mały, cyfrowy aparacik, ktoś mówił, że ma ochotę na pierogi, że samolot jest za głośny.

Została z nim dla niego, została z nim przy dniach i nocach, których nie chciała, krzątała się przy sprawach, które był jedynie nazbyt długą próbą. Prowizorka, w której trzeba było zamieszkać na stałe. Tak często zdarzało im się mówić jednocześnie to samo. Inni właśnie to nazywają miłością, dla niej to nigdy nią być nie mogło.

Dzieci śmiały się, starsza pani siedząca po przeciwnej stronie ich foteli zdrzemnęła się. Obok niej, przy oknie siedziała brunetka o ciemnych, lśniących włosach, podwiniętych lekko za kształtne ucho, ze zmrużonymi oczami.

Czy to mogła być ona? Czy myślała o minionej nocy, obejmując i głaszcząc swoje ramiona, tak jak i on je głaskał swoimi ciepłymi dłońmi? Chciała, żeby to była ona. Czy będzie dla niego dobra? Wystarczająco? Jak mu pomóc? Ocalić go przed wyrzutami sumienia, przed strachem, że kogoś skrzywdził, przed nią samą. Sweter krył strome piersi, pociągłą twarz zdobiły wydatne usta. Łagodna uroda, która mogła, ale nie musiała rozbłysnąć w świetle dnia.

Gdyby tylko miała szansę zamienić z nią parę nic nieznaczących słów. Może pachnie jednak tą samą plażą, którą on pachniał jeszcze poprzedniego ranka. Samolot rozdzierał powietrze. Powietrze lekkie, bez ziemskiego brzemienia. 823 kilometry na godzinę.

Tyle mu zawdzięczała, ale nie czuła wdzięczności. Bo i za co? Ludzie ofiarowują sobie siebie, swoją cząstkę świata, z własnym mozolnie wypracowywanym słownikiem, pełnym niedopowiedzeń. Nie ma długu. Nie można za to wystawiać rachunku, nie ma też napiwków.

Dobiegł ją dźwięk wózka, na którym stewardesy rozwoziły śniadanie. Była głodna, ale wolała, żeby to nowe poruszanie nie obudziło go jeszcze. Niech śpi, niech nie udaje. Nie obudził się. A może nie spał? Może odwrócony od niej patrzył cały czas na brunetkę?

Zjadła śniadanie w samotności. Chleb z masłem i z konfiturami. Tak jak lubiła. Z czarną herbatą z jedną kostką cukru. Przez chwilę wszystko stało się poukładane, bezpieczne. Chleb przykuwał do życia. Zapatrzona w ciemną plamkę na tafli okna, przeżuwała – myślące, smutne zwierzę. Tak po prostu. Otarła usta serwetką. Jak zawsze.

Brunetka też patrzyła na niebo. Czy powiedział jej prawdę? Że muszą się ukrywać, że muszą udawać? Nie było żadnej prawdy. Nieopalone dłonie, na palcach pierścionki, ale żaden ze znaczących przywiązanie. Była zapatrzona, lecz nierozmarzona, niemelancholijna. Była znudzona. A może zobojętniała? Czy także czuła strach przed zobojętnieniem? Czy poddawała mu się z ulgą, z niezdrową przyjemnością?

On nie był zdolny do obojętności. Nie znał też obawy przed nią. Czy też długo całował jej szyję? Była jedyną kobietą w jego życiu. Do wczoraj. Krótki romans, który może zniszczyć człowieka. Tak tego nie chciała. Chciała mu powiedzieć, że go nie kocha i że on może kochać. Tylko on by tego nie zrozumiał. To zbyt proste, w ogóle nieoczywiste.

Brunetka odgarnęła włosy z twarzy, przymknęła oczy, oparła się o zagłówek. Czy byli umówieni? Czy spotkają się za dwa dni w tej kawiarni na tyłach rynku, gdzie mają najlepsze pistacjowe lody? Czy potem będą do siebie wysyłać potajemne sms-y? Mieli tak niewiele miejsc do ukrycia, a  tak wiele chcieli ukryć. Niepotrzebnie.

Gdyby spotkali się w mieście swoich młodości, jego architekturę tworzyłyby ich chwiejne wspomnienia, a ulice nosiłyby imiona byłych kochanków. Bruk lśniący deszczem z jej snu przeszłości, miarowy stukot wysokich obcasów z jego wizji. Fontanna na małym placyku, chmurny wieczór, latarnie rozpraszające ciepłym światłem szare chodniki. Spacery parkiem bez celu, gołębie, które ona lubiła karmić, a których on nie znosił. Kino, do którego chodzili co tydzień, jej zagubiona rękawiczka pod fotelem.

Obudził się, przełknął ślinę.

– Która godzina? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, zerknął na zegarek.

Nie patrzyli na siebie. Chciała, aby na nią spojrzał. Będą kiedyś tego dnia żałowali. Będą pragnęli, by był inny. Ale on nie mógł być inny. Czas będzie płynął, a oni zastygną w nim nad stalowym, milczącym niebem, nad zimną przestrzenią, zastygną z ukrytymi twarzami w dłoniach. Dwie kruche rzeźby. Każde z nich będzie miało zupełnie inną wersję wydarzeń tego, co się stało. I żadna nie będzie prawdziwa.

– Jesteś zadowolony z wyjazdu? – zapytała, żeby powiedzieć cokolwiek. Zmarszczył czoło, spojrzał na nią zaniepokojony, a może z wyrzutem? Szybko zrozumiała swój błąd. Odebrał to jako podejrzenie.

– Wypocząłeś? – dodała.

–Tak, choć teraz umieram ze zmęczenia – zakończył głębokim ziewnięciem.

Ona też chciała odpocząć, chciała wreszcie odetchnąć. Ale to już niebawem. Jeszcze chwila. Czemu to musiało tak wyglądać? Przecież mogliby się śmiać z tej całej sytuacji. Cieszyć tym i wspólnie planować swoje życia osobno. Doradzać sobie. Ostatecznie, byli przecież przyjaciółmi. Zapragnęła, aby to wszystko się już skończyło. Aby światła zostały zapalone, a publiczność po prostu wyszła. Bez oklasków. Odchyliła głowę, sen lekko połechtał ją pod powiekami. Tak – pomyślała, decyzja już zapadła. Weźmie swoją walizkę na lotnisku i po prostu z nią odejdzie. Zgubi się w tłumie, zniknie w łazience, ucieknie do innej taksówki. Bez pożegnania. Tak żeby miał jeszcze czas dogonić brunetkę, wyszeptać jej o swojej nieoczekiwanej wolności. Ale on oczywiście tego nie zrobi, będzie jej szukał, dzwonił, martwił się. A gdy ona wreszcie odbierze i powie mu, że to koniec, on uzna, że to dlatego, że odkryła jego zdradę. I tak nic się nie uda, wszystko się poplącze.

Lampki, nakazujące zapięcie pasów, zaświeciły się. Grzbiet miasta już groźnie wyostrzał swoje kontury. Samolot obniżał się, staruszka przymknęła oczy ze zdenerwowania. Ona także je zamknęła w oczekiwaniu, aż minął kolejne minuty.

Samolot lekko podskoczył i sunął z hukiem po płycie lotniska. Zatrzymali się, tłum podekscytowanych pasażerów wylał się z samolotu w stronę podstawionych autobusów. Kilka chwil potem czekali już na swoje walizki. Brunetka wzięła swoją, małą, niebieską na czterech niewygodnych kółkach i  ruszyła przed siebie, nie oglądając się. Nie było chwili do stracenia. Już i ona trzymała swoją walizkę, już nurkowała między ludzi, tak żeby zgubić swoje ciało między ich ciałami. Już była metr, półtora metra od niego. Jednak on chwycił jej rękę. Mocno. Nie zabrała swojej dłoni. Przeciwnie, uścisnęła ją i pomyślała, że to nic. że w takim razie później. Za rok przecież znowu wyjadą na urlop.

Kraków 2013

 

autor grafiki: Konrad Peszko

Aneta Żukowska – rocznik 1983, z wykształcenia filozof oraz antropolog kultury. Studia ukończyła na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, obecnie mieszka w Krakowie. Zawodowo niezależna dziennikarka i reportażystka. Publikowała m.in. na łamach Tygodnika Powszechnego i Gazety Wyborczej.

W październiku tego roku otrzymała wyróżnienie w konkursie na opowiadanie kryminalne „Poznań Zły”, który odbywa się w ramach poznańskiego Festiwalu Fabuły.

Więcej opowiadań autorki